piątek, 24 stycznia 2014

Jaki Ojciec, Taka Córka? Jennifer Lynch - Surveillance


Niedaleko pada jabłko od jabłoni, mówi stare przysłowie. W przemyśle filmowym rzadko jednak dochodzi do sytuacji, gdzie dziecko utalentowanego reżysera podejmuje pracę w tym zawodzie. Jennifer Lynch, córka Davida Lyncha po swoim filmowym debiucie Boxing Helena z 1993 roku, który został zmiażdżony przez krytykę i słabo odebrany przez widzów milczała aż 15 lat, zanim nakręciła drugi obraz w swej karierze, mocno osadzony w klimatach dzieł jej ojca. Obraz równie mroczny, choć bardziej dopowiedziany, nie zostawiający po seansie nierozwiązanych pytań, skupiający się w większej mierze na opowiedzeniu historii, niż na afabularności i logice snu, będącej domeną Davida Lyncha.

Gdzieś na amerykańskiej autostradzie, pośrodku pustyni, dochodzi do makabrycznej zbrodni. Podejrzenie pada na dwoje seryjnych morderców, którzy terroryzują tamtejsze bezdroża. Na miejsce przyjeżdżają agenci FBI Sam Hallaway (Bill Pullman) oraz Elizabeth Anderson (Julia Ormond). Od razu po dotarciu na miejsce kierują się na posterunek policji kierowany przez kapitana Billingsa (Michael Ironside) celem przesłuchania osób ocalałych z krwawej masakry. Agenci przepytują po kolei młodą ćpunkę Bobbi (Pell James), małą dziewczynkę Stephanie (Ryan Simpkins), oraz policjanta Jacka Bennetta (Kent Harper). Z ich niespójnych zeznań wyłania się nieco chaotyczna historia, która poprzez przypadkowe zrządzenie losu związała ze sobą losy kilku nieznających się wcześniej osób. Przesłuchanie, momentami dość groteskowe, powoli wyłania z pozoru niezbornych historii brutalną prawdę o tragedii. Agenci są blisko rozwiązania zagadki, gdy zostaje popełnione kolejne morderstwo, do którego jedzie Elizabeth z policjantami; Sam zostaje na posterunku, aby dokończyć przepytywanie świadków. Nie wiedzą oni jednak, że rozwinięta nad wiek Stephanie sama zaczyna odkrywać prawdę o całej historii...

 

Aktorstwo jest solidne, momentami jednak nieco przeszarżowane - szczególnie w wykonaniu Billa Pullmanna (pamiętny saksofonista Fred ze wspaniałego koszmaru Lost Highway Davida Lyncha), strojącego swoje ulubione miny nieco na pokaz; Julia Ormond jest popisowa w roli agentki, która kiedy chce jest układna i miła, w innej zaś sytuacji potrafi twardo postawić na swoim. Jak zawsze świetny jest Michael Ironside w roli kapitana posterunku, to samo tyczy się jego podwładnych, mocno niezrównoważonych policjantów. Postać ćpunki doskonale oddaje Pell James, z kolei najlepiej cały tragizm losu ofiar oddaje młodziutka Ryan Simpkins - jedyna pozytywna bohaterka obrazu.

Co do filmu córki przeniknęło z dzieł ojca? Przede wszystkim mroczny, zawiesisty klimat wszechobecnego zła, punktowany mocnymi, krwawymi scenami. Jennifer ukazuje w "Dochodzeniu" świat, w którym zło dominuje nad wszystkim, świat bez wartości, gdzie według najlepszego ojcowskiego przepisu "nikt nie jest niewinny". Wizja pani Lynch jest wyjątkowo posępna, gwałtowna, pełna zagadek, które jednak z czasem trwania obrazu zostają rozwiązane, powoli odsłaniając drugie dno. Mimo wprowadzenia kilku narracji, sumujących wyjaśnienia pozostałych przy życiu świadków rzezi, reżyserka wychodzi z tego pomysłu obronną ręką. Brak u niej niejasności, niedopowiedzenia, sennej logiki, tak częstej w obrazach jej ojca. Woli opowiedzieć historię klarownie i jasno, nawet kosztem szybszego rozwiązania zagadki przez widza. Napięcie obecne jest w  "Dochodzeniu" aż do anty-hollywoodzkiego zakończenia. Reżyserka trzyma się swojego planu do samego końca, nie pozwalając na przeniknięcie do filmowego świata choćby odrobiny dobra. W małych miasteczkach zło czai się wszędzie, kryjąc się pod fasadą kolorowego, amerykańskiego snu - mówił David Lynch. Córka zdaje się mówić to samo, nie zadając jednak pytania o jego istotę i pochodzenie; jej bohaterowie po prostu mają je w sobie, pozwalając zbyt często na jego uwolnienie: policjanci strzelając dla zabawy w opony przejeżdżających samochodów, psychicznie maltretujący swoje ofiary; dwoje młodych ćpunów, którzy widząc przedawkowanie dilera nie odstawiają narkotyków, biorąc ich jeszcze więcej. To postacie tragiczne, a ich zachowanie, podszyte niejednokrotnie czarnym humorem prędzej czy później musi skierować je ku bezlitosnemu zakończeniu.

Brak w obrazie Jennifer Lynch  elementów nadprzyrodzonych, jakże charakterystycznych dla twórczości Davida. Jej film to czysty gatunkowo thriller, rozegrany według najlepszych zasad gatunku, z obowiązkowym suspensem w finale. Wypowiedź ta, choć zbudowana na patentach stosowanych wcześniej już choćby w Funny Games Haneke,  wydaje się oryginalna, a przede wszystkim dobrze opowiedziana, z zachowaniem jedności czasu, miejsca i akcji. Wyciągając z obrazów ojca to, co najlepsze, pozbywając się często niezrozumiałych elementów jego kina, córka postawiła w końcu pewny krok na polu mrocznego kina.

haku



11 komentarzy :

  1. Ja "Uwięzionej Heleny" nie wspominam aż tak źle. Nie wiedziałem że to nakręciła córka Lyncha. Pamiętam obsadzonego tam Juliana Sandsa (z ery vhs pamiętam film "Warlock" z nim, nie najgorszy horror).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ten obraz tez kojarzę jako całkiem niezły i zamierzam do niego wrócić. Sands grał w całej masie "dziwnych" filmów: znakomity Gotyk Kena Russella, odrealniona Siesta z genialną muzyką Davisa i Millera, czy choćby Arachnophobia to tytuły dające po głowie. :)

      Usuń
    2. To prawda, Arachnophobia była świetna

      Usuń
  2. Powinieneś dopisać, że to ja ci podsunąłem pomysł na ten tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zważywszy że ja zaproponowałem Ci Burial Ground - The Nights of Terror , myślę, że napiszesz jego recenzję w takim razie ? ;)

      Usuń
  3. @ Vindom

    :D:D ... i trzy gożdziki + bombonierka do tego

    Widziałem to dawno temu, pasowałoby przypomniec, bo tylko tyle pamiętam, że mi się spodobał ( mocna story, scenariusz bardzo efektowny, aktorzy w formie ) ale szczegóły zatarły się kompletnie. Tak to bywa, jak się haracze po 3-4 filmy dziennie przez dłuższy czas, w dodatku nieomal same dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tak to bywa, jak się haracze po 3-4 filmy dziennie przez dłuższy czas, w dodatku nieomal same dobre."
      Dlatego, Simply. robię od kilku lat krótkie 3-4 zdaniowe notki o obglądniętych filmach, żeby cokolwiek pamiętać. Jak Konrad Zarębski mógłbym pisać te mininotki o filmach dla GW :D

      Usuń
    2. Z tematyką twoich filmów to krótkie notki mógłbyś robić do "Nie" albo w najgorszym razie do "Naszego Dziennika".

      Usuń
  4. True, true, taka tematyka to przeraza wiekszosc redaktorow glownych gazet i portali w Polsce. Jak zaczna pisac o "Cannibal Holocaust" jak o arcydziele, to bedzie mozna pogadac :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle chyba przeraża, ile po prostu tego nie czują i chyba nie rozumieją jak podejść do tematyki.
      Chuj tam, ich strata. :D

      Usuń
  5. Tylko że Konrad Zarębski się ni chuja na filmach nie zna. Jego to już nic nie uratuje. Ale fucha to mu się faktycznie konkretna trafiła . Ja na przykład obejrzałem ostatnio ,, Stalingrad'' Bondarczuka juniora licząc na dobrą batalistykę i jakieś fajne kacapskie klimaty, ale gdybym miał pro memoria taką notkę o tym postawic, to , byłaby konkretna wiącha. Z całego serca odradzam.

    OdpowiedzUsuń