niedziela, 20 lipca 2014

Policjanci


Szczęśliwy ten, kto urodził się w latach 80-tych, miał bowiem możliwość, przynajmniej teoretycznie, obejrzeć na żywo epickie dzieło Polsatu zatytułowane "Policjanci". Chyba pierwszy serial kryminalny zrealizowany na zlecenie tej stacji. Dziś to praktycznie zapomniana rzecz, mało kto o niej pamięta. Pojawił się na antenie w 1999 roku, ale szybko, bo ledwie po jedenastu odcinkach dzieło Łukasza Wylężałka, reżysera wszystkich odcinków, zostało zdjęte i nie doczekało się kontynuacji.

Chyba każda stacja telewizyjna w Polsce ma jakiś serial, którego się wstydzi, o którym wolałaby zapomnieć i nie przypominać za często, że takowy ma w dorobku. Chociaż powody ukrywania produkcji tego typu nie zawsze bywają jasne i, jak się okazuje, wcale nie muszą wynikać z niskiego poziomu. Na przykład TVP swego czasu (lata 2003-2005) emitowała "Defekt", formułą - pierwsza seria liczyła cztery epizody, druga pięć - przypominający brytyjskie miniseriale. Dziś, o ile dobrze kojarzę, bo telewizję oglądam raczej rzadko, próżno szukać tego tytułu w ramówce TVP1 bądź TVP2. Czy była to słaba produkcja? Moim zdaniem - nie. "Defekt" był bardzo porządnie napisanym, zagranym i zrealizowanym kryminałem, w którym wystąpiła plejada gwiazd. Zresztą, serial, w którym występuje Zbigniew Zapasiewicz, z założenia nie może być zły, zwłaszcza, że ten wybitny aktor preferował teatr i film, zaś telewizji nie darzył przesadnym sentymentem, pojawiając się tam sporadycznie, dlatego, jeśli zdecydował się w czymś wystąpić, musiało to być coś na poziomie. Pod tym względem był jednym z dinozaurów, chociaż nie tak restrykcyjnym jak Jack Nicholson, który nigdy nie nie zdecydował się na grę w serialach. A jednak TVP w stacjach flagowych woli katować widzów puszczaniem w kółko hitów w rodzaju Pancernych czy Klossa, a na "Defekt" rezerwuje miejsce co najwyżej w ciągle niszowej TVP Seriale. Kino Polska chyba też kiedyś emitowała ten serial. Ale to też stacja nie przyciągająca masowej publiczności.


Szczęśliwy ten, kto urodził się w latach 80-tych, miał bowiem możliwość, przynajmniej teoretycznie, obejrzeć na żywo epickie dzieło Polsatu zatytułowane "Policjanci". Chyba pierwszy serial kryminalny zrealizowany na zlecenie tej stacji. Dziś to praktycznie zapomniany serial, mało kto o nim pamięta. Pojawił się na antenie w 1999 roku, ale szybko, bo ledwie po jedenastu odcinkach dzieło Łukasza Wylężałka, reżysera wszystkich odcinków, zostało zdjęte i nie doczekało się kontynuacji. Główni bohaterowie "Policjantów" (w tych rolach Tadeusz Huk i Radosław Pazura), zapadli w pamięci widzów na tyle, że w komedii "Chłopaki nie płaczą" postacie te zostały sparodiowane, przez aktorów, którzy się w nie wcielali. Jest tam scena przesłuchania, w której jeden policjant zadaje wiekopomne pytanie szefowi mafii: "Niech mi pani powie, szczerze, dlaczego zabiła pani mecenasa Rolskiego?", a drugi policjant śpieszy z wyjaśnieniami: "Tadek to nie ta sprawa".


W przypadku "Policjantów" nie można mieć wątpliwości, dlaczego Polsat woli nie przypominać tej produkcji. A jeśli przypomina to raczej w przypadku absolutnej konieczności, wynikającej z pilnej potrzeby wypełnienia czymś ramówki. Kiedyś, przeglądając program telewizyjny, widziałem, że "Policjantów" można było obejrzeć na kanale Polsat2, ale o jakiejś dziwnej porze. Postępowanie takie wydaje się zrozumiałe, wszak to jeden z najgorzej zrealizowanych seriali w polskiej telewizji po 1989 roku. Czytając opis, można dojść do wniosku, że będzie się mieć do czynienia z dobrze skrojonym kryminałem, poruszającym ważne tematy i problemy społeczne, a także wiernie obrazującym trudną rzeczywistość pracy w policji. Tymczasem nic bardziej mylnego. Jak zwykle - pozory mylą.

Oś fabularną stanowi sprawa o podłożu pedofilskim, w którą zamieszany jest jeden z ministrów, a wszystko zaczyna się od znalezienia ciał dwóch dziewczynek w podwarszawskim lesie. Śledztwo ciągnie się przez wszystkie odcinki, znajdując rozwiązanie w finale. W tak zwanym międzyczasie schodzi na dalszy plan, ustępuje miejsca toczącym się równolegle innym sprawom, a dotyczącym morderstw, pornografii dziecięcej, prostytucji, porwań, agresji wśród młodzieży, handlu narkotykami, kwestii sekt i grup satanistycznych. Wymiar sprawiedliwości niejednokrotnie pozostaje bezradny wobec zalewu zbrodni i rosnącej przestępczości. Z jednej strony owa bezradność wynika z braku odpowiedniego budżetu, cięć finansowych, rosnącej biurokracji, przeciążeń wynikających z nadmiaru pracy, z drugiej wynika z lenistwa, rozczarowań, straconych złudzeń stróżów prawa, wypalenia, niepowodzeń w życiu prywatnym, chęci nieangażowania się i spokojnego dotrwania do emerytury, a nade wszystko z powszechnej korupcji, w wyniku której zamiast rzetelnie prowadzić śledztwo, lepiej jest zwyczajnie odwrócić głowę i pozorować jakąś pracę albo jak najszybciej umorzyć daną sprawę.

I w całym tym bałaganie próbują się odnaleźć dwaj główni bohaterowie - policjanci Smuga (Tadeusz Huk) i Piotr, ps. Szczeniak (Radosław Pazura). Osoby o skrajnie odmiennych charakterach, które wbrew własnej woli zostały zmuszone do współpracy. Typowy dla gatunku policyjnego duet. Smuga to doświadczony, niezwykle cyniczny stróż prawa, dla którego praca jest jedynym sensem życia. Samotny, rozwiedziony, pozbawiony praw rodzicielskich, nie widuje się z własnymi dziećmi, spełnienie znajduje w łapaniu przestępców, w czym jest naprawdę dobry. Jego skuteczność wynika ze stosowania brutalnych metod, siłowego wyciągania zeznań od podejrzanych i świadków. Sfrustrowany problemami w życiu prywatnym i zawodowym - w przeszłości popełnił poważny błąd, dlatego też musi biernie znosić poczynania skorumpowanych kolegów, na przestępcach zaś odbija sobie niepowiedzenia. Nie waha się wykraczać poza przepisy, jeśli wie, że pomoże mu to w zdobyciu potrzebnych informacji. Dające o sobie znać problemy ze wzrokiem oraz wysługa lat sprawiają, że Smuga chce w spokoju dotrwać do nadchodzącej emerytury. Piotr stanowi totalne przeciwieństwo starszego kolegi. Młody idealista, pełen zapału, który nie akceptuje brutalności preferowanej przez starszego kolegę. Chce grać fair, według prawa, rażą go zwyczaje na komisariacie, na którym pracuje. Jego wyobrażenia o byciu policjantem szybko ulatują w zderzeniu z rzeczywistością. Skazani na siebie początkowo traktują się bardzo nieufnie, trzymają na dystans, lecz z czasem nawiązują nić porozumienia. A Piotr zaczyna traktować Smugę jako kogoś w rodzaju mentora, od którego wiele może się nauczyć, co niestety negatywnie wpływa na jego życie prywatne.

Twórcom przyświecał pomysł przeszczepienia pomysłów typowych dla produkcji amerykańskich na grunt polskich realiów końca lat 90-tych, ale najwidoczniej zadanie przerosło ich możliwości. W ogólnym zarysie historia ma ręce i nogi, zdecydowanie gorzej jest, kiedy przychodzi do konkretów. Całość wygląda tak, jakby realizację zaczęto z określonym budżetem, który ktoś następnie nieustannie uszczuplał i jednocześnie skracał liczbę dni zdjęciowych. "Policjanci" wypadają po prostu tragicznie. Serial pełen błędów, niedoróbek, dziur fabularnych i logicznych, amatorskich efektów specjalnych i popisów kaskaderskich. Ówcześnie realizowany na poważnie, z dzisiejszej perspektywy może wydawać się czymś w rodzaju ironicznej komedii, stanowiącej parodię kryminalnych seriali zza oceanu. Tyle tylko, że trzeba sporo dobrej woli i pewnej dozy naiwności, aby w ten sposób tłumaczyć fatalną jakość tego serialu.

Wszystko kręcone w pośpiechu, niechlujnie, byle jak. Już na przykład bójka w pierwszym odcinku nie ma nic wspólnego z profesjonalizmem. Razi nieudolnością, przypomina nieporadne podrygi amatorów próbujących nakręcić coś w rodzaju filmów kung-fu z lat 70-tych. Zażenowanie, jakie budzi ta scena, nie ma nic wspólnego z wątkiem komediowym. Po prostu jest całkowicie źle wykonana. Poziom filmowej podstawówki. Jeszcze gorzej, w co może trudno uwierzyć, wypada finałowa strzelanina, która może stanowić świetny przykład dla studentów filmówek na to, jak takowych nie kręcić. To jest coś strasznego. Niby zaczyna się zgodnie z wymogami: między policjantami a bandytami dochodzi do wymiany ognia, ale bardzo szybko można się pogubić. W pewnym momencie trudno się połapać kto do kogo strzela i po co. Prują do siebie jak na wojnie, a potem okazuje się, że pojawia się jeden trup, a pozostali wyszli bez szwanku. Montaż to osobna kwestia. To kwintesencja ogólnej nieporadności. Tego przed emisją chyba nikt nie oglądał, a jeśli oglądał, to musiał znajdować się pod wpływem dużej dawki alkoholu bądź narkotyków, albo obu tych używek na raz. Trduno zrozumieć, jak można nie wyłapać tak fatalnie zmontowanych scen - finałowa strzelanina to akurat przykład, najbardziej dobitny, choć podobnych kwiatków jest zdecydowanie więcej i praktycznie w każdym odcinku można coś wyłapać - chociażby, że zaspoileruję, samobójstwo popełnione przez przesłuchiwanego albo wybuch samochodu wypełnionego narkotykami. Albo mamy strzelaninę, w której jest jak w czeskim filmie - nie wiadomo o co chodzi. Raz pewne postacie niby strzelają do siebie z naprzeciwka, a za chwilę jest przebitka, że jedna stoi za drugą, ale strzela w zupełnie innym kierunku. Pomijam też tutaj kwestię, że kadry z tej sceny, wykorzystywane były we wcześniejszych odcinkach, gdzie miały stanowić retrospekcje z wcześniejszych etapów kariery Smugi...

Albo kwestia gangu Navrotha, naczelnego czarnego charakteru, który legalny biznes łączy z działalnością przestępczą, pozując na wyedukowanego gentlemana. Przywiózł sobie z Ameryki tenże Navroth indiańskiego ochroniarza, który zupełnie nie wygląda na Indianina, tylko na - przepraszam za wyrażenie - chuj wie kogo. Właściwie, że jest on Indianinem ma świadczyć noszony przez niego na głowie pióropusz. Drugi, równie charakterystyczny atrybut tej postaci, to ciągle noszony kałasznikow, nawet w trakcie imprezy zorganizowanej przez Navrotha dla tak zwanych vipów z towarzystwa. Aha, ten niby - Indianin też coś od czasu do czasu pokrzykuje. Może się czepiam, może jak ktoś sobie coś pokrzykuje i nosi pióropusz na głowie to znaczy, że faktycznie jest Indianinem. Jedna z wielu "kolorowych" postaci przewijających się przez ten serial. A taki Eugeniusz Priwieziencew, co to grał ministra, na planie musiał chodzić non stop narąbany. To, co wyprawiał w tym serialu, na trzeźwo raczej nie jest możliwe. 

Tym sposobem dochodzimy do jednego z niewielu wartościowych elementów "Policjantów", a mianowicie obsady. Tadeusz Huk to klasa sama w sobie. I jeden z nielicznych powodów, dla których tą tandetę warto obejrzeć. Ogólnie z Hukiem jest taki problem, że nie został należycie wykorzystany ani przez kino ani przez telewizję. Radosław Pazura też zagrał nienajgorzej. Świetnie wypadł drugi plan, sporo znajomych twarzy, w tym aktorów występujących zwyczajowo we wszystkich serialach. Ciekawą rolę stworzył Tomasz Lengren jako jeden z policjantów - postać wnosząca sporą dawkę komizmu. Szkoda, że na ekranie pojawiał się tak rzadko. Bo z kolei taki Tomasz Sapryk - synonim policjanta-debila - był mocno irytujący, a było go niestety częściej widać. W obsadzie znalazło się miejsce nawet dla Piotra Fronczewskiego, którego występ ograniczył się do rzucenia kilku kwestii i jazdy na motorze. Jak to na komendanta głównego przystało, nie przepracował się zbytnio. 

O "Policjantach" niektórzy mówią jako o bardzo klimatycznym typowym męskim serialu. Mnie jakoś ten "klimat" nie zachwycił. Niewiele też argumentów na potwierdzenie takich opinii. Owszem są tak zwane momenty, pojedyncze sekwencje, niektóre kwestie, najczęściej wypowiadane przez Smugę i Navrotha. I tyle. Nadużywanie wulgaryzmów dopełnia obrazu tej mizerii, która niby ma stanowić o klimacie. Na plus można zaliczyć dobre oddanie realiów - na przykład wprowadzenie limitów na wykorzystanie sprzętu policyjnego, próbę unowocześnienia tej Instytucji, zdobywający popularność hip-hop, a poza tym standardowo - ubiór, fryzury, samochody itd. Warto wspomnieć o ścieżce dźwiękowej i czołówce "Policjantów" - kolejne z nielicznych pozytywów. Ostatnim o czym warto powiedzieć kilka słów jest humor, obejmujący szerokie spektrum, od ironii i żartów niskiego lotu, po te bardziej wyrafinowane, subtelne. Otóż te wątki wyraźnie są na innym poziomie, odróżniają się od wymowy całości serialu.

Mimo tragicznego wykonania, niespójności i całej długiej listy pozostałych większych i mniejszych grzeszków popełnionych przez ekipę, "Policjanci" z uwagi na czas, jaki minął od pierwszej emisji, wybiórczą pamięć, starającą się przywoływać tylko pozytywne wrażenia, sentyment do przeszłości, ma jednak pewne zadatki, aby zostać serialem kultowym. Jakiś czas temu odcinki w fatalnej jakości - zawsze jednak to coś - były dostępne na YT, chociaż długo się nie ustały. Może jednak jeszcze kiedyś wrócą.

vindom

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz