niedziela, 19 października 2014

Ojciec Chrzestny Gore - Herschell Gordon Lewis.


Herschell Gordon Lewis jest znany przede wszystkim jako Ojciec Chrzestny Gore - tytuł ten dobrze podsumowuje jego osiągnięcia, które przyczyniły się do stworzenia współczesnego kina gore. Zredukowanie jego postaci jako aktywnej tylko w kierunku kina gore, byłoby jednak wielce krzywdzące, gdyż od późnych lat 50-tych działał na wielu polach w obrębie kina gatunkowego, kręcąc filmy głównie dla kina drive-in i rynku grindhouse, których główną cechą było nie tyle dosadne użycie przemocy i seksu, ale ich humor, komiczne zaplecze, nieczęsto widziane w zapchajdziurach jakich pełno w kinie drive-in. Dzięki temu filmy te nie są aż tak proste i głupie, jak mogłyby wskazywać ich wielce uproszczone fabuły. Herschell Gordon Lewis rzadko bywał dumny ze swych obrazów, nie widział siebie w roli wielkiego artysty, lecz jako rzemieślnika tworzącego pod publiczkę, często wyśmiewając innych twórców eksploatacji, którzy uważali się za autorów, co zakrawa na ironię, gdyż to właśnie on jako jeden z niewielu filmowców tego nurtu wypracował sobie własny, jasno rozpoznawalny styl (niekoniecznie myślę tutaj o scenach gore w jego obrazach, które także bez problemu da się rozróżnić od innych) – co predestynowało go do bycia Autorem w tym nurcie. 

POCZĄTKI KARIERY

Biorąc pod uwagę jego niesamowite dokonania na polu kina eksploatacji, początki Lewisa wydają się wręcz nudne: urodził się w 1926 w Pittsburghu, w Pensylwanii. Studia podjął na Northwestern University w Evanston, stan Illinois, kończąc je na kierunku dziennikarskim. Uzyskał też tytuł profesora literatury angielskiej na Mississippi State College, jednak porzucił karierę akademicką na rzecz pracy w radio, a następnie w rozkwitającej właśnie telewizji, ostatecznie przenosząc się do Chicago, gdzie skierował swe kroki w kierunku reklamy. W tym mieście rozpoczął współpracę z Martinem Schmidhoferem, jako firma reklamowa pod nazwą "Lewis i Martin", mająca również własne studio, przeznaczone do kręcenia reklam. Schmidhofer szybko znudził się reklamą i przeniósł na Florydę, zostawiając firmę Lewisowi, który wpadł na pomysł produkcji filmów we własnym studio, a przeznaczonych głównie dla kina drive-in.

SEXPLOITATION

Lewis wyprodukował swój pierwszy film The Prime Time, w 1960 roku. Obraz został wyreżyserowany przez Gordona Weisenborna (po latach film niesłusznie przypisywano samemu Lewisowi). The Prime Time to niespecjalnie udane kino o dorastaniu młodej dziewczyny, utrzymane w wysoce sensacyjnym tonie z dodaną odrobiną nagości (debiut Karen Black). Lewisowi nie spodobało się oddanie obrazu w ręce innego reżysera, zważywszy na to, iż był przekonany, że byłby w stanie zrobić wszystko sam (w tym czasie miał już doświadczenie dzięki kręceniu reklam). Na dodatek był pewien, że jest w stanie stworzyć bardziej przekonujący obraz, więc przy drugim projekcie, The Living Venus (1961), Lewis (zapłacił za film z własnej kieszeni) wziął na swoje barki trudy reżyserii. The Living Venus to film o wydawcy stylowego magazynu, kimś w rodzaju Hugh Heffnera, marny, lecz przyciągający ówcześnie zarówno widzów, jak (dużo bardziej wtedy restrykcyjnych) szukających gorszących scen cenzorów. Oba obrazy zarobiły na siebie, lecz nie był to duży sukces dla reżysera, gdyż dystrybutor zbankrutował przed wypłaceniem zysków.  
Spowodowało to zastój w karierze Lewisa, który musiał sprzedać swoje chicagowskie studio, aby jakoś związać koniec z końcem. Mimo to nadal rozszerzał swe pole filmowych zainteresowań, odkąd na planie The Living Venus spotkał Davida F. Friedmana, byłego promotora, pracującego dla dystrybutora Lewisa – we Friedmanie reżyser znalazł swoje dopełnienie: umiał poruszać się po obszarach produkcji i dystrybucji filmowej, podczas gdy Lewis nie umiał tworzyć filmów podług kampanii reklamowej, reżyserując to, co akurat dostawał – zaś na początku lat 60-tych, w czasach komedii erotycznych Russa Meyera w rodzaju The Immoral Mr Teas (1959), to właśnie filmy tego typu udawało się najprościej nakręcić, jeżeli chciało się nie ponosić zbyt wysokich kosztów. 



Po kilku szybko nakręconych seks komedyjkach, Lewis i Friedman poszli w kierunku sexploitation wraz z The Adventures of Lucky Pierre (1961), według dzisiejszych standardów nieszkodliwą komedią erotyczną, na owe czasy jednak bardzo ryzykowną (film do dziś ma problem, by zaistnieć w amerykańskiej kablówce), która jednak pozwoliła zarobić niezłą sumkę obu panom. Również dzięki temu, że sami zajęli się dystrybucją, zaś Lewis stawał się coraz bardziej ekonomicznym twórcą, wykorzystując jak najmniej taśmy filmowej, co zmuszało go do bardzo małej ilości błędów. Skoro więc The Adventures of Lucky Pierre radził sobie całkiem dobrze, Lewis i Friedman zdecydowali się na stworzenie kolejnych obrazów w tym typie, czyli kampowe filmy o nudystach -  Daughter of the Sun (1962), Nature's Playmates (1962), Goldilocks and the Three Bares (1963) i Bell, Bare and Beautiful (1963) – co dziś wydaje się wręcz niemożliwe; w ówczesnym czasie jedynie stylistyka kampu pozwalała na pokazanie nagich kobiecych piersi; prócz tych produkcji panowie zajęli się również dramatami erotycznymi: Boin-n-g i Scum of Earth (oba z 1963 roku).
Kilka z tych obrazów Lewis stworzył pod pseudonimem, co było wówczas standardem w erotycznym biznesie, jednak reżyser czuł się bardziej rzemieślnikiem niż artystą, więc nie krył zbyt mocno swego prawdziwego nazwiska – Lewis H. Gordon nie było zanadto tajemnicze, tak jak i Davis Freeman, za którym to pseudonimem ukrył się David F. Friedman. Oczywiście, w końcu musiało dojść do przesytu rynku, który został wręcz zbombardowany erotycznymi produkcjami – nasi bohaterzy również odczuli zmęczenie tym materiałem, decydując się na skierowanie swych zainteresowań ku czemuś nowemu… 

GORE
Szukając pomysłów na nową formułę, czegoś, czego wcześniej jeszcze nie pokazano w kinie, a jednocześnie mogło być zyskowne, Lewis i Friedman wyszli z pomysłem horroru, który nie tylko sugeruje morderstwa czy krwawe okaleczenia, ale po prostu je POKAZUJE – tak zrodził się pomysł na Blood Feast (1963). Blood Feast to obraz o mężczyźnie (Mal Arnold), który brutalnie morduje ludzi, aby poświęcić ich egipskiej bogini Ishtar, (choć tak naprawdę Ishtar to bogini babilońska, lecz dla twórców było to najmniej ważne), planuje publicznie zaszlachtować dziewczynę na jej urodzinowym przyjęciu. Obraz nie jest dobry (w rzeczy samej Lewis nakręcił wiele lepszych), scenariuszowi brakuje humoru i napięcia (tak ważnych dla filmów Lewisa). Przeszarżowane aktorstwo Mala Arnolda jest wręcz niedorzeczne, zaś dialogi są tragicznie słabe, chociaż obraz ma w sobie to coś, czego nie mają filmy z tego okresu: obfitość mocnych scen gore, nawet jeżeli zrealizowanych dosyć prymitywnie jak na dzisiejsze standardy, to jednak skutecznie tworzą podwaliny pod nowy gatunek – zwany gore lub splatter.


Rzekomo po skończeniu Blood Feast i wypuszczeniu obrazu do kin, Lewis i Friedman szybko stracili wiarę w powodzenia swego dzieła, zrobionego w tandetny sposób, dochodząc do wniosku, że będzie ono zbyt radykalne dla publiczności. Kiedy jednak zobaczyli sznur samochodów pod kinami drive – in, czekających w kolejce, by obejrzeć ich dzieło, zdecydowali się dołożyć kolejną cegiełkę do powstającego właśnie gatunku splatter, rok później nakręcili następny film w tej stylistyce…
Na szczęście Lewis i Friedman nie popełnili błędu polegającego na prostym odtworzeniu Blood Feast, ucząc się na własnych błędach, jakie popełnili przy tej fabule, udoskonalili jego niedostatki, zaś ich wysiłek bardzo się opłacił: 2.000 Maniacs (1964) to ogromny skok jakościowy w stosunku do Blood Feast, właściwie w każdym calu: dużo lepsze aktorstwo, ciekawsza i skomplikowana fabuła, bardziej pomysłowe sceny morderstw, a nawet swoiste zaplecze komediowe. 

Zasadniczo, 2.000 Maniacs to Brigadoon (1954, Vincente Minelli) opowiedziany w kategoriach obrazu gore: jedno z miast Południa Stanów powstaje do życia co sto lat, dając schronienie turystom z Północy, następnie brutalnie ich morduje w akcie zemsty za wydarzenia mające miejsce podczas Wojny Sescesyjnej. Oczywiście fabuła, choć dodaje uroku całości, jest drugorzędna, a Lewis sprawnie lawiruje pomiędzy surowością swojego kina a popularnym i zabawnym filmem, który ma zaspokoić oczekiwania gawiedzi zgromadzonej w drive – in poprzez gwałtowne ukazanie przemocy.


Podobnie jak Blood Feast, 2.000 Maniacs przyniósł znaczne zyski (w odróżnieniu od tandetnego Blood Feast, stał się obrazem z którego Lewis był dumny, nazywając go po latach ulubionym spośród wszystkich filmów), więc nie trzeba było długo czekać na nakręcenie kolejnego filmu gore, którym był Color Me Blood Red (1965). Jak miało to miejsce w przypadku dwóch pierwszych obrazów gore Lewisa, tak i kolejny z nich - Color Me Blood Red, różni się od poprzednich, ukazując mniej typowych dla gore obrazów pełnych obrzydzenia, kierując się bardziej w stronę makabrycznej komedii. To historia zdesperowanego artysty (Don Joseph), który traci wiarę w swoje obrazy, podczas gdy jego kariera staje w miejscu, tylko z tego powodu, że nie może odnaleźć upragnionego odcienia czerwieni, by jego obrazy znów zyskały na jakości. Ostatecznie udaje się mu jednak znaleźć ów odcień – jest nim oczywiście kolor krwi, co sprawia, że tworzy na nowo kolejne arcydzieła kosztem ludzkiego życia.

Porównując go z wcześniejszymi filmami gore, należy zaznaczyć iż Color Me Blood Red jest o wiele bardziej powściągliwy, w obrazie brakuje wyraźnego ukazania przemocy, co zostaje nadrobione czarnym humorem – kierując go bardziej w kierunku produkcji w rodzaju Bucket of Blood (1959, Roger Corman).

ROZSTANIA I POWIĄZANIA

Podczas produkcji Color Me Blood Red, doszło do kłótni na planie obrazu, po której Herschell Gordon Lewis i David F.Friedman zdecydowali się przerwać współpracę, choć do dziś nie wiadomo z jakiego dokładnie powodu. Musiało to być dosyć gwałtowne rozstanie, gdyż powstała plotka, iż Friedman sam dokończył Color Me Blood Red – czego jednak nie było widać w gotowym obrazie. Co ciekawe, po rozejściu się, żaden z twórców nie wrócił do gore od razu: Friedman powrócił do filmów sexploitation na kilka następnych lat, zaś Lewis próbował swych sił w różnych gatunkach – zwykle z nikłymi sukcesami:
Moonshine Mountain (1964), pierwszy obraz Lewisa po zakończeniu współpracy z Friedmanem, to dosyć surowa komedia nie mogąca zadowolić nawet częstych bywalców drive – in
Sin, Suffer and Repent (1965) miał być z początku krótkim filmem edukacyjnym, po dodaniu scen prawdziwego porodu rozrósł się do rozmiarów pełnego metrażu. Niestety, najprawdopodobniej film ten zaginął. 
Monster a Go-Go (1965) jest oficjalnie przypisywany Billowi Rebane, a Lewis figuruje na liście płac jako producent, jednak mówi się o tym, iż to Lewis dokończył film po odejściu Rebane’a w trakcie zdjęć. Monster a Go-Go, typowy sci – fi tamtych lat, nie jest niestety udanym obrazem.
Wraz z Jimmy the Boy Wonder (1966) i The Magic Land of Mother Goose (1967), Herschell Gordon Lewis próbował sił w kinie dla dzieci (!) – rezultat niestety nie był udany, choć oba filmy mają swój własny charakter, wyróżniający je na tle podobnych produkcji.
W 1967, Lewis stworzył film, w którym była scena odlotu po zażyciu LSD -  Something Weird, dość dziwne doświadczenie, mieszanka motywów z filmów o seryjnych mordercach i nadprzyrodzonych zdarzeń z antynarkotykowym przesłaniem. Oglądany w dzisiejszych czasach film ten zupełnie nie ma sensu, ale jeżeli nie będziemy go brali na poważnie, to stanie się po prostu całkiem niezłym doświadczeniem, kolejnym kamykiem budującym kino drive – in.
The Girl, the Body, and the Pill (1967) to obraz o nauczycielce wydalonej ze szkoły za swoją ostrą kampanię edukacyjną o seksie, w którym Lewis atakuje hipokryzję system edukacyjnego oraz ówczesnej średniej klasy. Był to jednak obraz kierowany do kin drive – in, co sprawiło, że odczytywano go raczej jako satyryczną komedię z podtekstami, gatunek do którego reżyser wrócił po kilku latach od swych pierwszych z nim doświadczeń.
Blast-Off Girls (1967) to kolejna satyra w Lewisowskim stylu, w którą zaczął coraz częściej celować – tym razem osadzona w środowisku przemysłu muzycznego. Na pewno nie najlepszy film o tym przemyśle, ale świetny obraz lat 60-tych, mocno nostalgiczny.
Wraz z A Taste of Blood (1967), Herschell Gordon Lewis powrócił do gatunku horroru, ale niestety ten obraz, współczesna wersja opowieści o Drakuli, jest jego najmniej krwawym i rasowym  horrorem – wampiryzm zostaje w nim potraktowany wysoce akademicko, bez firmowego znaku Lewisa, czyli czarnego humoru. Na dodatek film trwa prawie dwie godziny, dłużąc się niemiłosiernie. Nie jest to obraz całkiem zły, jednak nie wykraczający poza formułę kina drive – in. Nie tego spodziewano się wówczas po tym twórcy. 
The Gruesome Twosome (1967) to w końcu powrót Lewisa do kina gore: film o tandemie matka - syn (Elizabeth Davis, Chris Martell), perukarzach, którzy znaleźli doskonały składnik swoich produktów – prawdziwe ludzkie włosy – to czarna komedia w stylu Color Me Blood Red, chora i dziwaczna fantazja w najlepszej tradycji jego poprzednich filmów gore. Plus kilka niezapomnianych scen: gadające styropianowe głowy w prologu filmu, czy dwoje widzów oglądających seans w kinie drive – in są bezcenne w ich absurdalności.


The Gruesome Twosome nie oznaczało jednak powrotu reżysera na stałe do gatunku gore, gdyż swe kroki skierował on następnie na inne terytoria. Z jego późniejszych, nie – horrorowych dzieł wyróżnia się głośny She-Devils on Wheels (1968), film o motocyklistach z damską bohaterką w głównej roli, daleki jednak od jego najlepszych obrazów. Głównym problemem She- Devils on Wheels jest to, że mimo iż wszystkie elementy wydają się być tutaj na miejscu, obraz odbiera się jako mało osobisty, rutynowy, będący raczej wprawką niż autorskim dziełem, nie różniącym się wiele od innych obrazów kina motocyklowego tamtych lat (z wyjątkiem oczywiście kobiecej bohaterki), będącym w gruncie rzeczy bardziej mieszanką epizodów niż zwartym dziełem filmowym. 
O wiele ciekawszy niż She-Devils on Wheels jest Suburban Roulette, również zrealizowany w 1968 roku, satyra społeczna o trudach życia na przedmieściach, podobna nieco do filmów Joego Sarno, urokliwa, jednak tracąca wiele atutów poprzez pewną nierzeczywistość sytuacji oraz powściągliwość niedopuszczającą do nagich scen, tak ważnych dla ówczesnego kina.
Kolejne erotyczne filmy Lewisa zrealizowane w latach 60-tych to Alley Tramp, mająca swe korzenie w kinie sci – fi How to Make a Doll z 1968 roku, oraz The Exstasies of Women i Linda and Abilene z 1969 roku – mniej wstrzemięźliwe niż Suburban Roulette, nie realizowały już początkowych założeń reżysera, zaś późniejsze obrazy - Just for the Hell of it (1968) o przestępczości wśród nieletnich, czy pierwszy obraz w latach 70-tych - erotyczna antologia Miss Nymphet's Zap-In (1970), sprawiły że ostrze satyry Lewisa wyglądało na mocno stępione.

POWRÓT DO FORMY I POŻEGNANIE: LATA 70-TE.

Na przełomie lat 60-tych i 70-tych nastawienie filmowego przemysłu do ukazywania na ekranach przemocy i krwawych efektów było dużo bardziej tolerancyjne niż wcześniej, m.in. dzięki takim obrazom jak Blood Feast, zaś krew zalewała ekrany nawet w kinie mainstreamowym, jak np. w Bonnie i Clyde Arthura Penna z 1967 roku, czy Dzikiej Bandzie Sama Peckinpaha z 1969  - choć oczywiście porównywanie ich pod tym względem z obrazem Lewisa nie ma sensu. Poetyka gore przeniknęła jednak do kina głównego nurtu, zostawiając w nim swój krwawy ślad. Jednak dni reżysera wydawały się być policzone, gdy nagle, w 1970 roku, Lewis powrócił chyba najbardziej dziwacznym i krwawym obrazem w karierze, The Wizard of Gore.

Fabuła nie jest jednak mocną stroną The Wizard of Gore. To pozbawiona większego sensu historia magika (Ray Sager), który odtwarza na scenie okrutne akty morderstw, które później okazują się iluzją; po zakończeniu show dochodzi jednak do prawdziwych zbrodni na bohaterach widowiska. Słaby pod względem aktorskim obraz to rodzaj grand guignolu, okrutna komedia przepełniona groteską i czarnym humorem w najlepszej tradycji dzieł Lewisa. Sam tytuł przylgnął do reżysera, który od tego czasu bywał nazywany właśnie Czarodziejem Gore, zamiennie z Ojcem Chrzestnym Gore.

Mimo sukcesu The Wizard of Gore, Herschell Gordon Lewis odpoczął od gatunku, kręcąc kolejne dwie satyry, które zyskały uznanie widowni: This Stuff'll Kill Ya (1971) i Year of the Yahoo (1972). This Stuff'll Kill Ya miesza wątki religijne ze społecznymi, opowiadając historię małomiasteczkowego kaznodziei, który pod przykrywką kościoła handluje bimbrem. Nie do końca inteligentne kino, niemniej jednak całkiem zabawne. Dużo ciekawszy fabularnie jest Year of the Yahoo, historia prostolinijnego śpiewaka (Claude King), który chce dostać się do senatu. Co ciekawe ten obraz nie tylko zapowiada inteligentną satyrę Tima Robbinsa pt. Bob Roberts, która powstała 20 lat później, a która fabularnie jest właściwie kalką dzieła Lewisa, ale i zawiera w sobie podobieństwa do amerykańskich wyborów z 2004 roku, w których naród wybrał na prezydenta prostego chłopa (George W. Bush) miast kompetentnego, lecz oschłego polityka (John Kerry) – co właściwie jest dokładnym odzwierciedleniem fabuły Year of the Yahoo

W 1972 roku Lewis czuł się już nieco zmęczony przemysłem filmowym, w którym ukochane przez niego drive-in były na wymarciu, zaś kina przejmowane były przez duże hollywoodzkie wytwórnie, które zalewały cały kraj pozbawionymi cech autorskich obrazami, zwanymi później blockbusterami. Herschell Gordon Lewis musiał jednak zakończyć swą karierę z wielkim hukiem, a takim były Gore Gore Girls z 1972 roku.

Gore Gore Girls pod względem użycia krwawych efektów rywalizuje z The Wizard of Gore, lecz nie był to główny cel filmu, utrzymanego raczej w tonie czarnej komedii niż horroru gore (oczywiście komedii wypełnionej przemocą i wszelkimi dziwactwami). Obraz opowiada historię zabójcy dziewczyn pracujących w klubie go-go, na którego tropie jest ekstrawagancki detektyw (Frank Kress), przypominający serialowego Jasona Kinga  oraz wścibska dziennikarka (Amy Farrell). Cała intryga jest tylko przykrywką do ukazania czarnego humoru oraz przerysowanych scen morderstw. Gore Gore Girls to łabędzi śpiew kończący karierę Lewisa jako reżysera, łączący w sobie tematy, które ukochał i które wprowadził do masowej świadomości – gore, seks i komedię, połączone w unikalny, tylko jemu znany sposób.

W wielu źródłach Lewisa jest także uznawany za reżysera Black Love z 1972 roku, lecz film wydaje się być do dziś zagubiony, zaś według niektórych źródeł sam udział Lewisa w nim jest wysoce kwestionowany.

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

Po Gore Gore Girls, Herschell Gordon Lewis opuścił przemysł filmowy, by spróbować swych sił w bardziej zyskownym i mniej ryzykownym marketingu, biznesie, którego nie zostawił nigdy samopas, nawet mimo produkcji filmów. Napisał o marketingu ponad 30 książek, stając się kimś w rodzaju guru także i w tej dziedzinie. W połowie lat 70-tych Lewis sprzedał prawa do swych filmów, gdyż nie wiązał już z nimi swojej przyszłości, chcąc zostawić zupełnie przemysł filmowy. Boom kaset wideo w latach 80-tych przyniósł wysyp filmów w gatunku gore, zapoczątkowany Dawn of the Dead z 1978 roku i Friday the 13th z 1980., co spowodowało że filmy Lewisa zaczęły swoje drugie życie na tych nośnikach, zaś w mediach jego postać doczekała się wielu artykułów i publikacji objaśniających ich nowatorski status. I wtedy właśnie, co może być najbardziej zaskakujące dla całej historii, Lewis zdecydował się powrócić do swojego dawnego współpracownika i producenta Davida Friedmana i stworzyć sequel obrazu od którego wszystko się zaczęło, czyli Blood Feast. Z wielu różnych powodów Blood Feast 2: All U Can Eat wyszedł na rynek dopiero w 2001 roku, 38 lat po pierwszej części, za to w bardzo dobrym stylu – to właściwie wznowienie oryginału, perfekcyjna kontynuacja oryginalnej drogi, jaką obrał sobie reżyser, mieszanka krwawych efektów i czarnego humoru, która równie dobrze mogłaby wyjść tuż po Gore Gore Girls. W jednej z ról w uznaniu dorobku Lewisa wystąpił kultowy reżyser John Waters, odgrywając postać podejrzanego księdza.

Powrót Herschella Gordona Lewisa zapoczątkował również kilka obrazów w hołdzie reżyserowi – ni to sequel, ni to remake  2001 Maniacs z 2005 roku w reżyserii Tima Sullivana, z Robertem Englundem w głównej roli. W 2008 roku, w Halloween, na rynek wyszedł sequel tego obrazu, 2001 Maniacs: Beverly Hellbillies. W 2007 roku, reżyser Jeremy Kasten nakręcił remake The Wizard of Gore, z Crispinem Gloverem w tytułowej roli, Bijou Phillips, Jeffreyem Combsem, Bradem Dourifem i Suicide Girls, tworząc bardziej współczesną interpretację obrazu, co niestety nie sprawdziło się do końca, zaś sam film był właściwie pozbawiony efektów gore.

Oprócz reżyserowania filmów, Lewis stworzył kilka rólek kameo, m.in. w Chainsaw Sally  z 2004 roku, Jimmy’ego Burrilla, w którym to obrazie wystąpił także gwiazdor Texas Chainsaw Massacre Gunnar Hansen; The Gainesville Ripper (2007, Josh Townsend), Psycho Holocaust (2008, Krist Rufty) oraz Smash Cut (2009, Lee Demarbre), gdzie zagrał wraz z Davidem Hessem i Michaelem Berrymanem, oraz gwiazdą filmów porno Sashą Grey.

ZAKOŃCZENIE

Nie da się przecenić wpływu Herschella Gordona Lewisa na kino gore, ale i współczesne filmy sensacyjne, które obecnie wręcz toną w przemocy, jakże często ukazywanej w jego filmach. Prawdopodobnie gatunek torture porn nie zaistniałby bez jego przełomowych dzieł. Wpływ tych obrazów jest nie tylko widoczny w kinie gatunkowym, wielu reżyserów kina podziemnego, artystycznego, wskazuje na jego wpływ w swych dziełach (na pierwszym miejscu John Waters). Mimo iż reżyser nie chce nazywać siebie autorem, ma jednak swój osobisty styl, oparty na niskim budżecie, przypadkowym montażu, słabym aktorstwie, głośnym komentarzu z offu. Lewis jest także autorem muzyki do swoich filmów, operatorem kamery oraz twórcą efektów specjalnych.

tekst Mike'a Haberfelnera opracował i przetłumaczył haku

5 komentarzy :

  1. Muszę napisać, że jestem fanem reżysera, wdziałem dużą część jego filmów, miło jest o nim przeczytać po polsku, nawet jeśli jest to tylko tłumaczenie.

    Co do tekstu, to w wielu miejscach autor nie wyjaśnia różnych kwestii i przechodzi nad nimi do porządku dziennego, a nie wiem, czy każdy sobie zdaje sprawę czemu np. można było pokazywać w filmach nudystycznych nagość w tak konserwatywnych czasach jak lata 50. Wiele tytułów, które są ciekawe jedynie streszcza, nie zauważa różnych oczywistości, że np. "Color Me Blood Red" ma niemal skopiowaną fabułę z "Blood Feast". Oraz głównej różnicy jaka istniała między tymi a całą resztą, to to, że w tamtych czasach dominowały filmy czarno-białe, które także były równie brutalne i krwawe, a Lewis kręcąc swoje filmy wykorzystywał kolorową taśmę (która była swoją drogą bardzo droga), u niego krew była naprawdę czerwona, co robi nawet teraz wrażenie. W śród fanów jego filmów bardzo dużą estymą cieszy się jego "A Taste of Blood", który autor traktuje z lekceważeniem, a szkoda. Ja się nie zachwycam "Blood Feast 2: All U Can Eat", który moim zdaniem jest zrealizowany zbyt dobrze, przez co ucieka cały urok Lewisa. Tekst pewnie ma swoje lata, bo Lewis nie zarzucił reżyserii i nakręcił jeszcze "The Uh-oh Show", film jest bardzo podobny do "The Wizard of Gore". Na imdb zapowiada kolejne produkcje, więc 80-latek jeszcze czymś nas uraczy. Dodam na koniec, że autor niezbyt przenikliwie analizuje znaki charakterystyczne dla stylu Lewisa, bo facet ma swoje obsesje do których powraca z filmu na film, dobrze, że autor piszę o jego filmach nie będących horrorami, choć głównie sprowadza się to znowu do streszczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst pochodzi z 2008 roku, nie znalazłem nic ciekawszego charakteryzującego tę postać, a koniecznie chciałem go przybliżyć polskim czytelnikom, gdyż zasługuje na dużo szersze potraktowanie niż kilka recenzji na polskich portalach. Sam oglądnąłem prawie wszystkie jego obrazy gore (poza Color me Blood Red i Blood feast 2), posiadam też dwa obrazy na oryginalnych nośnikach, wydane przez Something Weird Video (Gore Gore Girls oraz Wizard of Gore) . I ten późniejszy okres najbardziej mi się podoba, dużo bardziej mnie te obrazy zaangażowały niż Blood Feast i Maniacy. Powyższy tekst, mimo opisanych przez Ciebie wad traktuję jako dobre wprowadzenie do twórczości Lewisa, którego poszczególne obrazy postaram się tutaj także zrecenzować.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Ja wole wcześniejsze, bo są w nich różne urocze błędy, które bardzo sobie cenie. Te późniejsze są trochę zbyt dobre. W "Blood Feast" jest co ciekawe sporo rozwiązań typowych dla wcześniej realizowanych przez niego filmów nudystycznych, autor artykułu wytyka reżyserowi, że źle montował film, ale jak ogląda się właśnie "Blood Feast" dobrze widać, że on bardzo dziwnie rozumiał przestrzeń filmową. Sprowadzało się to do tego, że jeśli czegoś nie było w kadrze to postać tego nie widziała, w ten dziwny sposób przemykał się złoczyńca by porwać dziewczyny np. w scenie na basenie. "Wizard of Gore" jest bardzo podobny do "Maniaków", reżyser trochę tam powiela sam siebie, tak jak w "Color me Blood Red" przerobił "Blood Feast".

      I taka mała aktualizacja do tekstu "Black Love", na 100% jest on jego dziełem, a nie przyznawał się do autorstwa bo jest to w dużej części film pornograficzny. Został niedawno wydany w takim zestawie z mało znanymi filmami Lewisa. Nawet ładna kopia.

      Usuń
  2. HGL był nie tylko kompozytorem muzyki typowo ilustracyjnej do swych filmów, ale też autorem umieszczanych tam country westernowych piosenek które podpisywał pseudonimem Seymour Sheldon ( jak np. w hicksploiterskim ,, This Stuff'll Kill Ya'' , gdzie główną rolę zagrał pamiętny ze ,, Skarbu Sierra Madre'' Tim Holt. )
    Jawnym hołdem dla ,, Blood Feast'' jest ,, Blood Diner'' Jackie Konga z 87' - równo pogięta campowa komedia gore wykorzystująca schemat fabuły filmu Lewisa i wzbogacając go o serię patentów prześcigujących się w euforycznym pokurwieniu. Tu bogini nosi imię Shitar. Zapomniana błyskotka , must see dla fanów eightisowego thrashu.

    OdpowiedzUsuń
  3. The best new slots on a modern casino site? - Lucky Club
    The best new slots in the industry · 1. Pragmatic Play · 2. luckyclub.live 888 Casino · 3. Microgaming · 4. Microgaming · 5. SlotWolf · 6. SlotWolf.

    OdpowiedzUsuń