wtorek, 21 maja 2013

Norman Jewison - In the Heat of the Night


Rzadko się zdarza, żeby film kryminalny został uhonorowany Oscarem, jeszcze rzadziej obraz taki triumfuje łącznie aż w pięciu kategoriach, a taki właśnie sukces stał się udziałem filmu Normana Jewisona "In the Heat of the Night" (1967), w polskim tłumaczeniu "W upalną noc". Jest to przykład kryminału z ambicjami, który oprócz cech charakterystycznych dla gatunku uwypukla inne walory, mianowicie korzystając z techniki dokumentalnej prezentuje aspekty związane z ówczesnym życiem społecznym i krytyką stosunków w nim panujących. W ten sposób film dryfuje w stronę dramatu społecznego, bowiem zbrodnia schodzi na drugi plan, jest rodzajem pretekstu. Niestety, bez silnie zaakcentowanych wątków społecznych film raczej nie zostałby tak hojnie obsypany nagrodami, zwłaszcza, że intryga wypada średnio. Nie jest jakoś szczególnie zła, ale też sporo brakuje jej, aby nazwać ją błyskotliwą.


W filmie o panującym na południu USA rasizmie, punktem wyjściowym dla fabuły jest morderstwo dokonane w Sparcie w stanie Missisipi na białym zamożnym biznesmenie, pochodzącym z Chicago, który chciał założyć fabrykę na terenie miasteczka. Lokalna policja pod nadzorem Billa Gillespiego (Rod Stieger) wszczyna dochodzenie, a pierwszym podejrzanym staje się Virgil Tibbs, aresztowany na stacji kolejowej, ponieważ nie dość, że jest obcy w miasteczku, to na dodatek jest czarny i w portfelu miał pieniądze. To wystarczyło, żeby zwrócić na siebie uwagę miejscowej policji. Na posterunku wyjaśnia się, że czarnoskóry mężczyzna jest doświadczonym policjantem z wydziału zabójstw z Filadelfii. Będąc przejazdem, chce szybko opuścić miasto, lecz na polecenie swojego szefa zostaje, by pomóc miejscowym gliniarzom, którzy najzwyczajniej nie radzą sobie z tą sprawą i popełniają masę błędów. Jednakże uwagę widza skupia przede wszystkim psychologiczny pojedynek pomiędzy białym i czarnym policjantem.


Obaj nie jako zostają na siebie skazani, ich przymusowemu partnerstwu, cechującemu się głęboką nieufnością, towarzyszy nieustanne napięcie. Ponieważ śledztwo staje się sprawą prestiżową, Gillespie chciałby odgrywać w nim pierwsze skrzypce, tak aby splendor po rozwiązaniu zagadkowego morderstwa spadł wyłącznie na niego. Niewysoki, przysadzisty, wiecznie żujący gumę oraz noszący przyciemniane okulary policjant - rys stereotypowy, niemal karykaturalny dla mieszkańca Południa, ale Stieger nie przekracza tej wąskiej granicy, tworząc bardzo wyrazistą postać - jest arogancki i uprzedzony wobec czarnych, dlatego Tibbsa traktuje z wyższością. Mimo, że brakuje mu doświadczenia i zdaje sobie sprawę, że sam może nie dać rady, stara się narzucić swoje warunki, co prowadzi do kompromitacji, bowiem Gillespie to typ, który działa bardzo emocjonalnie, najpierw robi, dopiero później myśli nad konsekwencjami swoich czynów.

Zupełnie inaczej pracuje Tibbs, który jako doświadczony gliniarz z dużego miasta, nie raz pewnie miał już do czynienia z takimi sprawami. Jest opanowany, do sprawy podchodzi rzeczowo, na chłodno analizuje dowody i korzystając z dedukcji z żelazną konsekwencją odrzuca to, co nie pasuje mu do przyjętej koncepcji. Tibbs w kwestii charakteru jest osobą bardzo wyrazistą, świadomą swojej własnej wartości, a także bardzo dumną. W tym względzie nie jest typowym murzynem z północy, dobrze wykształconym, z sukcesami na koncie i pieniędzmi, ale zachowującym się potulnie w obliczu dominacji białych. Wręcz przeciwnie, Tibbs reprezentuje postawę buntowniczą, nie godzi się na przedmiotowe traktowanie, z furią reaguje na zaczepki i szykany. Ta rola ukazała Sidneya Poitier w nowym świetle, wcześniej znany był głównie z bardzo szlachetnych bohaterów, tutaj zyskał okazję zaprezentowania się z zupełnie innej strony, jako postać gniewna, momentami sfrustrowana.

Żaden z nich nie był specjalnie zachwycony czasowo zawartym przymierzem, lecz niechętna współpraca zaczęła po pewnym czasie przeradzać się w partnerstwo oparte na wzajemnym szacunku. Gillespie przechodzi prawdziwą transformację zachowania, w Tibbsie dostrzega nie tylko partnera, ale co ważniejsze człowieka, od którego może się tego i owego nauczyć. W podobnym stopniu Tibbs przechodzi metamorfozę, stając się bardziej łagodnym. Obaj wyzbywają się swoich uprzedzeń, atmosfera między nimi się oczyszcza.


Film Jewisona jako dzieło demaskatorskie wobec zachowania mieszkańców południa USA zapamiętany zostanie z kilku przełomowych scen, w których ukazana została zmiana zachodząca w obrębie społeczeństwa amerykańskiego w okresie lat 60. Najważniejszą, budzącą największe kontrowersje była scena, w której urażony Tibbs rewanżuje się bogatemu przemysłowcowi Edincottowi, którego podejrzewał o dokonanie zbrodni, wymierzając mu policzek. Była to bodaj pierwsza sfilmowana w historii kina taka reakcja Murzyna na prowokację ze strony białego. Drugą jest ta na posterunku, gdy Gillespie sarkastycznie zapytuje Tibbsa, jak go nazywają w Filadelfii, na co ten wyniośle odpowiada: "Zwracają się do mnie, Panie Tibbs". Wreszcie trzecia na zakończenie, gdy Tibbs wreszcie ma wyjechać a Gillespie pomaga mu nieść bagaż na pociąg. Wydaje się mało prawdopodobne coś takiego w tym czasie, ale jako środek filmowy chyba najlepiej obrazuje zrównanie praw obywatelskich i statusów obu ras.

"In the Heat of the Night" konstrukcyjnie podzielone jest na dwie części. Pierwsza typowa dla kryminału pokazuje drobiazgowo toczące się śledztwo w sprawie morderstwa. Maszyna sprawiedliwości została wprowadzona w ruch, policja wszczyna swoje procedury, przesłuchiwani są podejrzani, jednemu prawie udało uciec się do sąsiedniego stanu, sprawdzane są alibi. Atmosfera duszna (nie tylko z uwagi na klimat panujący i porę dnia), klimat gęsty, napięcie rośnie, a zgromadzone emocje szukają ujścia. Druga część skupia się na wątkach społecznych, konfliktach rasowych i wynikających stąd uprzedzeniach. Dominuje w niej aktorski pojedynek dwóch głównych bohaterów. Film znakomicie zrobiony, a trochę zapomniany, puszczany głównie na niszowych stacjach, pokroju TCM.

2 komentarze :

  1. No i widziałem vindom! Zajebisty film. Pamiętam jak dziś gdy zapuściłem go sobie w nocy, trochę tak na "śpiocha" :) i nie zasnąłem. Świetnych jest tam wiele scen, jednak moją ulubioną jest właśnie początek i konfrontacja na posterunku. Nie jest tak że Tibbs od razu afiszuje się z tym że jest gliniarzem. Na spokojnie patrzy, obserwuje i bam (dobrze pamiętam ? :)

    " Gillespie chciałby odgrywać w nim pierwsze skrzypce" Tak. Ale ja pamiętam też, że mimo wszystko Tibbs robił na południowcu wrażenie. Gillespie dużo krzyczał, bo brakowało mu wiedzy i doświadczenia w takich sprawach. Czy przeszedł metamorfozę? Po prostu odpuścił. Całe życie wśród rednecków, a teraz przyjeżdża wykształcony, twardy, czarnoskóry gliniarz. Gillespie zazdrościł mu jak cholera :) Powtarzam, zajebisty film. Chciałbym go kiedyś odświeżyć, chociaż końcówkę, bo przyznam że trochę zapomniałem finału tej historii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co pamiętam to tak właśnie było - nie afiszował się z tym faktem na początku. Natomiast moim zdaniem metamorfoza nie była by możliwa, gdyby nie odpuścił, tylko trwał dalej. Tibbs robił wrażenie na tych policjantach, bo oni wszyscy tam nie byli specjalnie lotni i przyzwyczajeni do takich spraw.

      Teraz mi się przypomina, że fajna była scena jak podejrzany - biały - uciekał i Gillespie w obławie dorwał go na moście granicznym między dwoma stanami.

      Usuń