niedziela, 18 maja 2014

Francuskie Thrillery z początku lat 80


Krótko, zwięźle i na temat trzech francuskich thrillerów z początku lat 80. Interesująca odmiana po dekadzie francuskich "policyjniaków" wzorowanych na kinie amerykańskim. Kino nastrojowe, bardziej autorskie, stonowane, pozbawione nadmiernie rozbudowanych efektów specjalnych, oparte na książkach autorów europejskich.




"Garde a Vue" (1981), reż. Claude Miller


Pierwszy film po czteroletniej przerwie, podczas której reżyser porzucił kino na rzecz kręcenia reklam w telewizji. Decyzja podyktowana była komercyjną porażką "Dites-lui que je l'aime" (1977). "Garde a Vue" to adaptacja powieści "Brainwash" Johna Wainwrighta, mroczny klaustrofobiczny thriller rozgrywający się praktycznie w jednym miejscu - na komisariacie policji małego francuskiego miasteczka w Sylwestra.

Przesłuchanie miejscowego wpływowego prawnika oskarżonego o gwałt i morderstwo na dwóch dziewczynkach, szybko przeradza się w psychologiczny pojedynek między twardym inspektorem policji (Lino Ventura) i cudownie niejednoznacznym podejrzanym (Michel Serrault), który zna prawo na wylot i mimo braku twardych dowodów pod wpływem presji i opuszczenia przez żonę (Romy Schneider) wydaje się nazbyt chętnie gotowy wziąć odpowiedzialność za zarzucane czyny.

Film spotkał się ze znakomitym przyjęciem, spłynął na niego deszcz nagród, między innymi Cezara za najlepszą rolę męską otrzymał Michel Serrault, dotąd kojarzony z rolami komediowymi. Dziś "Garde a Vue" postrzegany jest jako najlepszy film w reżyserskim dorobku Millera, co zwróciło uwagę Hollywood, które, rzecz jasna, zdecydowało się na remake. Z tematem w 2000 roku zmierzył się Stephen Hopkins, a w "Under Suspicion" wystąpili Gene Hackman, Morgan Freeman i Monica Bellucci. 



"Diva" (1981), reż. Jean-Jacques Beineix


W życiu każdego asystenta reżysera przychodzi taki moment, w którym chce samemu kręcić filmy. Na pewno wyjątkiem od tej reguły nie był Beineix, były student medycyny, współpracownik Claude'a Berri, Rene Clementa, Claude'a Zidi, a nawet Jerry'ego Lewisa. W 1977 roku nakręcił krótkometrażowy ""Le chien de Monsieur Michel"", a cztery lata później zadebiutował filmem "Diva". Trudno określić, czym dokładnie jest ten film. Łączy w sobie elementy thrillera, czarnej komedii, melodramatu oraz filmowej baśni.

Sukces filmu sprawił, że Beineixa zaczęto porównywać z Orsonem Wellesem, a reżyser stał się jednym z czołowych przedstawicieli ruchu "Cinema du Look", jaki pojawił się w kinie francuskim w latach 80-tych. Fabuła jest tu tylko typem dodatku, bonusu, koncentruje się na perypetiach młodego, osamotnionego listonosza, który znalazł się w posiadaniu dwóch kaset, sprowadzając na siebie poważne kłopoty, które zagrażały jego życiu. Korowód ekscentrycznych postaci, podobnych do tych, jakie pojawiają się choćby w filmach Guya Ritchiego - wspominany listonosz, śpiewaczka operowa, dwóch azjatyckich gangsterów, dwóch zabijaków na usługach skorumpowanego policjanta, młoda wietnamska modelka, który kradnie płyty i mieszka z tajemniczym Gorodishem, spędzającym czas w swoim lofcie, gdzie oddaje się medytacjom, który nie wiadomo skąd czerpie środki finansowe.

Całość opowieści została zaczerpnięta z powieści Delacorty. Najważniejszy jest jednak autorski styl wizualny, odejście od realizmu kina z lat 70-tych do form bajkowych, surrealistycznych, mieszanina kultury wysokiej z kulturą popularną - połączanie kultury punkowej z klimatami Nowej Fali. Bizantyjskie bogactwo barw i obrazów, mroczne, egzotyczne lokalizacje, innowacyjność stylistyczna i kontrasty tworzą oszałamiające efekty, ale zachowuje niepowtarzalną atmosferę Paryża, w którym rozgrywa się akcja.

Znakomicie zbudowane tempo - mające w sobie coś z "Bolero" Ravela - przesuwa się od spokojnych do intensywnych i szalonych partii. No i nie wolno zapomnieć o scenie pościgu w metrze, gdy bohater uciekając na skuterze manewruje między wąskimi korytarzami, korzysta z ruchomych schodach oraz z samego wagonika kursującego między stacjami. Prawdziwy majstersztyk, scena, która niewątpliwie zapisała się w historii. Czysta radość. Beineix udowadnia, jak wielki potencjał w nim drzemie, tylko ludzie z wielkim talentem są w stanie nagrać coś takiego. Celebracja sztuki filmowej. I zasłużone status filmu kultowego.



"Deadly Circuit" (1983), reż. Claude Miller


Nietypowy thriller psychologiczny utrzymany w konwencji neo-noir, zrealizowany na podstawie powieści Marca Behma "The Eye of the Beholder ". Znajdujący się na krawędzi załamania, wyprany z emocji prywatny detektyw Beauvoir (Michel Serrault), zwany Oko, niczym cień podąża śladem seryjnej morderczyni, Catherine (Isabelle Adjani), która uwodzi, a następnie zabija bogatych kochanków. Tropiona kobieta wkrótce staje się obiektem jego fantazji i obsesji. Powili zaczyna utożsamiać ją ze swoją zaginioną córką (choć nie ma na to żadnego dowodu), pełni przy niej rolę Anioła Stróża, usuwa pozostawione dowody zbrodni.

Kiedy policja wpada na ślad morderczyni, czując się odpowiedzialnym, Oko próbuje jej pomóc i wtedy właśnie dochodzi między nimi do pierwszego spotkania. Opowieść o dwojgu ludzi żyjących na skraju rozpaczy w świecie fantazji między jawą, a snem, którzy mimo, że nigdy się nie widzieli, czują duchowe pokrewieństwo, dzielą telepatyczną więź.

Film ogromnie smutny w odniesieniu do tragicznej egzystencji bohaterów, którzy próbują wypełnić pustkę w życiu, a jednocześnie bardzo ironiczny, przepełniony subtelnym czarnym humorem. Świetna obsada, pesymistyczny nastrój, rosnące napięcie,subtelnie poruszona tematyka kazirodztwa, znakomita reżyseria. Obraz Millera zyskał miano jednego z najbardziej cynicznych filmów francuskich. W 1999 roku  Stephan Elliott nakręcił remake - "The Eye of the Beholder" - w którym główne role zagrali Ewan McGregor i Ashley Judd.  

vindom

2 komentarze :

  1. Oglądałem "The Eye of the Beholder", średni film z bardzo dobrą rolą Ashley Judd, ale nawet nie wiedziałem, że jest to remake francuskiego thrillera. Gdybym wiedział, to już bym pewnie obejrzał oryginał, tym bardziej że gra w nim Isabelle Adjani. Ale nic straconego, wkrótce na pewno obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie było tak samo. Najpierw widziałem "The Eye of the Beholder" i "Under Suspicion", dopiero później oryginalne francuskie. Warto nadrobić ;-)

      Usuń