Historia o historii Rękopisu znalezionego w Saragossie.
DAVID LYNCH,
Wielu je widziało, lecz mało kto wie, jak się nazywają. Powstałe we wschodniej Europie i Zachodniej Azji, kształtem przypominają kręgielne pionki. Czym są? To lalki, ręcznie malowane figurki składające się na zestaw. Są tak stworzone, że każda z nich jest częścią kolejnej, większej, aż do głównej z nich. Jako, że największa z nich daje niejako życie mniejszym, w Rosji są nazywane matrioszkami - matkami. W całym swoim pomysłowym wzornictwie, matrioszka znakomicie oddaje ideę stojącą za Rękopisem znalezionym w Saragossie, jednym z najbardziej znanych polskich filmów, kultowym w Ameryce od wielu lat. Prócz jego wpływu (bezpośredniego, bądź pośredniego) na każdy obraz opowiadający w podobny sposób historię, to co czyni ten obraz tak fascynującą historią, to unikalny przykład sztuki imitującej życie, imitujące sztukę.
Historia tej opowieści rozpoczyna się na początku XIX wieku we Francji. Polski arystokrata, podróżnik, pisarz i okultysta Hrabia Jan Potocki pisze swoje magnum opus, ambitną, wielowymiarową powieść o wszystkim, choć tak naprawdę o sztuce opowiadania. Książka napisana po francusku, nazwana Manuscrit Trouvé à Saragosse, była publikowana od 1797 aż do 1815, roku śmierci Potockiego. W skrócie rzecz biorąc jest to opowieść o fantastycznej, psychiczno - fizycznej podróży żołnierza przez Hiszpanię opanowaną przez duchy, upiory, ale i piękne kobiety. Powieść jest nadal drukowana, tłumaczona na wiele języków. Nieźle jak na 200-letnią książkę.
I nagle, zupełnie jak matrioszka ze swoimi kolejnymi powłokami, kolejna historia ukazuje swe oblicze. Jednym z czytelników Manuscrit Trouvé ô Saragosse zostaje polski filmowiec Wojciech Has, absolwent Krakowskiego Instytutu Filmowego, reżyser Sanatorium pod Klepsydrą (1973). Ekscentryczny filmowiec miał czelność przetłumaczyć powieść na język filmowy, i wraz z pomocą piekielnie utalentowanej ekipy dopiął swego w 1965. Podobnie jak książka, film jest długi, trwa trzy godziny. Wierząc, że dla amerykańskiego widza taki czas trwania to będzie zbyt wiele, dystrybutorzy niemiłosiernie cięli obraz, który zyskał w połowie lat 60-tych uznanie wśród wielbicieli sztuki. Jedną z osób, która zobaczyła film na pokazie w rodzinnym San Francisco był Jerry Garcia, znający już wtedy oryginał Potockiego. Choć rzadko kiedy film może przyćmić literacki pierwowzór, Rękopis znaleziony w Saragossie zrobił na liderze Grateful Dead ogromne wrażenie.
Sztuka imitująca życie
Od samego początku mamy jasność, iż Rękopis... to obraz niezwykły. Rubensowskie akty są zestawione z wizerunkami szkieletów i scenami jak gdyby z obrazów Dalego. Przed nami długa, przedziwna podróż. Skąpana w splendorze Beethovenowskiej Dziewiątej Symfonii czołówka skupia się na historii napoleońskiego oficera trafiającego do rozdartej wojną hiszpańskiej wsi. Nagle pojawia się mała grupa żołnierzy piechoty, którzy wraz z oficerem biorą udział w dziejącej się gdzieś niedaleko potyczce.
Ogień wroga zbliża się, Beethovena zastępuje huk bomb, pokazują się pierwsi dezerterzy. Oficer znajduje schronienie w opuszczonym domostwie, gdzie znajduje opasłe tomisko, które, początkowo z nieśmiałością, a później z coraz większym zaciekawieniem zaczyna wertować. Bomby wybuchają, dom chwieje się w posadach - to nie przeszkadza jednak zafascynowanemu księgą oficerowi - do tego stopnia, że gdy w domu pojawiają się jego wrogowie, przystawiając mu broń do skroni, nakazuje im czekać z wyrokiem, zanim nie przejrzy interesującej go pozycji. Wrogi oficer również przejawia fascynację manuskryptem, co sprawia, że odsyła swoich żołnierzy na zewnątrz, by mógł w spokoju rozkoszować się jego lekturą, tym bardziej, że opowiada losy jego pradziadka. W trakcie lektury podwładni mu żołnierze przerywają ją, na co słyszą odpowiedź: "Zamknijcie drzwi, robicie przeciąg". Żołnierz zamyka drzwi i w tym momencie wybucha bomba. Nieporuszeni oficerowie spoglądają na siebie, po czym wracają do lektury. Otwiera się kolejna matrioszka.
Zaczynamy opowieść o przodku jednego z oficerów: Alfonsie van Wordenie (granym przez "polskiego Jamesa Deana", Zbigniewa Cybulskiego). To belgijski kapitan w służbie Hiszpańskiej Gwardii Walońskiej, szukający schronienia wśród opustoszałego pustkowia, gdzie w karczmie spotyka dwie piękne tunezyjskie księżniczki: Zibeldę (Joanna Jędryka) oraz Eminę (Iga Cembrzyńska). Zalecając się do kapitana, księżniczki oferują mu małżeństwo, nakłaniając do napicia się nieznanego płynu prosto z czaszki. I, jak matrioszki, otwiera się kolejna historia, prowokując kolejną, która tworzy następną. Linia fabularna wygląda jak w grze w głuchy telefon, gdzie każdy kolejny gracz opowiada swoją historię, mieszające ją z poprzednią. Postaci i intrygi zmieniają się jak w kalejdoskopie.
W pewnym momencie nie wiemy już na jakim poziomie permutacji jesteśmy i skąd wzięła się dana intryga, co jest jej wielkim plusem, gdyż Rękopisu nie interesuje hiperrealizm, a raczej humor i egzystencjalne pytania o naturę rzeczy. Film wpada w końcową pętlę, sprawiając, że zupełnie jak w przypadku płyty zespołu Pink Floyd The Wall, koniec staje się początkiem i vice versa.
Życie imitujące sztukę
Biorąc pod uwagę lekceważące traktowanie filmu przez dystrybutorów, oraz jej strukturę meta - opowieści i subtelny humor, nie dziwi fakt zainteresowania obrazem przez Jerry'ego Garcię; filmem, który był dla niego czymś specjalnym, czymś więcej niż ulubionym dziełem - okazją do ukazania widzom pełnej wersji dzieła. Misją. Otwieramy więc kolejną matrioszkę.
Rękopis znaleziony w Saragossie wyszedł w Stanach w 1965 roku, lecz tylko w obciętej wersji, która przez wiele lat pojawiała się w ramach przypominania o kultowej klasyce. We wczesnych latach 90-tych, Garcia poprosił przyjaciela, muzyka Henry'ego Kaisera o kontakt z Edith Kramer z Berkeley's Pacific Film Archive w sprawie odzyskania filmu z archiwów. Garcia zaoferował gotówkę, z zastrzeżeniem że kiedy tylko będzie chciał go zobaczyć, będzie mógł to zrobić. Kramer zgodziła się, z archiwum "wyciągnięto" kopię obrazu. Dzień przed projekcją filmu na Pacific Film Archive w 1995 roku, Garcia zmarł. By oddać sprawiedliwość prawdzie,nie była to pełna 180-minutowa wersja, ani też 120-minutowa, skrócona wersja, którą widział w młodości muzyk, ale zredagowana, 152-minutowa kolejna inkarnacja tego dzieła. Po skontaktowaniu się z europejskim dystrybutorem, Kramer odkryła, że oryginalny negatyw uległ zniszczeniu i istnieje tylko jedna, kompletna wersja filmu, którą posiada w swoich zbiorach reżyser obrazu, Wojciech Has. Nawet on jednak posiadał tylko kopię. Kramer w końcu doszła do wniosku, że dotarcie do oryginalnej, pełnej wersji Saragossy stało się tak skomplikowane, jak labiryntowa fabuła samego obrazu. Otwieramy kolejną matrioszkę.
Na szczęście, nie tylko Garcia był wielkim fanem Rękopisu znalezionego w Saragossie, zaś Kramer wkrótce dostała informację od kolejnej osoby zainteresowanej odzyskaniem pełnej wersji obrazu - był to Martin Scorsese. Reżyser wyłożył pieniądze z własnej kieszeni, angażując w całą akcję kolejne osoby, między innymi Francisa Forda Coppolę. I nagle - voila - odrestaurowana wersja dzieła zadebiutowała w 1997 na NY Film Festival, po czym ruszyła w tournee po całym kraju.
Patrząc na jego narrację i niezliczoną ilość odniesień symbolicznych, łatwo jest zrozumieć, dlaczego obraz stał się tak ważny dla Garcii, Scorsese, Coppoli, i innych, że włożyli tyle wysiłku w przybliżeniu go szerokiej publiczności. Na specjalną uwagę (szczególnie dla muzyków, w tym Garcii) zasługuje ścieżka dźwiękowa Krzysztofa Pendereckiego (The Exorcist, The Shining), muzyka klasyczna unurzana w syntezatorowo - kosmicznym podkładzie, w którym dzieje się tak bardzo wiele - dźwięki gitary są raz słodkie, raz melancholijne, przełamywane muzyką elektroniczną, która wzmaga tajemniczość obrazu.
Pośród artystycznie ukazanych kątów widzenia kamery, świetnego wyczucia scen dramatycznych, atrakcyjnych czarno białych zdjęć w technice Cinemascope, i śmiałej kostiumografii, Saragossę wyróżnia także jej niejednorodność. To hiszpańska opowieść, napisana we Francji, o Belgu, w całości zagrana po polsku, mieszająca poetykę Luisa Buñuela z Terry Gilliamem (którego Baron Munchausen jest świadomym nawiązaniem do Rękopisu). Jednocześnie przerażający i zabawny, miejscami erotyczny Rękopis znaleziony w Saragossie jest surrealistycznym moralitetem, sfilmowaną próbą wyciągnięcia Excalibura przez króla Artura, o poziomie komplikacji godnym wykonaniu wschodniego arrasu.
Oczywiście trzygodzinny obraz - nawet ten dobry - może tracić przez swą niejednolitość, która w zależności od podejścia widza, może być jego plusem, albo i minusem. Na dodatek, niektóre z rekwizytów użytych w obrazie dla podkreślania kolejnych filmowych światów równoległych wydają się dziś nieco przestarzałe. Ale, jeśli ostatecznym celem każdego filmu i dzieła sztuki jest dobrze opowiedziana historia, to film Hasa jest sukcesem na wielu poziomach. Rękopis znaleziony w Saragossie to matka filmu.
tłum. haku
Świetna robota. Ja swój pierwszy kontakt z "Rękopisem..." miałem po roku 80-tym. Nie muszę pisać że chłonąłem tylko obraz, treść (tą właściwą) mogłem tylko próbować zrozumieć. Z różnym skutkiem. Wyłapałem pewnie 5% tego co wyłapać powinienem. Z zamiarem obejrzenia po raz wtóry (a tak naprawdę po raz pierwszy, bo świadomy) noszę się od dłuższego czasu. Ten przetłumaczony esej/artykuł tylko mnie do tego zachęcił. Dzięki Kuba.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przypasiło :)
UsuńNie dziwne zresztą, że Lynch pisze o filmie Hasa z takim zachwytem.
Jego późniejsze dzieła, a szczególnie Mulholland Drive to przecież takie właśnie "szkatułkowe opowieści"