Jednym
z bardziej kuriozalnych i gorszących przykładów połączenia tematu miłości ze
śmiercią był pełnometrażowy debiut Jorga Buttgereita zatytułowany
Nekromantik. Znienawidzony, ale i podziwiany – film do dziś stanowi temat
żarliwych dyskusji i zarazem piętno na całej karierze Buttgereita. Spory wokół
Nekromantika i pozostałych trzech pełnometrażowych obrazów przysłoniły
nieco młodzieńcze dokonania reżysera. Prawdopodobnie ten fakt nie spędza zbyt
wielu kinomanom snu z powiek, bo jak tu bronić filmów, których szczytowym
punktem bywało odgryzienie przez bohaterkę kawałka parówki, nieudolnie
naśladującej penisa (Cannibal Girl). Świadom tego biorę na siebie rolę adwokata
diabła i przez następnych kilka akapitów będę przekonywał, bronił i
zachęcał.
Fabuła
"Hot Love" przedstawia się następująco: chłopak, dziewczyna.
Młodość. Lata sielskie. Szczenięcy romans wybuchający na jednej z imprez. Dalej
- kwiatki, spacery z trzymaniem się za ręce, romantyczne piosenki i
kiepskie fryzury. Znamy to wszyscy. Ciekawie zaczyna się robić, gdy pojawia się
"ten trzeci" – wymuskany blondyn w czarnych dżinsach (w tej roli sam
Buttgereit). Dziewczyna odchodzi z nim, zostawiając pierwszego kochanka.
Maszyna zdrady, konkurencji i poniżenia zostaje wprawiona w ruch. Odtrącony
chłopak przeklina przyszłość młodej pary. Gwałci kobietę po czym popełnia
samobójstwo. Dziewięć miesięcy później literalnie zrodzi się owoc zdrady – pod
postacią zniekształconego i odrażającego niemowlęcia. Z jego wydzielin(!)
powstanie na nowo zdradzony mężczyzna. Powstanie tylko po to, aby dopełnić swej
zemsty…
Mimo,
że historyjka jest naiwna, warto się przy niej zatrzymać na moment. Widać w
niej bowiem, jakie mogły być inspiracje reżysera z tamtego czasu. Wydaje się,
że Hot Love zbudowane jest na czymś trwalszym, niż widoczna przez
większość czasu konwencja komedii romantycznej. Ja nie mogłem uwolnić się od
skojarzenia z legendami wczesnego Romantyzmu, które tworzyły takie właśnie
opowiastki łączące wątki romansowe z grozą lokalnego folkloru. Na to wszystko nałożona
zostaje gęba kina awangardowego, która przez sposób filmowania, a także przez
groteskowe ujęcie tematu związków międzyludzkich i ojcostwa, kojarzy się w
duchu z klasyczną Głową do wycierania Davida Lyncha.
W Hot
Love pojawia się większość elementów rozpoznawalnych dla późniejszej
kariery reżysera. Pokręcony bohater – samotnik i frustrat – tak
charakterystyczny dla większości filmów Buttgereita – pojawia się tu
po raz pierwszy. Gra go zresztą Daktari Lorenz, dla którego wyraźnie jest to
wprawka przed rolą nieudacznika Roba, bohatera pierwszej (i obecnego
"ciałem" w drugiej) części Nekromantika. To skojarzenie nasuwa się
samo - choćby w scenie gwałtu, podczas której widz zastanawia się, czy nie
pomylił tytułów i nie ogląda właśnie wersji Nekromantika dla młodzieży… Na
uwagę zasługuje również muzyka – tu z wyraźnym jeszcze podziałem na partie
muzyki tła i na fragmenty, które dodają ekspresji działaniom bohaterów.
Sympatycy ścieżek dźwiękowych z późniejszych filmów powinni być
usatysfakcjonowani.
Urzeka
prostota z jaką rozwija się akcja Hot Love. Poczucie bezpretensjonalności
i swobody jest tu potęgowane naigrawaniem się ze schematycznych sposobów
ujmowania wątków miłosnych w kinie. Jest w tym filmie także coś trudnego do
nazwania, co zarazem jest jego wielką zaletą. Wydaje się, że kuriozalnie - może
to być ładunek autentyczności, jaką ma w sobie ten obraz. Ma się chwilami
wrażenie, że udało się reżyserowi zakląć w kawałek filmowej taśmy energię i
żywioł okresu dojrzewania w Berlinie połowy lat osiemdziesiątych.
Niewiele
natomiast zostało w Hot Love z konwencjonalnego horroru. Koneserom
gatunku może przypaść do gustu kilka krwawych scen i przyzwoicie wykonane
efekty specjalne (przyzwoicie - jak na tego typu produkcję). Ale nie ma co
oczekiwać od tego filmu suspensu i rozwiązań, które okażą się szczególnie
zaskakujące. Poza wszystkim, to w końcu Buttgereit - o którym powiedzieć
można wiele, ale na pewno nie to, że jest twórcą kina grozy w klasycznym jego
rozumieniu.
Film ma jednak dwa minusy. Pierwszy z nich należy się za fryzurę,
jaką straszy z ekranu Daktari Lorenz. Drugim minusem Hot Love jest
dźwięk, którego wykonanie jest po prostu fatalne. Nie pomaga nawet świadomość,
że mamy do czynienia z produkcją absolutnie amatorską i pozbawioną budżetu.
Odgłosy zarejestrowane w filmie wypadają idiotycznie i aż się proszą o to, by
czym prędzej przesłoniła je muzyka.
Pora
na dwa słowa podsumowania. Oceniam Hot Love wysoko, ale zaznaczam, że
robię to w skali przynależnej produkcjom amatorskim. Jako taki Hot
Love jest sprawnie wykonanym filmem, wystarczająco bogatym w pomysły i
rozwiązania reżyserskie, żeby niespełna pół godziny poświęcone na jego
obejrzenie nie były wielką udręką. Film zaskoczy widzów, którzy mieli styczność
z późniejszymi filmami Buttgereita. Entuzjastom może dać kolejny powód do
zadowolenia, a ich przeciwnikom – możliwość zetknięcia się z nieco innym
obliczem tego twórcy. Wszystkim innym polecam ten film jako ciekawostkę.
recenzja gościnna, autorstwa blogera Uszaty Fotel
http://uszatyfotel.pl
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz