poniedziałek, 3 lutego 2014

Kino na niedzielę II ( ale w poniedziałek)

 

Dwie mini recenzje filmów cieszących się statusem dzieł kultowych, choć oba spotkały się ze zdecydowanie odmiennymi opiniami wśród recenzentów. Pierwszy został przyjęty bardzo ciepło, drugi wręcz odwrotnie. Jakkolwiek by nie było, oba tytuły warto poznać.


"The Way of the Gun" (2000), reż. Christopher McQuarrie

Debiut reżyserski Christophera McQuarrie, nagrodzonego Oscarem w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny za film "The Usual Suspects" Bryana Singera, w gwiazdorskiej obsadzie. Dziś "The Way of the Gun" doczekał się statusu filmu kultowego. Sporo odwołań do klasyki kina, przede wszystkim do "Butch Cassidy and the Sundance Kid" tyle, że o bardziej ponurej wymowie. Nie przypadkowo główne postacie filmu McQuarriego noszą oryginalne nazwiska - Longbaugh (Benicio Del Toro) i Parker (Ryan Phillippe) - bohaterów obrazu George'a Roya Hilla. Obaj są drobnymi przestępcami, którzy świadomi tego, że nie bardzo pasują do swoich czasów i że ich dalsza egzystencja, o ile nie ulegnie zmianie, nie przyniesie im żadnych korzyści. Mowy jednak nie ma o zwyczajnej pracy, bowiem nie znają innego życia niż życie przestępców i nic innego robić nie potrafią. I co ważniejsze nie chcą. Niemniej zdają sobie sprawę jaki czeka ich los, co może im grozić, lecz gardzą konsekwencjami. Dlatego, aby zdobyć fortunę, postanawiają iść na skróty, co oznacza porwanie dla okupu będącej w ciąży surogatki (Juliette Lewis), noszącej dziecko pewnego gangstera (Scott Wilson), który nie może się doczekać na potomka z własną żoną. Ale gangster nie zamierza płacić, zamierza ukarać obu porywaczy, wysyłając swojego przyjaciela, człowieka od mokrej roboty, Joe Sarno (James Caan). Wielki pościg kończy się na pustkowiu w opuszczonym starym hotelu na pustyni, gdzie pomiędzy zainteresowanymi stronami dochodzi do wielkiej strzelaniny przypominającej zakończenie "Dzikiej Bandy". Ambitne, napuszone dialogi toczące się między postaciami, przeważnie między Longbaughem a Parkerem, zostały jakby żywcem zaczerpnięte z filmów Tarantino. Nadmierne upodobanie do przemocy, mizoginizm i powszechny nihilizm, towarzyszący wydarzeniem fabularnym to wypisz wymaluj hołd złożony dziełom Peckinpaha. Gęsta, niemal duszna atmosfera przywodzi na myśl wysokogatunkowe kino noir. Lecz o sile filmu nie świadczą kreacje dwóch największych gwiazd, wcielających się w ekscentrycznych rzezimieszków, a występ Jamesa Caana, który jako postać ledwie drugoplanowa skradł cały show dla siebie, resztę obsady usunął w cień. Wspaniały popis aktorski jako doświadczony, stary bandzior, który widział już wszystko i nic nie jest w stanie go zaskoczyć, zwłaszcza zaś dwóch wygadanych młodzików. Thriller kryminalny utrzymany niejako w konwencji współczesnego westernu, tylko bez koni i kapeluszy, za to z karabinami maszynowymi w miejsce rewolwerów.

"Pretty Maids All in Row" (1971), reż. Roger Vadim

Vadim, był jednym z pionierów francuskiej nowej fali, dał się zapamiętać z filmów "I Bóg stworzył kobietę" czy "Księżycowi jubilerzy", w których główną rolę zagrała jego ówczesna żona, Brigitte Bardot. Jako uznany europejski reżyser dostał szansę w Stanach Zjednoczonych, gdzie zadebiutował "Pretty Maids All in Row", łączącym elementy dreszczowca, czarnej komedii oraz dramatu obyczajowego, ale w Hollywood nie zrobił zawrotnej kariery i szybko wrócił na drugą stronę Oceanu. Historia podzielona na dwa przeplatające się ze sobą wątki rozgrywa się w fikcyjnym liceum w Kalifornii. Pierwszy dotyczy tajemniczych morderstw popełnianych na młodych i bardzo atrakcyjnych dziewczynach, gdzie dla prowadzącego śledztwo detektywa, Sama Surchera (Telly Savalas) w sprawie grasującego seryjnego mordercy głównym podejrzanym staje się trener lokalnej drużyny futbolowej, Michael "Tiger" McDrew (Rock Hudson), który bardzo lubi towarzystwo kobiet i zupełnie nie przeszkadza mu fakt, że jest już żonaty. Drugi wątek z racji tego, że akcja osadzona została w okresie amerykańskiej rewolucji seksualnej skupia się na seksualnie sfrustrowanym uczniu (John David Carson), otoczonym wyzywająco pięknymi koleżankami. Mocno pikantny film, z wieloma podtekstami oraz frywolną atmosferą lat 70. Trochę golizny, nieco suspensu. Ogólnie twór Vadima w notowaniach różnych krytyków nie wypada zbyt optymistycznie - intryga cieniutka, schematyczność, takie puszczanie oka do widza, satyryczne ujęcie obyczajów, gra aktorska taka sobie, plusem jest jedynie aparycja aktorek. Rock Hudson jako ofiara własnych żądz i namiętności nie jest specjalnie wiarygodny. Ale takie filmy to też dowód na to jak opinie krytyków i widzów mocno potrafią się rozejść. A na przykład taki Quentin Tarantino umieścił "Pretty Maids All in Row" na liście swoich "10 najlepszych filmów wszechczasów" w 2012 roku w magazynie "Sight & Sound".

1 komentarz :

  1. Otwierająca scena z The Way of the Gun to obok NARCa Joe Carnahana najlepsza otwierająca scena współczesnego filmu kryminalnego :)

    A tak poza tym, super powolny pościg z wysiadaniem z auta to miazga (lepszy niż ten z Drive, z ukrywaniem się w cieniach). Ciągłe przeładowywanie broni i sceny jak bohaterowie się poruszają ciągle się ubezpieczając też zajebiste.

    A tak poza tym, film trochę długawy i przynudny... ale sympatyczny.

    Jack Reacher McQuarrie też jest fajny, IMO lepszy od The Way...

    OdpowiedzUsuń