Don Siegel został zapamiętany przede wszystkim ze współpracy
z Clintem Eastwoodem, która przypadła na schyłek lat 60. i początek 70. i
zaowocowała powstaniem kilku filmów, m.in. Coogan's Bluff (1968), The Beguiled
(1971), a zwłaszcza "Dirty Harry" (1971). Jednak zanim dostał się do
reżyserskiej pierwszej ligi, dał się poznać jako solidny fachowiec od kina
kategorii B.
Jedną z tego typu produkcji był "Madigan" (1968) -
ostatnie dzieło przed nastaniem ery "Eastwooda" w jego twórczości.
Film jest zwiastunem nadchodzących nowych czasów dla gatunku kina policyjnego,
swoistym obrazem transformacji wizerunkowej stróżów prawa. Siegel odchodzi od
mitologicznego ukazania policjantów jako herosów bez skazy, co poniekąd
symbolizuje nienaganny ubiór w postaci garnituru, krawata i obowiązkowego
kapelusza, na rzecz realizmu. Świetnie oddają to sceny akcji kręcone na ulicach
Nowego Jorku oraz ukazanie codziennego życia gliniarzy, bez upiększeń,
pozbawionego komiksowej otoczki - polegającej na szaleńczych pościgach samochodowych,
masie eksplozji czy też ekwilibrystycznych scenach walki.
Życie gliniarzy w Nowym Jorku, w szczególności zaś głównego
bohatera, Madigana, w rolę którego wciela się Richard Widmark, nie jest usłane
różami, tym bardziej gdy ma już "szron na głowie" i powoli zbliża się do
emerytury. Detektyw Madigan wraz ze swoim partnerem, Rocco Bonaro (Harry
Guardino) to prawdziwi policjanci z krwi i kości, żadni super-bohaterowie.
Starzy wyjadacze, którzy, jak się to mówi, zjedli zęby na swojej robocie, a
jednak nie są nieomylni, w trakcie zatrzymania zostali ośmieszeni przez
psychopatycznego kryminalistę (Steve Inhat), który zdołał odebrać im broń i
zbiec. Ludzkie słabości wynikające z osiągnięcia pewnego wieku dają o sobie
znać w najgorszym z możliwych momentów, rozpoczynając lawinę zdarzeń, które
doprowadzą do tragedii. Dostali ultimatum - mają złapać zbiega w przeciągu 72.
godzin. Rozpoczyna się wyścig z czasem, a detektywi, aby złapać uciekiniera i
zmyć plamę na honorze, gotowi są na bardzo wiele, włącznie z postępowaniem wbrew
etyce oraz łamaniem prawa. Madigan to typ twardego gliniarza, nie zawsze
działającego zgodnie z przepisami, który jednak kieruje się poczuciem
sprawiedliwości.
Akcja filmu odgrywa się na kilku płaszczyznach. Siegel co
prawda wiernie odtwarza, może nawet nazbyt surowo, przebieg poszukiwań
prowadzonych przez parę detektywów, lecz dzięki temu udało mu się oddać klimat
tak specyficznego miasta, jakim jest Nowy Jork u schyłku lat 60. Ale przedstawia również to, co dzieje się w gabinetach najwyższych oficerów Policji. W tym
wątku na pierwszoplanową postać wyrasta prostolinijny, postępujący zgodnie z
zasadami Komisarz Russell (Henry Fonda), który obok toczącego się śledztwa musi
borykać się z różnymi innymi palącymi sprawami związanymi z pracą, polityką
oraz własnym życiem prywatnym. Jego postawa w pracy skontrastowana została z
życiem prywatnym - uwikłany jest w związek z zamężną kobietą. Nawał problemów
sprawia, że zostaje zmuszony do przewartościowania swego systemu moralności.
Ostatnią płaszczyzną, na jakiej rozgrywa się historia
opowiedziana w filmie to wątki dotyczące życia osobistego
Madigana, które przypadają głównie na środek filmu i przeplatają się z
prowadzonym przez niego śledztwem. Sieć rozbudowanych relacji i problemów
ogniskujących się na różnorodnej tematyce - przyjaźni, romansów, zdrady,
kryzysu małżeńskiego, osamotnienia, niewierności, kłopotów z określeniem
własnej tożsamości, jawi się jakby żywcem została wycięta z kiepskiego
melodramatu. Powielane są dobrze znane klisze z innych filmów. Sceny
przepełnione pretensjonalnymi dialogami, tanią afektacją. Zwalniają akcję,
odrywają uwagę widza od motywu przewodniego. Po prostu nudzą jednowymiarowością,
oraz banalnością ujęcia. Ich sztywność automatycznie klasyfikuje je po
stronie starego porządku w nurcie kina policyjnego, porządku który odchodzi w
niebyt na rzecz bardziej rozbudowanych, bardziej zróżnicowanych relacji, jakie
stały się udziałem kina lat 70. Niestety, jest to najsłabsza część produkcji,
co może wynikać z wojny kompetencyjnej, jaką na planie reżyser toczył z
producentem, Frankiem Rosenbergiem, który chciał mieć ostatnie słowo, a z
Siegela uczynić biernego wykonawcę swojej woli.
Klamrę spinającą fabułę pełnią niesamowicie realistyczne
sceny akcji kręcone w naturalnych plenerach na ulicach Nowego Jorku.
Otwierającą sekwencję stanowi wspomniana próba złapania przestępcy, zaś końcową
jest kulminacyjna strzelanina pomiędzy nim a interweniującymi policjantami.
Właśnie przy takich scenach, ogniskujących się wokół twardej rzeczywistości
miejskiej, Siegel wykazał swój kunszt. Stworzył widowisko bliskie ideału - chaos
wywołany strzelaniną, jej dramatyczny przebieg oraz tragiczny finał, który
nadał filmowi bardzo pesymistyczne brzmienie. "Madigan" można uznać
za dobry film w nurcie kina policyjnego, gdyby nie minusy wybijające widza z
rytmu, byłby czymś więcej, a tak pozostaje solidną wprawką przed nakręceniem
"Brudnego Harry'ego".
vindom
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz