sobota, 2 marca 2013

Michele Soavi - zapomniany wizjoner horroru.

Końcówka lat 80-tych to schyłkowy okres popularności szeroko pojętego włoskiego kina grozy, czas, kiedy włoski horror przestawał ciekawić, wytaczać nowe trendy, zjadając własny ogon. To początek ery VHS, co spowodowało lawinowo rosnące produkcje bez specjalnych ambicji twórczych, liczące na szybki zysk z kina domowego, z pominięciem ekranu kinowego. To także początek gorszej passy najbardziej chyba znanego spośród włoskich twórców, Dario Argento. Jednak wśród całej masy filmowej bylejakości, we Włoszech narodził się nowy talent, talent na miarę Argento, jego uczeń Michele Soavi. Dziś to niesłusznie zapomniany reżyser, któremu nigdy nie udało mu się "załapać" na popularność, na którą zdecydowanie zasługiwał.


W świecie filmu Soavi debiutował jako wykształcony aktor, szkoląc się m.in. w studiu aktorskim Milana Fersena. Były to małe rólki głównie we włoskich horrorach Fulciego ,  D'Amato czy Argento. Ten ostatni objął swego rodzaju "patronat" nad młodym aktorem, czyniąc z niego drugiego reżysera swoich filmów z lat 80-tych, takich jak Tenebrae, Phenomena czy Opera. Soavi pomagał także przy reżyserowaniu Lucio Fulciemu, Joe D'Amato, oraz Lamberto Bavie, m.in. przy jego popularnym filmie Demons.

Debiutem filmowym Włocha stał się dokument z 1985 roku o włoskim  mistrzu grozy, Dario Argento's World of Horror, 76 - minutowy zestaw najciekawszych ujęć z jego filmów, scen zza kulis i wywiadów z reżyserem.
Prawdziwym debiutem stał się jednak film z roku 1987, Deliria (a.k.a. Stage Fright :Aquarius), na podstawie scenariusza kolejnej znanej postaci włoskiej grozy, George'a Eastmana, wyprodukowany przez Joe D'Amato. Film jest mieszanką giallo z amerykańską odmianą tej dziedziny horroru, slasherem. Na tle dużej ilości filmów o tematyce krążącej wokół seryjnie dokonywanych  morderstw , Deliria wyróżniała się specyficzną pracą kamery, często ukazującą sceny z dziwnych kątów widzenia, świetną kolorystyką zdjęć, oraz klaustrofobiczną atmosferą. Film dziejący się przez większy czas w jednej dekoracji - teatralnym budynku i jego sali prób, mimo dosyć prostej , linearnej fabuły zyskał dzięki temu jedność czasu , miejsca i akcji. Fabuła jak wspomniałem jest ledwie zarysowana - maniak ucieka ze szpitala psychiatrycznego , trafiając do sali prób przed sztuką, będącą szansą na powrót kilku aktorów. Po zamordowaniu pierwszej osoby i przybyciu policji na miejsce, maniak ukrywa się w teatrze. Nikt jednak tego nie sprawdza i sala prób nie zostaje zamknięta, ba, aktorzy zostają w niej celem dokończenia próby. Reżyser chcąc wywołać na nich presję, zamyka drzwi na klucz, zamykając nieświadomie całe towarzystwo z mordercą. Klucz otrzymuje kolejna ofiara maniaka, co powoduje niemożliwość wydostania się z opresji. Krwawe żniwo ciągnie się dalej, aż do przejmującego, wizyjnego finału filmu, który zaskarbił sobie całe grono miłośników horroru. Morderstwa są krwawe, mocno nasycone kolorami, jednak nadal przywiązane do tradycji gatunku, poprzez użycie klasycznych narzędzi - piły mechanicznej, noża, siekiery. Muzyka, stworzona przez poleconego przez Argento Simona Boswella wspaniale potęguje napięcie związane z kolejnymi morderstwami. Wzrok przyciąga także morderca przebrany w maskę sowy( jeden z alternatywnych tytułów filmu to Bloody Bird).


Deliria , mimo jeszcze wielu podobieństw do stylu Argento, wskazywała Soaviego jako dosyć oryginalnego twórcę, o własnej , osobistej wizji horroru. Film ogląda się dobrze, brak w  nim przestojów, i mimo iż znamy tożsamość mordercy , to czekamy z niecierpliwością na finał. Finał, podczas którego maniak ustawia swe ofiary na scenie w różnych pozach, tworząc swojego rodzaju rytuał śmierci. Finał, który pozwalał wierzyć, iż Soavi nakręci w przyszłości kolejne udane dzieła.

Po wyreżyserowaniu debiutu, Soavi nie zamierzał spuszczać z tonu, w 1988 roku zasiadając kolejny raz na stołku reżyserskim, tym razem jako asystent Terry'ego Gillama, przy jego Przygodach Barona Munchausena. Rok później, w 1989 , Soavi wyreżyserował zaś swoje drugie dzieło, wspaniały, choć momentami nierówny La Chiesa (The Church). Film porywa od razu, od znakomitego prologu dziejącego się w średniowieczu. Kościół walczy z czarownicami, paląc i grabiąc wioski, czego dokonują rycerze zakonu krzyżackiego. Podczas jednego z "polowań" wymordowują całą wioskę, grzebiąc mieszkańców w wielkim dole, który  następnie zasypują, stawiając na tym miejscu kościół. Dynamicznemu prologowi towarzyszy znakomita, świetnie dopasowana muzyka Philipa Glassa. Następnie przenosimy się w czasy współczesne, do wnętrza wspaniałej, gotyckiej katedry, w której dziać będzie się cała późniejsza akcja filmu. Przez kościół przewijają się grupki turystów, szkolna wycieczka , młoda para chcąca dokonać sesji we wnętrzu, oraz nieco tajemnicza córka kościelnego Lotte (debiut Asii Argento). W kościele rezyduje także pani renowator, Lisa ( Barbara Cupisti ) , oraz przystojny bibliotekarz Evan ( Tomas Arana). Między Lisą a Evanem zaiskrzy, lecz szczęście nie będzie długo im dane . Podczas prac renowacyjnych zostaje bowiem odnalezione przejście do innego wymiaru, kamień o siedmiu oczach , który stanowi podwaliny katedry. Po przypadkowym uruchomieniu mechanizmu , kościół zatrzaskuje swe drzwi, zamykając wewnątrz wyżej wymienione osoby. To jednak dopiero początek najgorszego; wypuszczone na wolność zło krwawo i widowiskowo przejmuje katedrę we władanie, mordując niewinnych ludzi poprzez ukazanie im ich prywatnego piekła.



Niezniszczalne, tkwiące pod powierzchnią Zło, czekające tylko na ujawnienie się , jest głównym bohaterem filmu Soaviego. Można uznać, iż taka wizja zła jest nawiązaniem do twórczości H.P.Lovecrafta ( takim nawiązaniem wydaje się też być ukazany przez kilka chwil potwór-ryba), która oparta była wielokrotnie na cyklicznie powracającym złu, często sprowokowanym przez ambicje ludzkie. Zło w filmie Soaviego to rodzaj zemsty dokonywanej zza grobu przez wymordowanych mieszkańców wsi. To także lustro, w którym odbijają się osobiste nałogi i skrywane fascynacje głównych bohaterów. Mała Lotte jest kimś w rodzaju łącznika między epokami, cichym świadkiem obydwu masakr, który przeżywa, niejako opowiadając całą historię. Błędami filmu wydaje się mnogość wątków pobocznych i brak wyraźnego głównego bohatera, czyniąc z niego zbiorowość ludzką (przy scenariuszu zaangażowanych było wiele osób, imdb.com podaje aż ośmiu współscenarzystów, sam film z początku miał być trzecią częścią serii Demons Lamberto Bavy). Także scena, będąca wyraźnym nawiązaniem do pamiętnego zapłodnienia Rosemary przez diabła  w Dziecku Rosemary Polańskiego, wydaje się być zbędnym, nic nie wnoszącym dodatkiem do filmu. Tym co przykuwa najbardziej uwagę jest znów atmosfera, oraz wspaniałe ujęcia ( prolog, scena na tarasie kościoła, powstawanie błotnej instalacji z ofiar), co tworzy kolejne autorskie dzieło Soaviego, ze wspaniałą muzyką Philipa Glassa, zespołu Goblin, oraz Keitha Emersona.

Wspomniane Dziecko Rosemary w dużym stopniu zainicjowało kolejny, trzeci film Soaviego La Setta (The Sect). Fabuła jest otwartym nawiązaniem do horroru Polańskiego - oto lider satanistycznej sekty Moebius Kelly (w tej roli znakomity Herbert Lom)wybiera młodą nauczycielką Miriam (Kelly Curtis) jako matkę mającego przyjść na świat syna diabła.
Po prologu, dziejącym się w komunie hippisowskiej w latach 70-tych, ukazującym mord na grupce młodych ludzi,  przechodzimy do współczesności. We Frankfurcie dochodzi do morderstwa mającego cechy mordu rytualnego, zabójca dokonuje później samobójstwa. Moebius, lider sekty, zmierza w kierunku domu Miriam, młodej nauczycielki, celem przekazania jej ważnej wiadomości. Gdy ta potrąca go samochodem i oferuje pomoc nie spodziewa się , do czego zdolny jest starszy pan. Po zainfekowaniu jej ciała, oraz źródła wody , starzec umiera. To początek problemów kobiety, która od tego czasu zaczyna doświadczać niesamowitych wizji, sennych koszmarów, które prowadzą ją do odkrycia strasznej prawdy - nosi w sobie dziecko diabła. Prócz ewidentnego nawiązania do fabuły Dziecka Rosemary, film zmierza w kierunku onirycznego koszmaru poprzez serię dziwnych snów Miriam. Soavi oddaje hołd Lewisowi Carrollowi ,  ulubionymi zwierzętami Miriam są króliki, na punkcie których ma swego rodzaju obsesję. W jej domu są one wszędzie, jako figurki, obrazy, i oczywiście jako żywe zwierzę.Studnia w piwnicy jej domu, okaże się miejscem przejściowym , podobnie jak lustro w cyklu o Alicji Carrolla. Czy Miriam ulegnie wyznawcom diabła i stanie się  matką jego dziecka? Pytanie, które w 1967 roku zadał Polański tutaj powraca, a  na odpowiedź musimy poczekać, podobnie jak w Dziecku Rosemary do ostatniej sceny filmu.



Kolejny raz Soavi kreuje niesamowitą, surrealistyczną atmosferę poprzez szereg wspaniałych, innowacyjnych kadrów, nie zważając zbytnio na logiczność zdarzeń. The Sect to koszmar senny, w którym nic nie jest do końca prawdziwe, a wszystko może się wydarzyć. Morderstwa w filmie kolejny raz są brutalne, ukazane z całą dosłownością. Dziwaczna atmosfera jest wspomagana muzyką Pino Donnaggio, która wprowadza eteryczny, senny klimat znany z dzieł wytwórni 4AD. Film jest doskonałym wstępem do, jak na razie ostatniego horroru reżysera, kultowego już dziś Dellamorte Dellamore, z roku 1994.

Dellamorte Dellamore ( a.k.a. The Cemetery Man) to historia grabarza Francesco Dellamorte (Rupert Everett), oraz jego przyjaciela i pomocnika, Gnaghiego ( znakomity Francois Hadji-Lazaro), którzy walczą na cmentarzu w małej mieścinie Buffalora z umarłymi powracającymi do życia. W mieście nikt nie przejmuje się doniesieniami Francesco o problemach z trupami. Gdy przystojny grabarz zakocha się w uroczej nieznajomej (Anna Flachi), jego problemy staną się jednak dużo większe...



Film jest mieszanką kilku gatunków : czarnej komedii,  horroru o zombie i dramatu, z dodatkiem kilku erotycznych scen. Potwierdza wielki talent Soaviego jako wizjonera horroru, jest znakomicie nakręcony, praca kamer jest wyjątkowo oryginalna (słynne ujęcie z wnętrza grobu), a zdjęcia podkreślają baśniowy klimat filmu. Dellamorte Dellamore to właśnie współczesna baśń o próbie przezwyciężenia śmierci, jeśli nie przez miłość, to przez nieustanną walkę. To także przypowieść o znalezieniu swojego miejsca we wszechświecie, czy będzie to mała wioska zagubiona gdzieś we Włoszech, która potrzebuje obrony przed światem zmarłych, czy jakiekolwiek inne miejsce. Film jest groteskowym, pełnym absurdalnych scen pokazem odwagi reżysera. Świetne kwestie głównego bohatera w rodzaju  : "Oddałbym życie by być martwym", czy " W pewnym momencie życia, zdajesz sobie sprawę że znasz więcej umarłych niż żywych" stały się znakiem rozpoznawczym filmu, który z dnia na dzień stał się dziełem kultowym.
Niestety, było to ostatnie dzieło Soaviego, który w następnych latach poświęcił się rodzinie, do reżyserii wracając kilkoma sensacyjnymi filmami telewizyjnymi, oraz sfilmowanym  żywotem św. Franciszka z Asyżu .
Do tej pory nie wrócił do gatunku horroru.

Filmografia:
2011 Anti-Drug Squad (serial telewizyjny) 
2007 Nassiryia - Per non dimenticare (film telewizyny)
2006 Political Target (film telewizyny)
2004 Ultimo 3 - L'infiltrato (film telewizyny)
2003 Ultima pallottola (film telewizyny)
2002 Francesco (film telewizyny)
2001 Uno bianca (film telewizyny)
2001 Il testimone (film telewizyny)
1999 Ultimo 2 - La sfida (film telewizyny)
1991 La setta
1989 The Church
1985 The Valley (krótki metraż)
1985 Dario Argento's World of Horror (dokument)




Nie lubię się powtarzać . Każdy film to dla mnie nowa przygoda.
(Michele Soavi)

haku












4 komentarze :

  1. uwielbiam dellamorte dla mnie to klasyka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem świeżo po seansie trzech horrorów Soaviego, każdy kozacki, "Deliria" podoba mi się najmniej, choć najbardziej ocieka samoświadomością. Te filmy to chyba najdobitniejszy przykład autotematyzmu włoskiej grozy, stworzone przez totalnego maniaka kina, czuć to na każdym kroku. Mi się podoba, w którą stronę poszedł "Kościół" - mocno sugerowana rzeź następuje, ale nie w wymiarze cielesnym, bo zamiast krwawego rozpierdolu otrzymujemy całkowite surrealistyczne rozbicie opowieści na kawałki. Coś jakby lustro, wiadomo skąd zaczerpnięte, rozjebany jakimś młotkiem. I nic, tylko przyglądać się jego leżącym na podłodze kawałkom, które niby stanowią całość, ale... Jestem zachwycony. Podobnie jak w wypadku "Sekty", która ostatecznie podobała mi się jeszcze bardziej, choć długo nic na to nie wskazywało. Pierwsze dwie sekwencje są mocne i szybkie, ale potem następuje taaakie zwolnienie tempa, że nawet mimo podszycia historii oniryzmem nie spodziewalem się tego, co miało się wydarzyć w drugiej połowie. A tam totalny surrealistyczny mindfuck. Intensywność paraliżuje (czy wręcz zabija) logikę, jest tylko ciąg koszmarów, których sednem jest bezsens próby złożenia ich w klasycznie pojmowaną całość. Przy wielkim finale miałem pewne zastrzeżenia, bo zmierza to w stronę względnie realistycznego uzasadnienia fabuły, ale samo zakończenie to już cudowny absurd rodem z psychiatryka (bohaterka budzi się niczym Matka Smoków i z radością oznajmia, że jej syn antychryst ją ocalił swoją miłością), który totalnie neguje ewentualną sensowność. Miazga. A zaraz odpalam ostatni horror Soaviego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli Dellamorte Dellamore - piękne podsumowanie tego wszystkiego, co najlepsze we włoskim kinie grozy, podszyte czarnym humorem jak żaden z jego wcześniejszych obrazów. Jak wszedł? Szczęka opadła i na kolanach ? ;)

      Usuń
    2. Zawód! Tzn. fajne filmidło, całkowicie nieprzewidywalne i pełne szalonych pomysłów, ale dla mnie za dużo dialogów (mimo że niektóre hasła to perełki) i zbyt lekkie. Stawiam poza podium.

      Usuń