Przekraczania granic w ukazywaniu brutalnej przemocy na ekranie było wiele. Spore grono krytyków wskazuje na Psa Andaluzyjskiego Luisa Bunuela i słynną scenę z gałką oczną jako pierwsze sfilmowane przez kamerę ujęcie, otwarcie ukazujące zadawanie cierpienia. Na ekranach krwawe sceny zagościły z dużą częstotliwością w latach 60-tych, początkowo w twórczości amerykańskiego "ojca chrzestnego gore" Herschella Gordona Lewisa, którego fabuły były tylko i wyłącznie pretekstem do ukazania krwawych scen - po latach jego filmy zostały uznane za prekursorskie wobec stylu. Prawdziwy wysyp kina gore nastąpił na przełomie lat 70-tych i 80-tych za sprawą włoskich dzieł nurtu kanibalistycznego, czy obrazów Lucio Fulciego. Gatunek był wtedy w prawdziwym rozkwicie, zaś każdy nowy film prześcigał poprzedni pod względem liczby zdjęć trickowych, ilości wylanej na ekranie krwi i coraz wyraźniej ukazywanej przemocy. Cały świat tworzył obrazy spod znaku splatter movie - nie może być więc zaskoczeniem, że i Japończycy mieli coś do powiedzenia w tej materii. W 1985 roku producent Satoru Ogura, wypuścił na światło dzienne pseudo-dokumentalny Guinea Pig (Królik doświadczalny), ustalając nowe granice ukazania przemocy w kinie. Granice, których nikt później nie był w stanie przekroczyć. Czy pod pozorem snuff movie ( filmu ukazującego prawdziwą śmierć nagraną przez kamerę ) reżyser chciał nam przekazać jakiekolwiek treści?
- Diabelskie eksperymenty
Guinea Pig z podtytułem Devil's Experiment to obraz
wymykający się wszelkim klasyfikacjom. Brutalny debiut reżyserski ucharakteryzowany na amatorski film, ukazuje porwanie młodej kobiety przez kilku mężczyzn,
którzy poddali ja wymyślnym torturom, doprowadzając ostatecznie do jej śmierci. Nic więcej.
Przez 40. minut oglądamy kolejne, podzielone na rozdziały, coraz bardziej
wymyślne i szokujące tortury. Ogura testuje naszą odporność na brutalne sceny -
zaczyna się od wymierzania przez oprawców kolejnych policzków skrępowanej
kobiecie; z czasem tortury zaczynają się robić coraz wymyślniejsze i okrutniejsze.
Kopniaki, przebijanie skóry, otumanianie narkotykami, powodującymi wysoką
odporność na zadawany ból, ogłuszanie, w końcu wyrywanie paznokci, przypalanie
ciała, przygotowują tym wszystkim widza na ostatnią, najbardziej
mrożącą krew w żyłach scenę - nawiązujące do Psa Andaluzyjskiego przekłucie
gałki ocznej. To wszystko. Niewiele w tym obrazie scen gore; właściwie tylko
kulminacja może pretendować do tego miana - lecz mimo to film, puszczony w
podziemny obieg kasetowy, dodatkowo wzmocniony plotką, iż stanowi zapis
prawdziwej egzekucji (snuff movie), został otoczony
legendą i złą sławą.
- Kwiaty Ciała i Krwi
Na to zapewne liczył Hideshi Hino, który miał już w zanadrzu kolejną
historię, tym razem pod wymyślnym tytułem Flowers of Flesh and Blood
(Kwiaty Ciała i Krwi), będącą reżyserskim popisem montażu przy użyciu
zdjęć trickowych. Kolejny raz dochodzi do porwania młodej kobiety,
tym razem jednak przez człowieka uważającego się za potomka samurajów (w tej roli
pojawia się sam Hino); w swoim garażu przywiązuje dziewczynę do stołu,
otoczonego przeróżnymi narzędziami zbrodni. Po oszołomieniu narkotykiem
przystępuje do krwawego rytuału dekompozycji jej ciała, komentując każdą
czynność wprost w obiektyw kamery. Finałowe sceny ukazujące wnętrze
mieszkania mordercy, który w tle podśpiewuje piosenkę o piekle,
to horror w najczystszej postaci. Krótki, ale treściwy wgląd w umysł seryjnego
mordercy. Jeszcze napisy końcowe, informujące widza, że oglądał "tylko" odtworzenie
prawdziwej sytuacji, którą, nagraną na kasetę VHS, reżyser pokazał w owym
pseudo-dokumencie. Realizm scen jest niesamowity. Przewyższa wszystko, co do
tej pory udało się ukazać specom od efektów specjalnych, stając się podówczas
najlepiej wykonanym horrorem gore w historii. Na rzekomą autentyczność nabiera się
Charlie Sheen, sprawa trafia pod lupę FBI i agencja wszczyna śledztwo
pod zarzutem nagrania prawdziwej śmierci człowieka. Hideshi Hino jest w niebie,
pokazuje szczegółowo w dokumencie Making of Guinea Pig z
1986 roku, jak powstawały kolejne sceny. Większej reklamy film już nie
potrzebuje, staje się zakazanym owocem kina lat 80-tych. Kopiowany
chałupniczo, zyskuje legendę większą nawet niż pierwsza część, zaś
nieuświadomieni widzowie stają się uczestnikami ultra krwawej jatki,
przekraczającej filmowe tabu w ukazywaniu scen śmierci.
- Nieśmiertelny
Trzecia odsłona cyklu, He Never Dies to już gore w służbie czarnej komedii. Historia przepracowanego mężczyzny o imieniu Hideshi, który pewnego dnia rzuca pracę, po czym zamyka się w czterech ścianach i podejmuje próbę samobójczą. Jakież jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, że z rozciętego nadgarstka przestaje płynąć krew, krzepnąc momentalnie; Hideshi odkrywa, iż nie może umrzeć. Wymogi czarnej komedii muszą być jednak spełnione, obserwujemy więc kolejne próby okaleczania się głównego bohatera. A to przetnie sobie brzuch nożem, a to wbije ostrą linijkę prosto w głowę. W niczym nie zmienia to faktu - stał się nieśmiertelny. Wykorzystuje tę sytuację, próbując zemścić się na swoich znajomych, zapraszając ich do swojego domu, gdzie dochodzi do prawdziwego uzewnętrznienia jego emocji... Wyreżyserowany tym razem przez Masayuki Kusumi, He Never Dies z 1986 roku to gore na wesoło - protoplasta takich obrazów jak Bad Taste, momentami nawet śmieszny, zdecydowanie odstający od całej serii. Punktem wyjścia staje się kłótnia między ciężko pracującym Hideshi a jego wiecznie niezadowolonym szefem, doprowadzająca głównego bohatera do popełnienia samobójstwa. Niezrozumiany przez kolegów z pracy, wyszydzany i wyśmiewany przez koleżanki, postać Hideshi jest figurą znaną z wielu japońskich filmów - oto ciężko pracujący salaryman, nie będąc w stanie nawiązać bliższego związku z kobietą, w samotności spędza każdy wieczór. Nieśmiertelność jest dla niego wybawieniem, wykorzysta ją jednak w najgorszy z możliwych sposób.
- Syrena w kanale
Po trzeciej części, pełnej nie zawsze strawnego humoru, nadszedł czas na
wielki powrót Hino, który dokonał się jednym z najdziwniejszych obrazów
ostatnich lat, nie tylko w obrębie japońskiego horroru. W największym stopniu
odchodzi on od stylistyki found footage, poprzez świetne zdjęcia,
klarowny montaż i niezłą grę aktorską nadając serii nowy wymiar, wspaniale ją
odświeżając. Po zaginięciu żony, zrozpaczony malarz codzień schodzi do
miejscowych kanałów, gdzie spędził swoje dzieciństwo. Tajemniczy świat podziemi
stał się źródłem jego pomysłów, napotykał tam na różne, nie do końca realne istoty.
Teraz, kierując się w ich głąb, podświadomie wierzy w możliwość odnalezienia
zaginionej żony. Zamiast ukochanej, odnajduje jednak kogoś innego - piękną
syrenę, którą pamięta jeszcze z czasów dzieciństwa. Niestety, jest ona
śmiertelnie chora, więc malarz zabiera ją do swego mieszkania, sadowi w wannie i zaczyna szukać środków na jej wyleczenie. Na to nie ma już szans, syrena prosi o
namalowanie swego portretu, który uczyni ją nieśmiertelną. Malarz godzi się na
propozycję, ma jednak bardzo mało czasu, bowiem syrena zaczyna gnić. Proces
obumierania widzimy z dosadnie ukazanymi szczegółami, w "najlepszym"
duchu serii. Film jest naprawdę obrzydliwy, a zważywszy na jego długość - 60
minut, nie każdy wytrzyma ten seans do końca, gdzie skumulowane zostają wszystkie
krwawe sceny, wynosząc obraz do poziomu interpretacyjnego. Prócz
najszybciej narzucającego się motywu przemijalności piękna, można doszukiwać
się również treści ekologicznych (na miejscu brudnego, pełnego zanieczyszczeń
kanału płynęła kiedyś czysta rzeka, której obraz w finałowych scenach zostaje
zbrukany farbami malarza), czy paranoicznego lęku przed śmiercią bliskiej
osoby, a nawet ojcostwem.
- Android z Notre Dame
Mermaid in a Manhole wskazała serii
nowe, nieodkryte terytoria, w których można było powiedzieć coś o kondycji
ludzkiej, czego nie przesłoniłyby super krwawe efekty. Niestety dwa ostatnie
obrazy serii okazały się tylko kolejnym pokazem znakomitych efektów gore, i
mimo dosyć ciekawych fabuł, nie wniosły już niczego nowego. W Android
of Notre Dame karłowaty naukowiec pragnie uratować swoją
umierającą siostrę. Dlatego prowadzi badania na ludzkich zwłokach, próbuje
znaleźć lekarstwo na jej nieuleczalną chorobę. Ciała do badań dostarcza mu
tajemniczy przedstawiciel organizacji handlującej ludzkimi zwłokami. Siostra
czuje się coraz gorzej, bohater nadal nie może odnaleźć panaceum; gdy dostawca
zwłok odwiedza go, by przedłużyć współpracę, lekarz - amator nie cofnie
się przed niczym... Przedostatnia część cyklu, wyreżyserowana przez operatora Kazuhito Kuramoto
wyróżnia się ciekawym tłem muzycznym i w miarę spójną fabułą, nawiązującą do
opowieści o doktorze Frankensteinie, wizualnie podobną do Re-Animatora Stuarta
Gordona. Podobnie jak Herbert West, karłowaty lekarz pragnie przekroczyć
granice śmierci, przywracając umarłą osobę do życia; w obu wypadkach kończy się
jednak podobnie, groteskowo i dosyć obrzydliwie. Są w obrazie sceny o
wyjątkowym natężeniu przemocy (obcinanie uszu, rąk, zapamiętałe dźganie nożem
zwłok), które ani na chwilę nie pozwalają zapomnieć, z jaką serią mamy do
czynienia.
- Diabelska Pani Doktor
Ostatnia oficjalna odsłona serii to Devil Woman Doctor,
mini antologia, ukazująca pacjentów tytułowej lekarki, o chorobach których
opowiada w krótkich historyjkach, będących popisem speców od efektów
specjalnych. Poznajemy dziwaczną rodzinę, mającą problemy z bólem głowy kobietę, której
serce może w każdej chwili eksplodować, mężczyznę cierpiącego na rozdwojenie
osobowości. Oglądamy degustację ludzkiego mięsa, uczestniczymy w jednym dniu z
życia zakochanego trupa, w metrze grasuje atakujący ludzi strzęp jelit;
poznajemy cierpiącego na krwawe poty człowieka i jeszcze kilka innych schorzeń. Humor najczarniejszy z możliwych, groteskowy, w większości jednak
niestrawny. Pokaz znakomicie wykonanej charakteryzacji. Absurdalność zdarzeń
podparta nieskrępowaną wyobraźnią, która powołuje do życia człowieka z drugą
twarzą na miejscu brzucha. To wszystko w finałowym odcinku jednej z
najkrwawszych serii w dziejach kina.
Seria Guinea Pig przez lata, jakie powstały od jej
produkcji, obrosła mitami. Skutecznie przyczyniali się do tego jej twórcy,
podsycając opowieści, jakie powstawały pod wpływem kolejnych części. Pierwsza
wersja Devil's Experiments ukazała się w dystrybucji
bez podania jakichkolwiek nazwisk twórców, aktorów, w pełni odpowiadając
wymogom found footage. Część druga, najbardziej krwawa, ale i mocno
surrealistyczna, ( figura człowieka w przebraniu samuraja ćwiartującego kobiece
zwłoki w rytm wymawianego z nabożeństwem wiersza ) fascynuje już wszystkich
fanatyków kina spod znaku gore. Kolejne opowieści, choć nadal wielce ekstremalne
pod względem formy i treści, są już bardziej zbliżone do podobnych im obrazów z innych krajów. Najlepsza z nich, Mermaid in a Manhole,
momentami zapowiada wyrafinowane kino Nacho Cerdy ( treść zbliżona do Genesis ),
szukającego miłości w adoracji śmierci. Całość to niesamowity wizualny popis speców
od F/X, nieskrępowany niczym krwawy fajerwerk, skutecznie odpychający
nieprzygotowanego widza. Często absurdalne, nie zawsze zrozumiałe sceny, brak
fabuły, lub jej pretekstowość, nie są również pomocne. To jednak nie
przeszkadza miłośnikom krwawych gore oddawać im hołd od wielu lat, a twórcom
horrorów na czerpanie z tej bezdennej studni pomysłów.
haku
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz