piątek, 7 marca 2014

Onibaba i Kuroneko - podwójny seans z Kaneto Shindô


Kaneto Shindô zaczynał swą wielką przygodę z kinem od pisania scenariuszy, stając się mistrzem w swoim fachu- niektóre źródła podają ich ilość na ponad 200 (!),  jako reżyser zadebiutował w założonej przez siebie niezależnej wytwórni Kindai Eiga Kyokai, w której nakręcił swoje najsłynniejsze obrazy. Wielokrotnie w swoich filmach ukazywał życie w Japonii, pozbawione upiększeń, ukazane w prosty, niewyidealizowany sposób. Nurtowała go tematyka wojenna, szczególnie związana ze zrzuceniem bomb atomowych na Hiroshimę i Nagasaki, bowiem walczył na froncie II Wojny Światowej. Tworzył do końca życia, pisząc i reżyserując swój ostatni film Ichimai no Hagaki w wieku 98 lat (!). Dziś chciałbym skupić się na dwóch jego obrazach, sytuujących się blisko kina grozy, jednocześnie nadających mu głębie nieczęsto spotykaną w tego typu obrazach. 

Pierwszy z nich to Onibaba - w naszym kraju znana pod niekoniecznie szczęśliwym tytułem Kobieta Diabeł. Tytułowa postać to wiedźma - demon - motyw popularny w folklorze Japonii - wyglądająca jak staruszka z rozwianym włosem, wielkimi ustami i szaleńczym grymasem na twarzy. Bardzo często jest przedstawiana z nożem oraz nawiniętymi na szpulę nićmi. Reżyser Kaneto Shindô zaadaptował jej postać na potrzeby swojego scenariusza, opartego na starej buddyjskiej opowieści znanej pod angielskim tytułem A Mask with Flesh Scared a Wife. Oto znajdujemy się gdzieś pośród niegościnnych bagien, w XIV-wiecznej Japonii, rozdartej wojną domową ( Nanboku - chô ). Poznajemy dwie kobiety: starszą ( Nobuko Otowa, żona reżysera) oraz młodszą, jej synową ( Jitsuko Yoshimura ). Żyją one w domu otoczonym zewsząd wysokimi na kilka metrów trzcinami ( susuki ), wiodąc prosty żywot w oczekiwaniu na powrót z wojny męża młodszej kobiety. W otwierającej film scenie widzimy, iż obie polują na rannych żołnierzy wracających z linii frontu, napadając na nich i mordując bez litości. Skradzione zbroje i miecze sprzedają następnie chciwemu handlarzowi Ushiemu ( Taiji Tonoyama ) w zamian za worki z jedzeniem. Tak wygląda ich codzienna egzystencja, przełamana w końcu powrotem z frontu Hachiego ( Kei Satô ), przyjaciela oczekiwanego przez nich mężczyzny. Niestety, informacje, jakie przynosi Hachi, są najgorsze - syn i mąż zmarł w trakcie ucieczki przez rozwścieczonymi wieśniakami, których mężczyźni chcieli pozbawić pożywienia. Kobiety przeżywają śmierć bliskiej im osoby, zaś Hachi zaczyna zbliżać się do młodej wdowy, do której czuje pożądanie. Dziewczyna w końcu ulega mu, wymykając się nocą do jego siedziby. Sytuacja ta zaczyna powtarzać się częściej, starsza kobieta dowiaduje się o potajemnych spotkaniach młodych. Nie jest jednak w stanie wytłumaczyć synowej, ze jest jej niezbędna do życia, na dodatek staje się zazdrosna o Hachiego; gdy pewnej nocy jej domek nawiedza samuraj w masce hannya ( mającej wyrażać wewnętrzne emocje postaci, która ją nosi ), w jej głowie zaczyna się tworzyć plan. Wyprowadza samuraja z gąszczu traw do specjalnie przygotowanej dziury w ziemi, gdzie wcześniej chowała zamordowanych żołnierzy. Ten wpada w zasadzkę, zaś kobieta zdziera mu z twarzy piękną maskę, która będzie rekwizytem w jej diabelskim planie. 

Bardzo ważna w Onibabie jest wojna, która choć nie jest głównym bohaterem dzieła, to cały czas naznacza swoim tragizmem postaci dramatu. To wojna zmusza kobiety do morderstw, spowodowanych wolą przeżycia za wszelką cenę. To ona zsyła im najpierw Hachiego, które je podzieli, a następnie samuraja z przeklętą maską, która jedną z nich doprowadzi do zguby. To najgorsza z wojen - domowa, gdzie większość żołnierzy nie ma pojęcia z kim i o co walczy; powodująca dojmujący głód, prowadzący do najgorszych ludzkich odruchów. Widać to dobrze po zachowaniu Hachiego, któremu udaje się ucieczka z placu boju; jego zachowanie sugeruje, że mógł zabić przyjaciela w trudnej chwili, on sam unika tematyki wojennej w rozmowach, będąc nią traumatycznie naznaczonym. Nie ma tutaj miejsca na jakiekolwiek romantyczne ukazanie żywiołu wojny - wokół strach, przerażenie, walka o przeżycie każdego dnia.

Nie jest to kino grozy sensu stricto - nie odnajdziemy tutaj elementów horroru, właściwie tylko maska reprezentuje świat fantastyczny, choć i jej obecność dałoby się racjonalnie wytłumaczyć. To przejmujący w swym nihilizmie obraz walki o przetrwanie, brutalna historia, która nie jest tylko adaptacją legendy - takie sytuacje mogły mieć miejsce w ówczesnych czasach. Reżyser w wywiadach nakłaniał do interpretacji Onibaby jako obrazu świata powojennego, co jest widoczne w scenie ściągania maski z samuraja, pod którą widoczne są blizny - oto człowiek dotknięty eksplozją bomby atomowej ( hibakusha - ofiara wojny, na której pozostawiła ona trwały ślad ). Są to ludzie objęci we współczesnej Japonii comiesięcznym zasiłkiem oraz wsparciem od strony rządu. Shindô w swoim obrazie pokazuje bezsens wojny, widziany oczami jej ofiar oraz perturbacje, do jakich dochodzi w wyniku rozlewu krwi. Brak optymistycznych akcentów to jedna z cech tego filmu, mrocznej i brutalnej wizji świata na krawędzi rozpadu, gdzie zabijanie jest na porządku dziennym. Maska hannya wywodząca się z teatru  reprezentuje zazdrosnego żeńskiego demona. W tej osobliwej psychodramie mitologia łączy się z głębią psychologii. Pobudzona wyobraźnia zmienia się w mistyczną tożsamość. Maska zmienia nie tylko wygląd zewnętrzny, wpływa również na zachowanie i oddziałuje na percepcję. Wyłącza świadomość i poczucie rzeczywistości, do głosu dochodzi dzikość.




Nakręcony w trzy miesiące obraz to efekt współpracy reżysera ze stałym gronem współpracowników - za ścieżkę dźwiękową odpowiedzialny jest jego wieloletni przyjaciel Hikaru Hayashi, jego muzyka to połączenie brzmienia taiko drum ( japońskich kotłów ) z jazzem współczesnym. Momentami atonalna, dodaje obrazowi nerwu, wspaniale zgrywając się z dynamicznymi scenami pościgów i ucieczek wśród wysokich trzcin. Równie niesamowite są czarno białe, wysoce kontrastowe zdjęcia Kiyomi Kurody, stałego operatora obrazów Shindô ( prócz Onibaby i Kuroneko również Hadaka No Shima, Ningen, Honno i inne ). Częste jazdy równoległe, różne perspektywy, duże zbliżenia - to wszystko składa się na jego pracę, oferując znakomite ujęcia, zapadające na długo w pamięć. 

Jak wobec tego sprawa ma się z bliźniaczym wobec Onibaby, choć bliższym tradycyjnej grozie Kuroneko ( Yabu no naka no kuroneko)? Początkowe sceny to prawdziwe trzęsienie ziemi - oglądamy brutalny napad wygłodzonych i wyposzczonych samurajów na małą chatkę stojącą na skraju lasu, zamieszkałą przez dwie kobiety - Shige ( Kiwako Taichi ) oraz jej teściową Yone ( Nobuko Otowa ). Samuraje gwałcą, a następnie mordują niewinne kobiety, na koniec podpalając ich dom, z którego zostają zgliszcza. Po pewnym czasie przejeżdżający niedaleko domu samuraj spostrzega młodą dziewczynę, która prosi go o odprowadzenie do domu stojącego na końcu zagajnika. Po przybyciu na miejsce, które jest zamieszkane przez dwie kobiety, żołnierz jest zapraszany na posiłek, po czym okrutnie mordowany. Sytuacja powtarza się kilkukrotnie, jednak śmierci samurajów nie umykają uwadze samego cesarza. Ten wzywa jednego ze swoich najlepszych wojowników, Gintoki ( Kichiemon Nakamura ) do opanowania sytuacji i pokonania demonów. Gintoki przyjeżdża więc w rejon morderstw, spotyka dwie kobiety, łudząco podobne do jego matki i żony. Okazuje się, że są one demonami zemsty, przybyłymi pod postacią kotów, aby pomścić swą śmierć. Samuraj będzie musiał wybrać między patriotycznym obowiązkiem a miłością do bliskich mu osób.

Zrealizowany po czterech latach od produkcji OnibabyKuroneko to fabularnie lustrzane odbicie poprzedniego dzieła Shindô - znów mamy do czynienia z dwoma kobietami oczekującymi powrotu pana domu z wojny, znów jest to dramat rozpisany na trzy osoby, znów czerpiący garściami z japońskiego folkloru. Odniesieniem jest teraz teatr kabuki, którego formy są widoczne w tańcu Yone, poprzedzającym kolejne morderstwa oraz figura czarnego kota, zwierzęcia które jest wcieleniem demona ( bakeneko - kot potrafiący zmieniać swoją postać ). Film wydaje się dziełem bardziej niż Onibaba hermetycznym, jeszcze mocniej zakorzenionym w historii i sztuce Japonii, pod wieloma względami bardziej poetyckim, wysublimowanym, pełnym niesamowitych i niepowtarzalnych ujęć. Druga strona obrazu ma jednak równie gorzką, mroczną wymowę - Japonia pogrążona jest w chaosie, zło jest wszechobecne, przenika działania bohaterów. Shindô poprzez postać Shige udowadnia jednak, że miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko. 




Niezwykłej urody zdjęcia to znów zasługa wspaniałego Kiyomi Kurody, a sama praca operatorska zasługuje na pochwałę choćby ze względu na ciekawie ukazane, prekursorskie wobec późniejszych obrazów sceny, w których kobiety są w stanie bezproblemowo unosić się w powietrzu, znikać, bezszelestnie przemieszczać. Kuroneko sytuuje się w kanonie klasycznej grozy, elementy fantastyczne są tutaj na porządku dziennym, w przeciwieństwie do bardziej realnej Onibaby

Wspaniała jest transowość, zawarta w repetytywności scen w obu obrazach: nocnego biegu do kochanka przez pole trzcin, czy conocnego spaceru Shige, zakończonego zwabieniem niczego nie podejrzewającego samuraja w zasadzkę. Świetnie sfilmowane, zapadają głęboko w pamięć, będąc reprezentatywnymi dla całego gatunku japońskiej grozy lat 60-tych. Mocno niepokojące wizje walki o człowieczeństwo w świecie pełnym zła, opanowanym przez wojny, w których zarysowano uniwersalne prawdy, od wieków wyrażane w tradycyjnych formach teatru Nō czy kabuki. Znakomicie wprowadzające w mroczny świat japońskich legend, wiernie ukazujące życie codzienne w Japonii pod rządami samurajów. 


haku

Przy tworzeniu tekstu, wykorzystałem fragment eseju Oskorei, napisanego przez austriackiego badacza i muzyka Kadmona. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz