piątek, 17 maja 2013

Jean Rollin powstał z grobu cz.2 Okres gore - Powrót do kina wampirycznego.

 Druga część wywiadu z Jeanem Rollin. Okres filmów gore - Powrót do kina wampirycznego





 Les Raisins de la Mort (Grapes of Death) to jeden z niewielu francuskich filmów gore. Czy stał za nim Twój pomysł?
Pomysł wyszedł od Jeana-Marca Ghanassia, młodego producenta zaangażowanego już przy Lips of Blood. Stracił na tym obrazie wszystkie pieniądze, więc prosił mnie o pomoc w ich odzyskaniu. Był to czas tego typu filmów, a on chciał, bym ukazał niebezpieczeństwa czyhające na nas ze wszystkich stron, każdego dnia. Usiedliśmy przy cygarze i butelce wina, Jean wybrał jeden z dwóch projektów, do którego zaprosiliśmy Brigitte Lahaie (był to jej pierwszy nieerotyczny film), gdyż uważałem że ma ciekawą, podwójną osobowość. Pomyślałem, że dobrze byłoby wyciągnąć ją poza krąg filmów porno, gdyż miała bardzo dużą charyzmę. Wspaniała, bardzo utalentowana i miła osoba. Obraz tworzyliśmy w opuszczonym regionie górskim Francji, zwanym Les Saivennes, tak bardzo zimnym, że musieliśmy zbudować specjalną osłonę na kamerę, by mogła kręcić 24 klatki na sekundę. Pamiętam też scenę, w której Brigitte miała się rozebrać do naga i wypowiedzieć kwestię. Z powodu temperatury nie była w stanie otworzyć ust; był to ciężki kawałek chleba dla każdego z nas; bez kawy, miejsca do ogrzania się. Pamiętam scenę z Brigitte i psami, która stanowiła hołd dla Black Sunday Mario Bavy. Jej twarz przypominała mi Barbarę Steele, była równie enigmatyczna. Ktoś mógłby powiedzieć, że kierowanie aktorką filmów porno jest trudne, lecz ona była zdyscyplinowana i profesjonalna. Chciała odnaleźć swoje miejsce w show-businessie, i za drugim razem udało się to jej. Jest popularną osobą we Francji, widoczną w telewizji, piszącą książki, a nawet grywającą w teatrach.




                                    
Po krwawym Les Raisins de la Mort przyszedł czas na powrót do sprawdzonej stylistyki wampirycznego erotyka obrazem Fascination, z 1979 roku. To jeden z Twoich najbardziej znanych i jednocześnie najlepszych filmów. Co możesz powiedzieć o jego powstaniu?
Sam tytuł i ogólny zamysł jest dedykowany francuskiemu magazynowi o tej samej nazwie, zajmującemu się różnymi rodzajami erotyki w sztuce, kierowanemu przez Jean-Pierre Bouyxou, który współpracował ze mną przy Les Raisins de la Mort i La Morte Vivante. Nakręcony został w starym, eleganckim i luksusowym pałacu, zbudowanym dla bogatych ludzi chcących dyskretnie spędzić czas z małżonkami, bądź kochankami. Mój współproducent chciał stworzyć nieskomplikowany film porno, nie skupiający się w ogóle na fabule; ja chciałem czegoś innego, udało mi się dopiąć swego. Pomysł przyszedł z francuskiego opowiadania Jeana Lorraina "Un Verre de Sang" ("A Glass of Blood"), dzięki któremu dowiedziałem się, ze bogaci Francuzi na przełomie XIX i XX wieku pili byczą krew jako lekarstwo na anemię. Lubię ten film, jest bardzo bliski tego, co sobie założyłem, zaczynając do niego zdjęcia - jednocześnie dziki i romantyczny, z tajemniczym, drapieżnym klimatem, i z kilkoma świetnym ujęciami, m.in. tym, w którym Brigitte Lahaie dzierży w rękach kosę, czy prologiem w rzeźni. Być może jest pretensjonalny, jednak wydaje mi się, że unika kiczu, który często występuje w moich scenariuszach.

Porozmawiajmy o bardzo specjalnym filmie w Twojej karierze, mianowicie o Zombie Lake z 1980 roku. Miał to być film Jesusa Franco, a co spowodowało że to Ty stałeś się kozłem ofiarnym?
(Śmiech) No wiesz, po prostu Jesus Franco nie przyszedł na plan. I tyle. Było to na dzień przed rozpoczęciem zdjęć i nikt nie wiedział gdzie jest, zniknął bez śladu. Miałem właśnie wyjeżdżać na wakacje, gdy zadzwonił telefon. Była to firma producencka Eurocine, której przedstawiciel zapytał mnie, czy nie nakręcę dla nich filmu. Pomyślałem sobie :"czemu nie? Kiedy miałbym zacząć?" Odpowiedź była szybka : "jutro!". Nie przeczytałem więc scenariusza, nie wiedziałem nic o filmie, poza tym, że miał być o zombie, więc co ranek producent mówił mi, co mam kręcić. Nie brałem tego projektu na poważnie. Wraz z Howardem Vernonem mieliśmy świadomość tego, co się dzieje, i mieliśmy z tego kupę zabawy. Eurocine to w ogóle było dziwne towarzystwo, święcie wierzące w to, że ich filmy, jak Zombie Lake to wartościowe horrory! Zdecydowanie żyli na innej planecie, myśląc, że dziwny film to dobry film. Zrobiłem też dla nich kilka rzeczy, które posłużyły jako "dokładki" do innych filmów Franco ( materiał Rollina został dodany do A Virgin Among the Living Dead z 1970 - przyp.autor). A potem było jeszcze Chasing Barbara, nakręcony przez mnie w ogrodzie przed moim hotelem w Madrycie, który to ogród miał udawać dżunglę (śmiech). "Widzisz te donice? Nakręćmy tam epickie ujęcie dżungli"(śmiech).
Co sądzisz o Jesusie Franco? Wasz styl był często do siebie porównywany.
Spotkaliśmy się raz w biurze Eurocine. Nie sądzę, że jest sensownym porównywać nasze filmy. Mieliśmy kompletnie różne wizje kina, jak i nasz styl pracy różnił się bardzo; inny duch nami kierował. Niektóre z jego filmów lubię, choć do tej pory wielu nie widziałem; nie widzę jednak między nami związku.

W 1983 roku nakręciłeś La Morte Vivante (Living Dead Girl), w którym w głównej roli miała wystąpić Theresa Ann Savoy. Dlaczego odeszła?
Pojechałem zobaczyć się z nią w Rzymie, w biurze jej agenta, gdzie zakomunikowała mi, że nie będzie pracować zgodnie z moimi warunkami. Nie wiem dlaczego tak powiedziała, myślę że nie była zdrowa psychicznie(śmiech). Byłem bardzo rozczarowany, gdyż stworzenie z nią filmu było moim marzeniem; podobała mi się w kilku rolach.  W końcu jednak wybraliśmy Francoise Blanchard do głównej roli. Podczas zdjęć nie miała łatwo. Upadła podczas finałowej sceny, w której miała, cała pokryta krwią, zabić swoją dziewczynę.Smród fałszywej krwi był okropny, zmęczenie duże, a na dodatek ujęcie dosyć dużo od nas wymagało. Kiedy w końcu była już przed kamerą w tej scenie, na planie zapadła kompletna cisza, zanim nie powiedziałem : "cięcie", gdyż ludziom wydawało się że Francoise zaraz zemdleje. Po czym ona popatrzyła na nas i powiedziała : "skończyliśmy już?" Niestety, nie był to jeszcze koniec i podczas jednej z kolejnych scen zemdlała już naprawdę, z wycieńczenia organizmu. Wezwaliśmy lekarza, który przyjechał do nagiej kobiety pokrytej krwią, zupełnie nieprzytomnej; był to typowy wiejski lekarz, który zaraz po przyjeździe chciał dzwonić na policję, myśląc że jesteśmy bandą psychopatów, którą przyłapał na orgii w zamku. Mówiliśmy mu że to wszystko fikcja, ale uwierzył dopiero samej Francoise, kiedy wstała i powiedziała : "Nie jestem ofiarą, jedynie boli mnie tyłek!"(śmiech).
W tym obrazie zagrał także, pamiętana z filmu Borowczyka Dr Jekyll et les Femmes, Marina Pierrot. Lubiłem z  nią pracować, choć była próżną, skupioną na własnym wyglądzie osobą. Dużo z nią rozmawiałem, gdyż bała się, że niewłaściwie ukażę ją na ekranie. 





Czy jesteś zadowolony z efektu końcowego?
Hmmm, raczej tak, myślę że ma kilka dobrych scen, choć musieliśmy także iść na pewne ustępstwa. Cała idea odpadów chemicznych nie była najlepsza, powstała z braku innego motywu. Byłoby lepiej, gdyby dziewczyna wróciła do żywych z powodu niedotrzymania samobójczego paktu przez jej przyjaciółkę. Komercyjne jednak okazał się moim największym sukcesem. Dostałem za ten obraz Specjalną Nagrodę Publiczności na Fantafestiwalu w Rzymie. Uwielbiam scenę, gdy główna bohaterka powraca do zamku, znajdując te wszystkie zabawki i dzwoniąc do przyjaciółki. Na planie obecny był pisarz, który tłumaczył dialogi na język angielski, jednocześnie kręcąc kilka scen w tym języku z amerykańskimi aktorami. 

Wcześniej wspomniałeś o Les Troittors de Bangkok. Czy to Twój hołd dla seriali, które tak kochałeś będąc dzieckiem?
Dokładnie. To mały film, ale bardzo go lubię. Bardzo trudno było znaleźć odpowiednią aktorkę do głównej roli. Przez tydzień poszukiwałem tej jedynej, lecz nie mogłem jej znaleźć. W końcu stało się to problemem, aż Lionel powiedział mi, że zna Azjatkę, która może być odpowiednia. Nadszedł pierwszy dzień zdjęć i wszyscy czekaliśmy, aż pojawi się Lionel z dziewczyną. Kręciliśmy zdjęcia w porcie i nagle zobaczyliśmy zbliżający się samochód Lionela. Gdy się zbliżył, zobaczyliśmy że jedzie sam. "To koniec", pomyślałem. Ale gdy dojechał do nas, okazało się, że z przodu koło niego siedzi maleńka kobieta. Okazała się wprost idealna do tej roli. To ją sobie wymarzyłem.

Jest pewne zamieszanie na temat filmu Ne Prends pas les Poulets pour des Pigeons z 1985 roku. Raz mówi się, że napisałeś tylko scenariusz, a reżyserował główny aktor, czyli  Jean-Claude Benhamou. Znowuż na ekranie jesteś podpisany jako reżyser. 

Nie, jest to mój film. Benhamou był jego producentem, scenarzystą i głównym aktorem, choć czasami myli wątki i mówi o tym, że był tez reżyserem. To była jego historia, a ja reżyserowałem pod jego dyktando, gdyż tak naprawdę nie obchodziło mnie to. 

Dokończyłeś także Emmanuelle 6 z 1986 roku, rzekomo z powodu problemów  Bruno Zincone'a, z którymi nie umiał sobie poradzić?
Nie radził sobie z fotografowaniem w Ameryce Południowej. Gdy powrócił po sześciu tygodniach filmowania w Wenezueli, miał tylko 45 minut użytecznego materiału. Co gorsze, nie mógł wrócić, gdyż dostał przy okazji inną pracę. Producent filmu, Sam Selsky, chciał jak najszybciej go dokończyć, z wielu powodów. Zostałem poproszony o jego dokończenie, więc zmieniłem scenariusz pod kątem utraty pamięci przez Emmanuelle, starając się jakoś poskładać do kupy całość, co okazało się przedsięwzięciem nie do wykonania.

Perdues dans New York(Lost in New York, 1989) nakręciłeś dla telewizji. 
Mój przyjaciel, producent telewizyjny Jacques Nahum poprosił mnie o nakręcenie kilku ujęć na nowojorskiej giełdzie, dając mi dużo taśm 16mm, co skwapliwie wykorzystałem, kręcąc to, co chciał. Będąc w Nowym Jorku chciałem wykorzystać tą okazję i nakręcić coś dla siebie. Gdy pokazałem rezultat Jacquesowi, stwierdził że mu się to podoba i możemy coś zrobić z tym materiałem. Pozwolił mi zachować materiał, jednocześnie dając pieniądze na jego wydanie, co pozwoliło mi stworzyć godzinny materiał. Film jest historią dwóch dziewcząt, które znajdują figurkę Afrykańskiej bogini, pozwalającej na podróże w czasie i przestrzeni; także w światy literackie i filmowe. Staraliśmy się sprzedać obraz do telewizji, ale nie było odzewu. To krótki, ale piękny film, który zdecydowanie polecam obejrzeć każdemu; stworzony w momencie, kiedy chciałem zrezygnować całkowicie z filmu z powodu bardzo złych warunków produkcyjnych. Perdues dans New York miał być moim pożegnaniem z widzami, którzy ukochali moje obrazy; pełnym autocytatów i cytatów z mojej twórczości "The Best of Jean Rollin". I choć stworzone chaotycznie, wydaje mi się jednym z moich najlepszych dzieł.

La Griffe d'Horus z 1990 roku stał się kolejnym zapomnianym projektem telewizyjnym. 
Pewnego dnia zadzwonił do mnie niejaki Gerard Dole, prosząc o spotkanie. Okazało się, iż jest ekspertem od opowiadań o detektywie Harrym Dicksonie i sam napisał o nim zbiór powiązanych opowiadań : "Nowe przygody Harry'ego Dicksona", twierdząc, że jestem jedyną osobą, która mogłaby je przenieść na ekran. Połechtało to moją próżność, więc spróbowałem. Zaczęliśmy rozmowy z Channel 1, ale oni stwierdzili, iż najpierw muszą wykupić prawa do samej postaci Harry'ego. Prawa do oryginalnych historii, napisanych przez Jeana Raya, były niemożliwe do zdobycia; to samo dotyczyło późniejszych historii, nierzadko anonimowych. Znaleźliśmy małego wydawcę C'ur Neuf, który miał prawa do kilku opowiadań; gdy doszło do spotkania usłyszeliśmy: "Jean Rollin nigdy nie przeniesie tych historii na ekran!" Oni mnie nienawidzą, naprawdę (śmiech). Dole był wściekły, więc stwierdził, że napisze specjalnie opowiadanie dla naszych celów, i tak powstał La Griffe d'Horus, do którego napisałem 26 minutowy telewizyjny scenariusz, gdzie zmieniłem nazwisko głównego bohatera, z powodu problemów z uzyskaniem praw. Stworzyliśmy krótki dwuminutowy testowy film, tylko po to, by sprawdzić, czy oddamy dobrze klimat opowiadań. Spotkaliśmy wtedy Jeana - Michela Nicollet, który miał bzika na punkcie Harry'ego Dicksona, więc zaangażowaliśmy go do naszego projektu. Film nakręciliśmy w jedno popołudnie, a wszystkie osoby w niego zaangażowane były z projektu bardzo zadowolone; Dole pragnął stworzyć długometrażowy obraz. Jednak projekt umarł śmiercią naturalną, stając się tylko amatorskim filmem nakręconym z przyjaciółmi.


Naprawdę chciałeś wtedy zostawić kino?
Bylem przygnębiony i sfrustrowany. Naprawdę chciałem zostawić reżyserowanie. Ciężko szło zbieranie pieniędzy na filmy, byłem na czarnej liście telewizji, nie dostawałem od nich żadnych zleceń. Skoncentrowałem się wtedy na pisarstwie, zmieniając moje niedoszłe scenariusze w powieści. To bardzo mi pomogło, gdyż tworzyłem to, czego chciałem, bez finansowych problemów. Miałem wtedy scenariusz nazwany Bestialite, z którego miał powstać film, w koprodukcji z Rosją; nic z tego nie wyszło. Była to historia napisana dla Brigitte Lahaie i Yoko. Historia opowiadała o starym ambasadorze, który z podróży do Indii przywozi ze sobą dziwne zwierzę, odmianę wilka, z którym zaprzyjaźnia się Brigitte. Pewnej nocy zwierzę zmienia się w piękną kobietę, która rozpoczyna dziwny związek z Brigitte, która zyskuje także wilczą naturę. Pod koniec obie zostają zabite przez ambasadora. 
Prócz tego był jeszcze jeden projekt, Enfer Prive (Private Hell), znów napisany dla Brigitte i Yoko. Tym razem młoda arystokratka poznaje kobietę, która żyje wśród zwierząt w pobliżu nadmorskiej plaży. Arystokratka zabiera ją do domu, celem rozegrania z nią dramatycznego polowania, coś w stylu The Most Dangerous Game. Rene Chateau, ówcześnie żyjący z Lahaie, chciał ten obraz wyprodukować, jednak miał wizje scen porno, dokręconych przez innych reżyserów. Odmówiłem, ostatecznie zmieniając scenariusz w powieść.

W końcu powróciłeś do reżyserowania filmem La Femme Dangereuse (The Dangerous Woman, a.k.a. Killing Car), z 1993 roku, którego produkcja trwała dwa lata.
Po zakończeniu zdjęć poważnie zachorowałem, co zatrzymało produkcję na kilka miesięcy. Po odzyskaniu zdrowia zrobiłem montaż, film trafił na rynek wideo, ale mimo to, lubię go; odróżnia się od moich filmów. To historia zemsty kobiety na osobach, które wyrządziły jej krzywdę w przeszłości. Biorąc pod uwagę budżet, jakim dysponowaliśmy uważam ten obraz za udany, choć mam świadomość, iż nie jest to arcydzieło. Stworzyliśmy go w dziesięć dni, kamerą 16mm, kosztował nas 100 tys. dolarów. Główną rolę napisałem specjalnie dla Txiki Chan, bardzo lubiłem tą aktorkę. 




W 1994 roku napisałeś scenariusz do kolejnego filmu porno La Parfum de Mathilde (The Scent of Mathilde).
Gdy zmarł Michele Ricaud, najbardziej znany twórca francuskich porno, każdy chciał zająć jego miejsce. Producent Marc Dorcel zapytał mnie o chęć stworzenia czegoś w tym gatunku, na co przystałem, pomagając mu w reżyserowaniu, choć tylko on jest opisany na liście płac tego obrazu. Nie przejmuję się tym zbytnio. Dorcel szukał kogoś o innym podejściu niż Michele; kogoś, kto stworzyłby historię o zabarwieniu fantastycznym do filmu porno. Podczas kręcenia zdałem sobie sprawę, jak bardzo zmienił się filmowy biznes; końcowy efekt był typowym filmem porno, niczym ponadto. 

Jak wytłumaczysz nagły wzrost zainteresowania Twoimi filmami? Jak sam mówisz, jeszcze dwa lata temu nikogo nie obchodziły.
Szczerze? Jestem tym kompletnie zaskoczony. Moje obrazy wkrótce zostaną ponownie wydane na rynku wideo we Francji i Belgii, sześć z nich sprzedałem angielskiej wytwórni Redemption, zaś Video Search z Miami także wykupiło prawa do kilku moich obrazów na rynek amerykański. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło, ale cieszę się z tego bardzo. Być może jest to spowodowane powrotem klasycznych potworów na ekrany kin; może ludzie są zmęczeni amerykańskim kinem. Rzadko chodzę do kina, mimo to widziałem Frankensteina Kennetha Branagha, który nie spodobał mi się. Widziałem także Draculę Coppoli - strata czasu, film w którym nie ma miejsca na wyobraźnię, dzieło operatora i scenografa. Gdzie jest twórca tego obrazu? Film jest dobrze wykończony, ale w końcu kosztował 50 milionów dolarów, więc powinien taki być, no nie? ( w rzeczywistości budżet wyniósł 40 milionów dolarów, co nie zmienia celności uwagi Rollina - przyp. haku).
Ci z nas, których faktycznie interesuje kino fantastyczne, pragną filmów z charakterem, filmów różnych od reszty, zachowujących pewien rodzaj kultury. To może być powodem mojego odrodzenia. Wieli ludzi opowiada mi o nowym filmie włoskiego reżysera Michele Soaviego, Dellamorte Dellamore, bardzo go chwaląc, wręcz wynosząc pod niebiosa. Mimo to czuję, że gatunek horroru jest na wymarciu, jak zresztą całe kino. To nie jest już mój sposób rozumienia filmów. 




Wkrótce rozpoczniesz swój pierwszy od wielu lat wampiryczny film  Les Deux Orphelines Vampires (The Two Orphan Vampires). Tytuł sprawia wrażenie ironicznego odniesienia do powieści Les Deux Orphelines Adolphe D'Ennery'ego, sfilmowanej przez Riccardo Fredę w 1966 roku. Wiele osób z niecierpliwością oczekuje Twojego powrotu.
Wzrost popularności moich obrazów stawie mnie w dogodnej pozycji. Jestem producentem tego obrazu, co oznacza, iż mam nad nim pełną twórczą kontrolę, z dosyć dobrym budżetem - 3 milionami franków. Pieniądze pochodzą z firmy, która wydając je pomaga sobie w kwestiach podatkowych, wiedząc iż moja powieść, na której oparłem scenariusz, wkrótce zostanie opublikowana w języku angielskim. Zaczynamy filmowanie w czerwcu, cztery dni w Nowym Jorku i trzy tygodnie w Paryżu. Mam okazję współpracować ze świetnym operatorem Norbertem Marfaing-Sintesem, który pomagał w nakręceniu ostatnich dzieł Duccio Tessariego, oraz w wielu filmach fabularnych i reklamówkach. 
Historia opowiada o dwóch małych ślepych sierotach, które mogą widzieć tylko w nocy, gdyż są wampirami. Spotykają na swej drodze dziwne istoty: skrzydlatą wampirzycę, czy wilka. W filmie nie będzie nagości, mamy za to pięknie sfilmowany cmentarz i świetne dialogi. W obrazie zagra Brigitte Lahaie i Tina Aumont, znana z The Ghoul. Sieroty - wampirzyce zagrają Alexandra Pic i Isabelle Teboul, dwie aktorki, które do tej pory nie miały żadnego doświadczenia w filmie. Znalazłem je poprzez ogłoszenie w gazecie; są piękne. 
Jestem bardzo szczęśliwy w tej chwili. Sprawy mają się dobrze zarówno dla mnie, jak i dla mojego filmu. I kto wie, może pewnego dnia powrócę do swoich powieści, które wcześniej istniały jako scenariusze, i przywrócę im należną rolę...

Koniec cz.2
tłumaczył : haku


 


 




3 komentarze :

  1. Bardzo dobra robota, ale cóż to za zagadkowa ekranizacja "Dwóch sierot", którą niby miał popełnić w 1966 Margheriti? W jego filmografii próżno szukać takiej pozycji, za to Riccardo Freda nakręcił film pod tym tytułem w 1965. Najwyraźniej panu przepytującemu coś się wtedy pokaszaniło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wongo za zwrócenie uwagi - błąd był po mojej stronie, niedawno tłumaczyłem książkę o włoskim kinie grozy i jakoś mi ten Margheriti się pomylił z Fredą. ( rok 1966 zostawiłem tak, jak w wywiadzie, mimo iż film jest przypisywany na 1965 rok).
    Pozdrawiam i zapraszam do lektury kolejnych artykułów.
    haku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drobiazg. Czytuję już od jakiegoś czasu i jestem pod wrażeniem włożonej pracy. Pozdro również!

      Usuń