wtorek, 22 lipca 2014

Czas na Hammer Horrory! Cz.4 - Pozostałe filmy wampiryczne.


Zobacz Van Helsinga otrutego przenikliwym pocałunkiem wampira! Atakującego barona święconą wodą! Z trudem złapiesz oddech widząc go na skrzydłach wiatraka w śmiertelnej walce!

Po sukcesie Horror of Dracula wytwórnia porzuciła planowany sequel, proponując widzom Brides of Dracula (1960) gdyż Christopher Lee nie chciał powtarzać roli wampira. Fabuła przedstawia się  dosyć prosto - oto baronowa Meinster daje schronienie Marianne Danielle, która lituje się nad synem baronowej, uwalniając go z lochów zamku, w których był uwięziony. Dopiero, gdy znajduje zwłoki kobiety, w których nie ma ani kropli krwi, zdaje sobie sprawę z błędu, jaki popełniła. Baron wraz ze swymi żadnymi krwi narzeczonymi powraca zza grobu, by terroryzować żywych. I tylko Van Helsing może go od tego powstrzymać... Będąc częściowo thrillerem z mocnymi podtekstami edypicznymi, częściowo zaś  dosyć niesamowitym filmem akcji, Brides of Dracula po początkowych, pełnych mocy scenach, wyraźnie traci napięcie. Przystojny Arystokrata, wyzwolony z domowego aresztu, igra z oczekiwaniami widza co do jego prawdziwej natury. Ospałe tempo drugiej części obrazu kieruje go nieco w kierunku opowieści w stylu baśni braci Grimm, aż do momentu dynamicznego wejścia Van Helsinga w wykonaniu Petera Cushinga, który jest w wybornej, wysoce energetycznej i wielce ekscytującej formie. 
                                                                                                                                
Mniej energetycznym, ale za to bardziej innowacyjnym okazał się mniej znany Kiss of the Vampire (1962) Dona Sharpa, w którym nowożeńcy Gerald i Marianne mylą trasę swej podróży; kończy się im benzyna, trafiają do miejscowego hotelu. Gdy dostają zaproszenie na obiad u doktora Ravnera i jego czarującej rodziny, są zachwyceni. Dlaczego jednak karczmarka ciągle płacze, a zwariowany profesor Zemmer jest cały czas pijany? W tym obrazie widać wyraźnie iż hammerowskie kino staje się coraz bardziej śmiałe obyczajowo - mamy rok 1962! Zakochana para całuje się nawet przed popołudniową herbatką! Ravner występuje w roli tradycyjnej głowy rodziny, lecz jest to jedynie fasada, za którą kryje się przywódca wampirycznego kultu. Arystokracja ukrywająca swe złe zamiary to klasyczny motyw wspólny dla wielu filmów wytwórni. Ostateczne starcie w finale, w którym setki nietoperzy uśmierca członków kultu to małe arcydzieło, rekompensujące  wszelkie niedostatki fabularne.

Brides of Dracula
Nerwowość w poczynaniach Hammer Productions w latach 70-tych doprowadziła do wielkich różnic między ówcześnie produkowanymi obrazami. Swego czasu nagłośnione było ujęcie Ingrid Pitt zanurzonej w wannie wypełnionej krwią dziewic z Countess Dracula (Peter Sasdy, 1971), który zawiera elementy kina eksploatacji. Niestety, słaba reżyseria, nijakie zdjęcia, przeciętna ścieżka dźwiękowa, mętny scenariusz i brak napięcia składają się na nudny obraz. Po śmierci męża i podziale majątku między siebie a córkę Ilonę, hrabina Elizabeth musi radzić sobie z oznakami starości – zmarszczkami i coraz gorszą cerą. Szansę na odzyskanie młodości odzyskuje dzięki informacjom służącej, która twierdzi, że krew ma dalece lepsze właściwości dla skóry, niż najlepsze olejki nawilżające; sugestia kobiety legnie u podstaw działalności polegającej na dostarczaniu Hrabinie świeżej krwi. Odmłodzona odnajduje również młodego Imre, którego zamierza poślubić. Im bliżej ślubu jednak, tym trudniej ukryć Elżbiecie ciała młodych dziewic (gdyż to właśnie ich krew ma najlepsze właściwości). To, jak Sasdy przekształcił tę wybitnie filmową opowieść w 90 minut nudy na zawsze pozostanie jego tajemnicą. Mimo porywającego aktorstwa, Ingrid Pitt jest zmuszona do pełnych rozpaczy min, zapewne spowodowanych kilogramami plasteliny na jej twarzy, służącymi jako jej makijaż. Z założenia literacki obraz, niestety szybko traci napięcie, nie rekompensuje swych dłużyzn nawet poprzez sceny seksu i przemocy.

Na drugim biegunie pozostaje Vampire Circus (1972), który z budżetem niskim nawet jak na standardy Hammera, napiętym harmonogramem zdjęć i zagmatwaną fabułą zdawał się nie obiecywać zbyt wiele. Już przed napisami początkowymi wiemy jednak, że będzie to filmowa uczta – hrabia Mitterhaus uwielbia wcinać na obiad małe dzieci oraz zabwaiać się z żoną burmistrza. Jest nieco wzburzony, kiedy wieśniacy postanawiają stawić kres jego zabawom, napadając go i wbijając mu drewniany pal prosto w pierś. Umierając przysięga dzieciom śmierć. Lata mijają, a plaga zbiera swe żniwo. Wieśniacy potrzebują nieco rozrywki, ich pragnienie zostają spełnione, kiedy przyjeżdża na występy Cyrk Nocy. Niestety, nic nie jest tym, czym się wydaje i dzieci wkrótce zaczynają znikać. Początkujący reżyser Robert Young utrzymuje napięcie, komponuje mocny koktajl seksu, przemocy oraz surrealistycznego klimatu. Mamy wampiryczne bliźniaki, uwodzące dzieci poprzez lustra. Jest i Emil, cygański likantrop, uwodzący córkę burmistrza. Albo milczący strongman Dave Prowse jako kataryniarz. Jest jaskinia pełna nietoperzy oraz przymocowane do ścian niekompletne szkielety, chwytliwa ścieżka dźwiękowa odgrywana kaliope, szokujące odkrycia ciał oraz bezmyślna rzeż na studentach. Wszystko to zyskuje na atrakcyjności dzięki odważnemu wykorzystaniu efektów specjalnych i świetnego montażu. Cyrkowcy są równie zwinni jak zwierzęta, których ruchy oddają, ślizgając się na granicy seksualnego napięcia. W obrazie jest wiele wspaniałych momentów; jedynym co może przeszkadzać to sam hrabia Mitterhaus – arystokrata o rzekomym nieodpartym uroku jest trudny do zniesienia dla oczu widza; na szczęście ginie szybko, zresztą w dość rozrywkowej scenie.

Vampire Circus
Pełen ciekawych pomysłów i detali Captain Kronos: Vampire Hunter (1974) ma w sobie wyraźny dotyk reżysera Briana Clemensa, twórcy The Avengers – niezła charakterystyka postaci, ciekawa głębia pracy kamery, absurdalnie skomplikowana intryga. Kapitan Kronos, swingujący z mieczem, przystojny łowca wampirów, podróżuje wraz z przyjacielem, Garbusem Grostem. Przy odrobinie szczęścia i wykorzystania każdego możliwego tricku, będą zdolni zdjąć klątwę z miasteczka Durward , gdzie lokalne dziewczęta są pozbawiane młodości. Czy sprawcami są Paul i Sarah, para dziedziców? Czy też wyrachowany doktor Marcus, który sprowadza łowców, chcąc odsunąć od siebie podejrzenia? Albo zasuszona, obłożnie chora wdowa, na pewno nie mająca nic wspólnego z rodem Karnsteinów? Niespodziewanie okazuje się, iż kapitan Kronos jest nieznośnie nudną postacią. Potencjał Caroline Munro w roli Carli nie zostaje należycie wykorzystany, gdyż scenariusz nakazuje jej wałęsać się bez celu po ekranie, na koniec uśmiercając ją w prosty sposób. Grost, potencjalnie interesująca postać, dostaje dosłownie dwie linijki tekstu, dotyczących jego wyglądu, a Kronos jest zbyt zajęty graniem superbohatera, by próbować wzbudzić współczucie. W zamierzeniu obraz miał być prekursorem telewizyjnej franczyzy; ma się wrażenie, iż jest to przeciągnięty do granic obraz, na wzór odcinka serialu telewizyjnego. 

W latach 70-tych wytwórnia ostatnim wysiłkiem utrzymywała się na powierzchni. The Legend of the Seven Golden Vampires (Roy Ward Baker, 1974) to przedziwna mieszanka filmów braci Shaw i obrazów Hammera, stworzona by zdyskontować hity obu wytwórni w szalonej mieszance kina wampirycznego z obrazami kung-fu. Prawdziwa zakazana przyjemność. Hrabia Dracula podróżuje do Chin, gdzie akurat przebywa Van Helsing z cyklem wykładów o siedmiu złotych wampirach. Doktor znajduje odosobnioną wioskę, nadal terroryzowaną przez wampiry; rozpoczyna ekspedycję, wraz z braćmi Hsi i Mai Kwei, by zapobiec rozprzestrzenianiu się złą. Brak doświadczenia reżyserskiego Bakera powoduje, że nie do końca wykorzystuje on talent swojej ekipy. Ten obraz to wielka zabawa, na dodatek przyozdobiona zapierającymi dech w piersiach ujęciami. Człapiące armie umarłych, dowodzone przez złote wampiry to naprawdę niesamowite momenty. Wprawdzie Cushing wygląda na nieco otumanionego tym, co wyprawia się wokół niego, lecz mimo to film jest wielkim, ekscytującym bałaganem, niekolidującym ze świetnymi scenami walk. Niestety, obraz nie ożywił żadnej z obu wytwórni.

haku

                                                                 Countess Dracula

                                                   Kapitan Kronos Łowca Wampirów

                                                   Legend of the Seven Golden Vampires

2 komentarze :

  1. "Vampire Circus" wygląda zacnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardziej polecam Kronosa, całkiem niezła przygodówka, z fajnym klimatem. W sam raz na początek z Hammerem.

      Usuń