poniedziałek, 12 maja 2014

Dario Argento - Opera przemocy


Opera - ta najbardziej włoska ze sztuk, prędzej czy później musiała zafascynować Argento na tyle, by poświęcił jej w całości fabułę kolejnego ze swoich dzieł. Va Pensere z Nabucco Verdiego, cytowane w Inferno, było pierwszym jego odniesieniem do tej gałęzi sztuki, przeradzając się po kilku latach w pełnometrażowy obraz, zatytułowany na rynku amerykańskim Terror at the Opera. We wstępie muszę się przyznać, iż to mój ulubiony obraz reżysera z lat 80-tych, na co złożyło się wiele czynników. Do tego stopnia, że po latach, znając już dobrze jego twórczość, ośmielam się zakwalifikować go jako znakomite podsumowanie dotychczasowej kariery, obraz, który skumulował w sobie cechy poprzednich dzieł, znakomicie łącząc wywodzącego się w linii prostej z giallo, zamaskowanego, noszącego czarne rękawiczki zabójcę, z prawdziwie wizjonerskimi scenami mordów. Doskonale wyreżyserowany majstersztyk, ze świetną fabułą, przywodzącą na myśl najlepsze dokonania scenopisarskie Włocha. 

Cała intryga rozpoczyna się na scenie operowej, gdzie światowej klasy diva, Mara Czekova, po kłótni z nowocześnie podchodzącym do inscenizacji widowiska reżyserem Marco (Ian Charleson), w gniewie opuszcza budynek opery i wpada pod nadjeżdżający samochód, łamiąc nogę. Sytuacja ma miejsce w dzień premiery Makbeta, w zastępstwo zostaje wysłana jej zmienniczka, młoda śpiewaczka Betty (Cristina Marsillach), której debiut wypadnie w operze Verdiego, w roli Lady Makbet, będącej scenicznym przekleństwem. Premiera na szczęście wypada znakomicie, jednak śpiewaczka bierze sobie do serca wypadek jaki ma miejsce podczas tego wydarzenia - oświetlenie upada na salę, jeden z pracowników opery ginie w tajemniczych okolicznościach. Poznajemy także sekret Betty - otóż młoda gwiazda nie potrafi zaznać spełnienia seksualnego, co doprowadza do frustracji nie tylko ją, ale i zakochanego w niej Stefano (William McNamara). Wkrótce chłopak zginie na oczach Betty, którą morderca użyje jako świadka swoich zbrodni - poprzez skrępowanie i zamocowanie pod jej powiekami narzędzia złożonego z igieł, mogących w każdej chwili przebić jej narząd wzroku. Chcąc nie chcąc, Betty staje się narzędziem w rękach szaleńca. Zaczynają ginąć kolejne osoby związane z widowiskiem, policja rozpoczyna śledztwo. Przekleństwo Makbeta wydaje się sprawdzać. 

Wchodząc na powrót w środowisko artystów, tym razem śpiewaków i całego zaplecza pracującego w operze, Argento za pomocą długich, stylizowanych ujęć ponownie zaskakuje widza śmiałą kolorystyką, nawiązaniem do fabuł poprzednich obrazów - znów mamy do czynienia z okiem podglądacza, skoncentrowanym na dokonywanych przez mordercę zbrodni. Praca kamery w tym obrazie należy do najlepszych w twórczości Włocha, a kolejne jazdy, zbliżenia, użycie przeróżnych kątów perspektywy wzmagają w widzu uczucie oszołomienia i odurzenia. Na zmysły działa tym razem muzyka klasyczna, połączona z heavy-metalowym soundtrackiem, doskonale oddająca klimat obrazu. Zbrodnie przedstawione są w najlepszej tradycji poprzednich obrazów Włocha, a kolejne ujęcia nawiązują do jego największych dzieł. Mamy więc wąskie korytarze, niczym z Suspirii, wrażliwą bohaterkę, nieprzystosowaną do życia outsiderkę, niczym Jennifer z Phenomeny, oraz mordercę pamiętającego uraz z młodości, w najlepszej tradycji zabójcy z Tenebrae


Świat opery, przepełniony niespełnionymi marzeniami, zmieniającymi się w pełnokrwiste żądze skrywanymi pragnieniami, to idealna przestrzeń potrzebna do wykreowania sadystycznego umysłu. Miejsce, gdzie przez lata dojrzewa do krzyku skrywana pasja i nienawiść do świata zewnętrznego, podbudowana niespełnioną miłością. Muzyka operowa to znakomity podkład do tych dusznych i mrocznych tematów, poprzez które morderca może egzystować w normalnym świecie. Nie da się jednak długo ukrywać swojego prawdziwego "ja" i w końcu, uzewnętrzni on swoje najgłębsze pragnienia, krwawo żądając tego, co według niego mu się należy.

To jeden z najtrudniejszych pod względem realizacji obrazów Włocha, na planie którego od samego początku borykał się z wielkimi problemami. Zaczęło się od kłopotów finansowych producenta Goffredo Lombardiego, którego firma Titanus była w trakcie reorganizacji w owym czasie. Miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć umiera ojciec reżysera, Salvatore, stojący murem za synem, producent wielu jego obrazów, oparcia, którego Dario zawsze potrzebował. To jednak, niestety, wierzchołek góry lodowej - Ian Charleson bierze udział w wypadku samochodowym, który powoduje u niego pęknięcie żeber; Bob Geldof odrzuca rolę policyjnego detektywa, którą Argento przewidział specjalnie dla niego. Zniesmaczona zbyt niską gażą Vanessa Redgrave odrzuca rolę Mary Czekovej. I, na koniec, główna gwiazda obrazu, Cristina Marsillach zaczyna zachowywać się na planie, jak przystało prawdziwej diwie operowej - kłótnie z reżyserem, kolegami aktorami i obsługą planu są na porządku dziennym. Członkowie ekipy przenoszą klątwę Makbeta z ekranu kinowego na życie realne. Nie dany będzie Włochowi spokój ducha - Ian Charleson dobitnie udowadnia mu, iż jest w stanie sportretować go w roli wszystkowiedzącego, natchnionego reżysera - aktor studiował ruchy Argento, chcąc jak najlepiej oddać charakter swojej postaci. Na dodatek jego filmową partnerką jest Antonella Vitale, ówczesna partnerka Włocha. I tutaj dochodzimy do ostatniej kwestii - obsadzona w roli agentki Betty, Mary, Daria Nicolodi będąca świeżo po rozwodzie z reżyserem, zgadza się odegrać tę rolę. Cały korowód złych zdarzeń i nieudanych przedsięwzięć zostaje rozładowany przez Włocha jednym ujęciem, w którym jego była żona zostaje w niesamowicie pomysłowy i brutalny sposób uśmiercona. Należy dodać, iż za kamerą stoi pierwszy raz w karierze Argento operator nie-Włoch - ulubieniec Richarda Attenborough - Anglik Ronnie Taylor.


"Wracaj do horroru, zapomnij o operze", krzyczą nagłówki gazet po premierze Makbeta. Reżyser Marco nic nie robi sobie z tych słów, święcie wierząc w swoją wizję, w której prócz ludzi, na scenie opery występują także specjalnie trenowane kruki. I, gdy w finałowych scenach, nakręconych za pomocą gigantycznych kranów, ukazujących operę z punktu widzenia latających po niej ptaków,  pomogą one rozpoznać mordercę, wydaje się nam, iż to już koniec. Ulubiony przez reżysera żywioł - ogień, trawi pomieszczenia budynku wraz z mordercą. Argento funduje jednak widzom dodatkową kodę, wychodząc z pomieszczeń prosto w żywcem przeniesione z Phenomeny górskie plenery, każąc swej bohaterce raz jeszcze spotkać się z bezlitosnym mordercą. Nie będzie to dla nich pierwsza, niewinna randka, lecz kolejna już walka na śmierć i życie. Tym razem jednak to Betty trzyma w rękach wszystkie atuty.

Filmem tym Argento symbolicznie zamyka, tak udane dla niego lata 80-te - prócz Inferno, Tenebrae i Phenomeny, stał przecież za sukcesem serii Demons Lamberto Bavy oraz był patronem Michele Soaviego, pomagając mu w osiągnięciu sukcesu, pisząc scenariusz do wspaniałego The Church. To ostatnie dziesięciolecie sukcesów Włocha, od lat 90-tych zaczyna się gorszy okres w jego karierze, trwajacy niestety do dziś, symbolizowany przez koszmarki w rodzaju w rodzaju niedawnej Draculi 3D. Filmom z lat 90-tych poświęcę jednakże kolejny temat, który na blogu już wkrótce.

haku

7 komentarzy :

  1. Piszesz o rozwodzie, ale Argento i Nicolodi po prostu rozstali się jako para, oni chyba nie byli małżenstwem ?
    Sceny z krukami wymiatają , jedna z najefektowniejszych jazd z użyciem steadycamu w tamtym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nie byli małżeństwem, raczej wieloletnią parą. Kto wie czy to odejście nie spowodowało u niego utraty impetu w kolejnych latach.

      Usuń
  2. Podejrzewam, że w jakimś stopniu na pewno. Nicolodi miała znaczny wpływ na kształt tych filmów ( nie tylko ,,Suspirii'' ) , podrzucała masę pomysłów i rozwiązań, co na ogół szło na konto pana reżysera. Była bardzo inspirującą muzą.
    Z tego, co gdzieś czytałem, ,,Opera'' zebrała chłodne recenzje i miała słaby wynik box office'owy, co też Darkowi na pewno nastroju nie poprawiło.
    Muszę sobie soundtrack przypomniec, tam obok ,,Makbeta'' są jeszcze fragmenty innych dzieł Giuseppe Verdiego ( na nasze Józef Zielony ) , a także Belliniego i Pucciniego, do tego Brian Eno , Bill Wyman ( który w 87' chajtnął się z Mandy Smith ) no i Simonetti.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie o te jej inspiracje mi chodzi - traf chciał, że najlepszy swój okres pod względem artystycznym Darek spędził u jej boku. Końcówka lat 80-tych dla włoskiego horroru to już była bieda z nędzą. I kasowo i artystycznie. Tam na soundtracku jest jeszcze Steel Grave :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie cierpię arii operowych, ale mimo niezbyt zachęcającego, operowego tytułu film okazał się bardzo dobrym thrillerem. Tym bardziej się go docenia, gdy wiadomo że Argento nie nakręcił później już niczego wartościowego. Coś w tym musi być, że rozstanie z długoletnią partnerką spowodowało u reżysera twórczy regres.
    Cristinę Marsillach widziałem jakiś czas temu w filmie "Niechciane rozstania", gdzie zagrała żydowską kochankę Toma Hanksa.

    OdpowiedzUsuń
  5. "(...) wiadomo że Argento nie nakręcił później już niczego wartościowego."

    Według mnie to przesada. Zarówno "Bezsenność", jak i "Krwawy gracz" a szczególnie opluwana przez widzów "Matka Łez" to dla mnie fajne filmy.

    Co do "Opery" - to mógł być film o którym mówilibyśmy jako o opus magnum Argento. Od strony wizualnej to jeden z moich ulubionych filmów Darka. Niestety, niekorzystne czynniki o których wspominacie sprawiły, że potencjał został zmarnowany.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bezsenność faktycznie była udanym odswiezeniem gatunku, mnie osobiście podobał się też Syndrom Stendhala - ale tak do połowy (świetny pomysł na fabułę) - który później się niestety rozmywa.

    OdpowiedzUsuń