wtorek, 18 marca 2014

Krwawa Japonia - seria Guinea Pig.


Przekraczania granic w ukazywaniu brutalnej przemocy na ekranie było wiele. Spore grono krytyków wskazuje na Psa Andaluzyjskiego Luisa Bunuela i słynną scenę z gałką oczną jako pierwsze sfilmowane przez kamerę ujęcie, otwarcie ukazujące zadawanie cierpienia. Na ekranach krwawe sceny zagościły z dużą częstotliwością w latach 60-tych,  początkowo w twórczości amerykańskiego "ojca chrzestnego gore" Herschella Gordona Lewisa, którego fabuły były tylko i wyłącznie pretekstem do ukazania krwawych scen -  po latach jego filmy zostały uznane za prekursorskie wobec stylu. Prawdziwy wysyp kina gore nastąpił na przełomie lat 70-tych i 80-tych za sprawą włoskich dzieł nurtu kanibalistycznego, czy obrazów Lucio Fulciego. Gatunek był wtedy w prawdziwym rozkwicie, zaś każdy nowy film prześcigał poprzedni pod względem liczby zdjęć trickowych, ilości wylanej na ekranie krwi i coraz wyraźniej ukazywanej przemocy. Cały świat tworzył obrazy spod znaku splatter movie - nie może być więc zaskoczeniem, że i Japończycy mieli coś do powiedzenia w tej materii. W 1985 roku producent Satoru Ogura, wypuścił na światło dzienne pseudo-dokumentalny Guinea Pig (Królik doświadczalny), ustalając nowe granice ukazania przemocy w kinie. Granice, których nikt później nie był w stanie przekroczyć. Czy pod pozorem snuff movie ( filmu ukazującego prawdziwą śmierć nagraną przez kamerę ) reżyser chciał nam przekazać jakiekolwiek treści?
  • Diabelskie eksperymenty
Guinea Pig z podtytułem Devil's Experiment to obraz wymykający się wszelkim klasyfikacjom. Brutalny debiut reżyserski ucharakteryzowany na amatorski film, ukazuje porwanie młodej kobiety przez kilku mężczyzn, którzy poddali ja wymyślnym torturom, doprowadzając ostatecznie do jej śmierci. Nic więcej. Przez 40. minut oglądamy kolejne, podzielone na rozdziały, coraz bardziej wymyślne i szokujące tortury. Ogura testuje naszą odporność na brutalne sceny - zaczyna się od wymierzania przez oprawców kolejnych policzków skrępowanej kobiecie; z czasem tortury zaczynają się robić coraz wymyślniejsze i okrutniejsze. Kopniaki, przebijanie skóry, otumanianie narkotykami, powodującymi wysoką odporność na zadawany ból, ogłuszanie, w końcu wyrywanie paznokci, przypalanie ciała, przygotowują tym wszystkim widza na ostatnią, najbardziej mrożącą krew w żyłach scenę - nawiązujące do Psa Andaluzyjskiego przekłucie gałki ocznej. To wszystko. Niewiele w tym obrazie scen gore; właściwie tylko kulminacja może pretendować do tego miana - lecz mimo to film, puszczony w podziemny obieg kasetowy, dodatkowo wzmocniony plotką, iż stanowi zapis prawdziwej egzekucji (snuff movie), został otoczony legendą i złą sławą.
  • Kwiaty Ciała i Krwi
Na to zapewne liczył Hideshi Hino, który miał już w zanadrzu kolejną historię, tym razem pod wymyślnym tytułem Flowers of Flesh and Blood (Kwiaty Ciała i Krwi), będącą reżyserskim popisem montażu przy użyciu zdjęć trickowych. Kolejny raz dochodzi do porwania młodej kobiety, tym razem jednak przez człowieka uważającego się za potomka samurajów (w tej roli pojawia się sam Hino); w swoim garażu przywiązuje dziewczynę do stołu, otoczonego przeróżnymi narzędziami zbrodni. Po oszołomieniu narkotykiem przystępuje do krwawego rytuału dekompozycji jej ciała, komentując każdą czynność wprost w obiektyw kamery. Finałowe sceny ukazujące wnętrze mieszkania mordercy, który w tle podśpiewuje piosenkę o piekle, to horror w najczystszej postaci. Krótki, ale treściwy wgląd w umysł seryjnego mordercy. Jeszcze napisy końcowe, informujące widza, że oglądał "tylko" odtworzenie prawdziwej sytuacji, którą, nagraną na kasetę VHS, reżyser pokazał w owym pseudo-dokumencie. Realizm scen jest niesamowity. Przewyższa wszystko, co do tej pory udało się ukazać specom od efektów specjalnych, stając się podówczas najlepiej wykonanym horrorem gore w historii. Na rzekomą autentyczność nabiera się Charlie Sheen, sprawa trafia pod lupę FBI i agencja wszczyna śledztwo pod zarzutem nagrania prawdziwej śmierci człowieka. Hideshi Hino jest w niebie, pokazuje szczegółowo w dokumencie Making of Guinea Pig z 1986 roku, jak powstawały kolejne sceny. Większej reklamy film już nie potrzebuje, staje się zakazanym owocem kina lat 80-tych. Kopiowany chałupniczo, zyskuje legendę większą nawet niż pierwsza część, zaś nieuświadomieni widzowie stają się uczestnikami ultra krwawej jatki, przekraczającej filmowe tabu w ukazywaniu scen śmierci.
  • Nieśmiertelny
Trzecia odsłona cyklu, He Never Dies to już gore w służbie czarnej komedii. Historia przepracowanego mężczyzny o imieniu Hideshi, który pewnego dnia rzuca pracę, po czym zamyka się w czterech ścianach i podejmuje próbę samobójczą. Jakież jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, że z rozciętego nadgarstka przestaje płynąć krew, krzepnąc momentalnie; Hideshi odkrywa, iż nie może umrzeć. Wymogi czarnej komedii muszą być jednak spełnione, obserwujemy więc kolejne próby okaleczania się głównego bohatera. A to przetnie sobie brzuch nożem, a to wbije ostrą linijkę prosto w głowę. W niczym nie zmienia to faktu - stał się nieśmiertelny. Wykorzystuje tę sytuację, próbując zemścić się na swoich znajomych, zapraszając ich do swojego domu, gdzie dochodzi do prawdziwego uzewnętrznienia jego emocji... Wyreżyserowany tym razem przez Masayuki Kusumi, He Never Dies z 1986 roku to gore na wesoło - protoplasta takich obrazów jak Bad Taste, momentami nawet śmieszny, zdecydowanie odstający od całej serii. Punktem wyjścia staje się kłótnia między ciężko pracującym Hideshi a jego wiecznie niezadowolonym szefem, doprowadzająca głównego bohatera do popełnienia samobójstwa. Niezrozumiany przez kolegów z pracy, wyszydzany i wyśmiewany przez koleżanki, postać Hideshi jest figurą znaną z wielu japońskich filmów - oto ciężko pracujący salaryman, nie będąc w stanie nawiązać bliższego związku z kobietą, w samotności spędza każdy wieczór. Nieśmiertelność jest dla niego wybawieniem, wykorzysta ją jednak w najgorszy z możliwych sposób.


Flowers of Flesh and Blood
Mermaid in a Manhole
Android of Notre Dame
  • Syrena w kanale
Po trzeciej części, pełnej nie zawsze strawnego humoru, nadszedł czas na wielki powrót Hino, który dokonał się jednym z najdziwniejszych obrazów ostatnich lat, nie tylko w obrębie japońskiego horroru. W największym stopniu odchodzi on od stylistyki found footage, poprzez świetne zdjęcia, klarowny montaż i niezłą grę aktorską nadając serii nowy wymiar, wspaniale ją odświeżając. Po zaginięciu żony, zrozpaczony malarz codzień schodzi do miejscowych kanałów, gdzie spędził swoje dzieciństwo. Tajemniczy świat podziemi stał się źródłem jego pomysłów, napotykał tam na różne, nie do końca realne istoty. Teraz, kierując się w ich głąb, podświadomie wierzy w możliwość odnalezienia zaginionej żony. Zamiast ukochanej, odnajduje jednak kogoś innego - piękną syrenę, którą pamięta jeszcze z czasów dzieciństwa. Niestety, jest ona śmiertelnie chora, więc malarz zabiera ją do swego mieszkania, sadowi w wannie i zaczyna szukać środków na jej wyleczenie. Na to nie ma już szans, syrena prosi o namalowanie swego portretu, który uczyni ją nieśmiertelną. Malarz godzi się na propozycję, ma jednak bardzo mało czasu, bowiem syrena zaczyna gnić. Proces obumierania widzimy z dosadnie ukazanymi szczegółami, w "najlepszym" duchu serii. Film jest naprawdę obrzydliwy, a zważywszy na jego długość - 60 minut, nie każdy wytrzyma ten seans do końca, gdzie skumulowane zostają wszystkie krwawe sceny, wynosząc obraz do poziomu interpretacyjnego. Prócz najszybciej narzucającego się motywu przemijalności piękna, można doszukiwać się również treści ekologicznych (na miejscu brudnego, pełnego zanieczyszczeń kanału płynęła kiedyś czysta rzeka, której obraz w finałowych scenach zostaje zbrukany farbami malarza), czy paranoicznego lęku przed śmiercią bliskiej osoby, a nawet ojcostwem.
  • Android z Notre Dame
Mermaid in a Manhole wskazała serii nowe, nieodkryte terytoria, w których można było powiedzieć coś o kondycji ludzkiej, czego nie przesłoniłyby super krwawe efekty. Niestety dwa ostatnie obrazy serii okazały się tylko kolejnym pokazem znakomitych efektów gore, i mimo dosyć ciekawych fabuł, nie wniosły już niczego nowego. W Android of Notre Dame karłowaty naukowiec pragnie uratować swoją umierającą siostrę. Dlatego prowadzi badania na ludzkich zwłokach, próbuje znaleźć lekarstwo na jej nieuleczalną chorobę. Ciała do badań dostarcza mu tajemniczy przedstawiciel organizacji handlującej ludzkimi zwłokami. Siostra czuje się coraz gorzej, bohater nadal nie może odnaleźć panaceum; gdy dostawca zwłok odwiedza go, by przedłużyć współpracę, lekarz - amator nie cofnie się przed niczym... Przedostatnia część cyklu, wyreżyserowana przez operatora Kazuhito Kuramoto wyróżnia się ciekawym tłem muzycznym i w miarę spójną fabułą, nawiązującą do opowieści o doktorze Frankensteinie, wizualnie podobną do Re-Animatora Stuarta Gordona. Podobnie jak Herbert West, karłowaty lekarz pragnie przekroczyć granice śmierci, przywracając umarłą osobę do życia; w obu wypadkach kończy się jednak podobnie, groteskowo i dosyć obrzydliwie. Są w obrazie sceny o wyjątkowym natężeniu przemocy (obcinanie uszu, rąk, zapamiętałe dźganie nożem zwłok), które ani na chwilę nie pozwalają zapomnieć, z jaką serią mamy do czynienia.
  • Diabelska Pani Doktor
Ostatnia oficjalna odsłona serii to Devil Woman Doctor, mini antologia, ukazująca pacjentów tytułowej lekarki, o chorobach których opowiada w krótkich historyjkach, będących popisem speców od efektów specjalnych. Poznajemy dziwaczną rodzinę, mającą problemy z bólem głowy kobietę, której serce może w każdej chwili eksplodować, mężczyznę cierpiącego na rozdwojenie osobowości. Oglądamy degustację ludzkiego mięsa, uczestniczymy w jednym dniu z życia zakochanego trupa, w metrze grasuje atakujący ludzi strzęp jelit; poznajemy cierpiącego na krwawe poty człowieka i jeszcze kilka innych schorzeń. Humor najczarniejszy z możliwych, groteskowy, w większości jednak niestrawny. Pokaz znakomicie wykonanej charakteryzacji. Absurdalność zdarzeń podparta nieskrępowaną wyobraźnią, która powołuje do życia człowieka z drugą twarzą na miejscu brzucha. To wszystko w finałowym odcinku jednej z najkrwawszych serii w dziejach kina.

Seria Guinea Pig przez lata, jakie powstały od jej produkcji, obrosła mitami. Skutecznie przyczyniali się do tego jej twórcy, podsycając opowieści, jakie powstawały pod wpływem kolejnych części. Pierwsza wersja Devil's Experiments ukazała się w dystrybucji bez podania jakichkolwiek nazwisk twórców, aktorów, w pełni odpowiadając wymogom found footage. Część druga, najbardziej krwawa, ale i mocno surrealistyczna, ( figura człowieka w przebraniu samuraja ćwiartującego kobiece zwłoki w rytm wymawianego z nabożeństwem wiersza ) fascynuje już wszystkich fanatyków kina spod znaku gore. Kolejne opowieści, choć nadal wielce ekstremalne pod względem formy i treści, są już bardziej zbliżone do podobnych im obrazów z innych krajów. Najlepsza z nich, Mermaid in a Manhole, momentami zapowiada wyrafinowane kino Nacho Cerdy ( treść zbliżona do Genesis ), szukającego miłości w adoracji śmierci. Całość to niesamowity wizualny popis speców od F/X, nieskrępowany niczym krwawy fajerwerk, skutecznie odpychający nieprzygotowanego widza. Często absurdalne, nie zawsze zrozumiałe sceny, brak fabuły, lub jej pretekstowość, nie są również pomocne. To jednak nie przeszkadza miłośnikom krwawych gore oddawać im hołd od wielu lat, a twórcom horrorów na czerpanie z tej bezdennej studni pomysłów.

haku



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz