czwartek, 14 marca 2013

Don Siegel - Madigan



Don Siegel został zapamiętany przede wszystkim ze współpracy z Clintem Eastwoodem, która przypadła na schyłek lat 60. i początek 70. i zaowocowała powstaniem kilku filmów, m.in. Coogan's Bluff (1968), The Beguiled (1971), a zwłaszcza "Dirty Harry" (1971). Jednak zanim dostał się do reżyserskiej pierwszej ligi, dał się poznać jako solidny fachowiec od kina kategorii B.


Jedną z tego typu produkcji był "Madigan" (1968) - ostatnie dzieło przed nastaniem ery "Eastwooda" w jego twórczości. Film jest zwiastunem nadchodzących nowych czasów dla gatunku kina policyjnego, swoistym obrazem transformacji wizerunkowej stróżów prawa. Siegel odchodzi od mitologicznego ukazania policjantów jako herosów bez skazy, co poniekąd symbolizuje nienaganny ubiór w postaci garnituru, krawata i obowiązkowego kapelusza, na rzecz realizmu. Świetnie oddają to sceny akcji kręcone na ulicach Nowego Jorku oraz ukazanie codziennego życia gliniarzy, bez upiększeń, pozbawionego komiksowej otoczki - polegającej na szaleńczych pościgach samochodowych, masie eksplozji czy też ekwilibrystycznych scenach walki.

Życie gliniarzy w Nowym Jorku, w szczególności zaś głównego bohatera, Madigana, w rolę którego wciela się Richard Widmark, nie jest usłane różami, tym bardziej gdy ma już "szron na głowie" i powoli zbliża się do emerytury. Detektyw Madigan wraz ze swoim partnerem, Rocco Bonaro (Harry Guardino) to prawdziwi policjanci z krwi i kości, żadni super-bohaterowie. Starzy wyjadacze, którzy, jak się to mówi, zjedli zęby na swojej robocie, a jednak nie są nieomylni, w trakcie zatrzymania zostali ośmieszeni przez psychopatycznego kryminalistę (Steve Inhat), który zdołał odebrać im broń i zbiec. Ludzkie słabości wynikające z osiągnięcia pewnego wieku dają o sobie znać w najgorszym z możliwych momentów, rozpoczynając lawinę zdarzeń, które doprowadzą do tragedii. Dostali ultimatum - mają złapać zbiega w przeciągu 72. godzin. Rozpoczyna się wyścig z czasem, a detektywi, aby złapać uciekiniera i zmyć plamę na honorze, gotowi są na bardzo wiele, włącznie z postępowaniem wbrew etyce oraz łamaniem prawa. Madigan to typ twardego gliniarza, nie zawsze działającego zgodnie z przepisami, który jednak kieruje się poczuciem sprawiedliwości.

Akcja filmu odgrywa się na kilku płaszczyznach. Siegel co prawda wiernie odtwarza, może nawet nazbyt surowo, przebieg poszukiwań prowadzonych przez parę detektywów, lecz dzięki temu udało mu się oddać klimat tak specyficznego miasta, jakim jest Nowy Jork u schyłku lat 60. Ale przedstawia również to, co dzieje się w gabinetach najwyższych oficerów Policji. W tym wątku na pierwszoplanową postać wyrasta prostolinijny, postępujący zgodnie z zasadami Komisarz Russell (Henry Fonda), który obok toczącego się śledztwa musi borykać się z różnymi innymi palącymi sprawami związanymi z pracą, polityką oraz własnym życiem prywatnym. Jego postawa w pracy skontrastowana została z życiem prywatnym - uwikłany jest w związek z zamężną kobietą. Nawał problemów sprawia, że zostaje zmuszony do przewartościowania swego systemu moralności.

Ostatnią płaszczyzną, na jakiej rozgrywa się historia opowiedziana w filmie to wątki dotyczące życia osobistego Madigana, które przypadają głównie na środek filmu i przeplatają się z prowadzonym przez niego śledztwem. Sieć rozbudowanych relacji i problemów ogniskujących się na różnorodnej tematyce - przyjaźni, romansów, zdrady, kryzysu małżeńskiego, osamotnienia, niewierności, kłopotów z określeniem własnej tożsamości, jawi się jakby żywcem została wycięta z kiepskiego melodramatu. Powielane są dobrze znane klisze z innych filmów. Sceny przepełnione pretensjonalnymi dialogami, tanią afektacją. Zwalniają akcję, odrywają uwagę widza od motywu przewodniego. Po prostu nudzą jednowymiarowością, oraz banalnością ujęcia. Ich sztywność automatycznie klasyfikuje je po stronie starego porządku w nurcie kina policyjnego, porządku który odchodzi w niebyt na rzecz bardziej rozbudowanych, bardziej zróżnicowanych relacji, jakie stały się udziałem kina lat 70. Niestety, jest to najsłabsza część produkcji, co może wynikać z wojny kompetencyjnej, jaką na planie reżyser toczył z producentem, Frankiem Rosenbergiem, który chciał mieć ostatnie słowo, a z Siegela uczynić biernego wykonawcę swojej woli.

Klamrę spinającą fabułę pełnią niesamowicie realistyczne sceny akcji kręcone w naturalnych plenerach na ulicach Nowego Jorku. Otwierającą sekwencję stanowi wspomniana próba złapania przestępcy, zaś końcową jest kulminacyjna strzelanina pomiędzy nim a interweniującymi policjantami. Właśnie przy takich scenach, ogniskujących się wokół twardej rzeczywistości miejskiej, Siegel wykazał swój kunszt. Stworzył widowisko bliskie ideału - chaos wywołany strzelaniną, jej dramatyczny przebieg oraz tragiczny finał, który nadał filmowi bardzo pesymistyczne brzmienie. "Madigan" można uznać za dobry film w nurcie kina policyjnego, gdyby nie minusy wybijające widza z rytmu, byłby czymś więcej, a tak pozostaje solidną wprawką przed nakręceniem "Brudnego Harry'ego".

vindom

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz