czwartek, 29 maja 2014

Dario Argento & George Romero - Two Evil Eyes


Groza i przerażenie lęgły się na świecie przez wszystkie czasy. Po cóż więc nadmieniać, kiedy zaszło zdarzenie, o którym mam zamiar opowiedzieć?[...]Kiedyś być może znajdzie się umysł, który zmorę moją sprowadzi do poziomu zjawisk oklepanych - umysł pogodniejszy, logiczniejszy i o wiele mniej od mego płomienny, który w wypadkach ze zgrozą przeze mnie głoszonych wykryje jeno zwykłą następczość przyczyn i skutków, niezmiernie zgodnych z ładem codziennym. *

Edgar Allan Poe jest po dziś dzień słusznie wynoszony na piedestał jako twórca ukazujący najbardziej mroczne zakamarki ludzkiego umysłu, które dla wielu pozostają nieodkryte - przynajmniej w gatunku prozy. Drugie w historii, po wspólnej pracy nad scenariuszem Dawn of the Dead, spotkanie dwóch wielkich twórców światowego horroru, George'a Romero, oraz Dario Argento, zainicjowane przez Włocha, miało na celu stworzenie autorskich wizji według prozy wielkiego Amerykanina. Argento planował początkowo cztery opowieści - oprócz niego i Romero w projekcie mieli wziąć udział Stephen King i John Carpenter, jednak z wielu powodów do współpracy nie doszło. Mimo to wzięcie na warsztat dwóch opowiadań Poego - Prawdziwy opis przypadku z panem Waldemarem oraz Czarny Kot rozpaliło do czerwoności umysły fanów horroru na całym świecie; jeżeli dodać do tej dwójki kolejnych kilka nazwisk - mistrz efektów specjalnych Tom Savini, Harvey Keitel, czy ulubiona aktorka Johna Carpentera - Adrianne Barbeau, taka kooperacja musiała zakończyć się wielkim sukcesem, zarówno finansowym, jak i artystycznym. Tak się jednak nie stało. Film przepadł w box office'ach, po latach jest pamiętany jedynie przez ortodoksyjnych fanów horroru. Czy słusznie?


Oryginalne opowiadania Poego były wielokrotnie przekładane na język filmowy; rzadko jednak można było mówić o sukcesie tych ekranizacji - chyba tylko Roger Corman podołał temu z pełnym sukcesem, w swojej, obejmującej osiem obrazów adaptacji dzieł rodaka. Po zakończonych sukcesem artystycznym latach 80-tych Dario Argento zapragnął spróbować swoich sił, rozwijając projekt, który w zamyśle miał być filmem dokumentalnym poświęconym osobie pisarza. Gdy pomysł ten nie wypalił, zaprosił do współpracy George'a Romero, a ten natychmiast stawił się w Rzymie - po kilku wieczorach spędzanych pośród wspaniałej kuchni Półwyspu Apenińskiego narodził się pomysł stworzenia obrazu, w którego skład wejdą dwie godzinne impresje na temat opowiadań Poego. Na miejsce kręcenia obrazu reżyserzy wybrali rodzinne miasteczko Romero Pittsburgh, które przeszło do historii, jako miejsce walk ludzi z zombie w Night of the Living Dead. Lepiej być nie mogło. W rezultacie powstał obraz... słaby. Broniący się jedynie świetną charakteryzacją i efektami specjalnymi Toma Saviniego oraz niezłą muzyką Pino Donaggio, zapamiętany głównie z miotającego się na ekranie Keitela. Przypominający bardziej antologie grozy niż oryginalne wizje obu reżyserów.

W pierwszej z nich, Mr Valdemar w reżyserii Romero, jesteśmy świadkami klasycznego małżeńskiego trójkąta, gdzie jedna ze stron (w tym wypadku żona - Adrienne Barbeau) chce pozbyć się umierającego męża (Bingo O'Malley), korzystając z jego majątku, który tuż przed śmiercią przepisuje na nią w całości. Nad wszystkim czuwa kochanek, doktor Hoffmann (Ramy Zada), wprowadzający Waldemara w rodzaj transu, w którym dyryguje jego poczynaniami. Romero naszpikował film treściami antykapitalistycznymi, niestety nie chowając ich w metaforze, ukazując wszystko przed widzem, jakby nie wierząc w jego inteligencję, puentując obraz wymowną sceną kropli krwi padających na pieniądze. W rezultacie powstał film, który zaszufladkowałbym gdzieś w średniej lidze antologii grozy, między odcinkami Tales from the Crypt a The Twilight Zone, w przeważającej części nudny, nijaki, nie mający w sobie za wiele z ducha mrocznego oryginału.

Jak wypadła druga część Two Evil Eyes, znanego u nas pod tytułem Oczy Szatana? Otóż do noweli Black Cat, najczęściej chyba filmowanego opowiadania Poe, Argento zatrudnił całą masę świetnych aktorów - w roli głównej Harvey Keitel, pojawiają się także Tom Atkins, znany z Maniac Copa, Martin Balsam, a nawet Kim Hunter, pamiętana m.in. ze swojego debiutu we wspaniałym Seventh Victim Siodmaka. Tworząc postać protagonisty, Włoch wzorował się na słynnym amerykańskim reportażyście, Arthurze Feeligu, zwanym Weegee, który fotografował ciemną stronę miasta, miejsca zbrodni, skupiając się na krwawych szczegółach. Keitel jest w tej roli bardzo przekonywujący, balansując na krawędzi szaleństwa doskonale oddaje niespokojnego ducha swojej postaci, prześladowanej przez czarnego kota, który doprowadza go do morderstwa. Na potrzeby obrazu Argento wymyślił podnośniki kamer, które pozwalały mu na kręcenie scen pod ciekawymi kątami. Dodatkowo korzystał z małej kamery 35mm, która ukazywała świat widziany "kocim okiem". Świetnie spisał się Savini, tworząc makabryczne efekty specjalne, nawiązujące do innych opowiadań Poego (przecięta wpół kobieta wprost ze Studni i Wahadła, czy pozbawiona zębów Berenice to najdoskonalsze przykłady jego kunsztu). Te wszystkie efekty jednak stłumiły to, co najważniejsze w twórczości Poego - mroczny, duszny klimat grozy, czającej się w codziennym życiu. Wydobywając na wierzch ludzkie wnętrzności zapomniał o wyobraźni, która nie zawsze potrzebuje być karmiona krwawymi efektami, by móc wyobrazić sobie grozę śmierci czy szaleństwa.


Chcąc uwspółcześnić opowiadania Poego, obaj reżyserzy wpadli w sidła stylizacji - ich obrazy, mimo jako takiego osadzenia w dzisiejszym, kapitalistycznym świecie, są słabe fabularnie, nie oferują obiecanego nowego odczytania opowiadań Poego, grzęzną w schematach, po prostu brną donikąd. Prócz braku zadowalającej puenty nie posiadają też autorskiego podejścia - jeśliby odrzeć je z typowych dla nich rozwiązań montażowych, czy operatorskich, to właściwie każdy twórca filmowej grozy mógłby podpisać się pod nimi. O ile Romero zwykle skupiał się na opowiadanej historii, traktując drugorzędnie wizualną stronę swoich obrazów, o tyle Argento, stylizujący każdy obraz niczym malarz, tym razem nie błyszczy - kadry z jego opowieści nie zapadają w pamięć na równi z jakimikolwiek wcześniejszymi obrazami. 

haku

* cytat za: Edgar Allan Poe: Opowieści miłosne, groteski i makabreski , Vesper 2012

12 komentarzy :

  1. ,,.. kadry z jego opowieści nie zapadają w pamięć na równi z jakimikolwiek wcześniejszymi obrazami...''

    z małym wyjątkiem : koci pazur na cały ekran przebijający wór na śmieci wrył mi się jakoś w pamięc.
    Nowela Argento i tak jest mimo wszystko lepsza, od tej Romero . Miałem wrażenie, że ,, Czarny Kot'' za szybko się urywa, on powinien potrwac jeszcze co najmniej 5 minut - to ich wiszenie za oknem powinno byc przyczynkiem do jakiegoś pokręconego mindfucka na koniec ( skoro nie stało klimatu ) .
    Nowela ,, Czarny Kot'' miała i tak szczęście do ekranizacji ( swobodnych ). Wersja Stuarta Gordona z MoH jest całkiem sympatyczna . Ale najlepszy okazał się tu Lucjan F. , króry nie tylko rozbudowując fabułę do pełnego metrażu nie uronił ani krzty z przekazu oryginału , nie tylko pozyskał Patricka Magee do roli człowieka spętanego z czworonogiem więzami przekleństwa, ale skombinował najlepszego kociego aktora ze wszystkich. U niego gościu na prawdę gra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, film Fulciego bardzo dobry, miał pecha że wyszedł w jego najlepszym okresie, i te najbardziej znane zombiaki go nieco przyćmiły.
      W ogóle to ciężko o całościowo dobrą antologie grozy - które są Twoje ulubione?

      Usuń
  2. Całościowo, to faktycznie ciężko. Z nowszych, całkiem spoko jest V/H/S 2 - przy najlepszych nowelkach dłubali Eduardo Sanchez i Gareth Evans ( który na prawdę solidnie do pieca dołożył ) . Ze starych , dobrze wspominam ,, Cat's Eye'' Lewisa Teague , wg Kinga, z kotem, jako łącznikiem tych historyjek. Lekkie, ale strasznie fajne. Była jeszcze ,, Tales from Darkside'' z Debbie Harry, ale tu mi utkwił tylko jeden segment, jak płatny morderca dostaje zlecenie, żeby kota zajebac, bo cośtam :D Masakra :-D
    Nierówne, ale momentami genialne są azjatyckie antologie ,, Unholy Women'' i ,, Three Extremes''. A w MoH , to Takashi Miike skasował wszystkich swoim ,, Imprintem'' , przepadam za tym dziełkiem.
    W ,, Opowieściach z Krypty'' też trafiały się na prawdę rewelacyjne kawałki : pamiętam opowiastkę, jak dwaj kolesie planowali napad na lodziarza-grubasa, który poganiał ajs krimy z przyczepy kempingowej . Problem był taki, że ta lodziarnia była otwarta non stop w dzień i w nocy, jakby kolo całkiem obywał się bez snu . Postanowili więc, że trzeba go po prostu zajebac - przykurwili mu czymś w łeb, a wtedy on się odwraca i okazuje się, ze jest zrośnięty plecami z syjamskim bratem bliżniakiem ( !!!) Jak jeden sprzedawał lody, drugi spał :D :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. V/H/S jak na razie odłożyłem na półkę, ale wrócę, tym bardziej po poleceniu :)
      Cat's Eye niezłe, Teague zrobił całkiem niezłe Cujo i Obrożę - przbój wypożyczalni VHS nomen omen :)
      MoH to dla mnie wystarczają dwie - Imprint oraz Cigarette Burns. Oba już klasyczne, szczególnie Cigarette Burns uwielbiam.

      Usuń
    2. "Cat's Eye" było świetne. Pamiętam ten motyw z małym trollem, który zakradał się do śpiącego dzieciaka.

      Usuń
    3. Odbierał dziecku oddech i wszystko było na kota , który na końcu mu zrobił karuzelę na gramofonie.

      Usuń
  3. ... przeważnie w takich shortach anegdota bierze górę nad kreowaniem nastroju, na co po prostu często nie starcza czasu. Ale są oczywiście wyjątki . w ,, Opowieściach z Krypty''' była świetna ( jak po latach mi się wydaje ) nowelka Williama Friedkina o morderczym tatuażu, z akcją w środowisku heavymetalowców, z porządnym , odrealnionym klimatem. Też w westernowo horrorowych ,, Preriowych Opowieściach'' , gdzie za kamerą debiutował a Stanach Janusz Kamiński byla zajebista nowelka o rewolwerowcu, którego prześladowała rana na jego ciele, w którą wcielił się duch człowieka przez niego zabitego .I ta rana się przemieszczała... Może coś przekręcam, bo słabo pamiętam, ale to jeszcze lepiej, bo w takim razie sam to wymyślam . Bardzo to japońskie, wszystko razem....

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio w ramach przeglądania twórczości Jasia Cieśli zobaczyłem Body Bags - 3 historyjki, jedna w reż. Hoopera, dwie Carpentera, ale bez szału, prócz scen z Carpenterem jako szalonym mieszkańcem kostnicy w śmiesznym makijażu. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam to przez mgłę, jakaś samotna murzynka na stacji benzynowej, jakiś Stacey Keach , co ma problem z łysieniem, czy z inną nadwagą ... nic specjalnego.
    A kojarzysz ,, Spirits of Death'' 72' - trzy nowele wg. Poego , w reżyserii Rogera Vadima, Louisa Malle'a i Felliniego ? 100 lat temu w TV leciało, pt ,, Trzy Kroki w Szaleństwo ''

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Tam była u Felliniego dziewczynka z piłką podpatrzona u Bavy?

      Usuń
    2. Tak, Stacja Benzynowa - murzynkę nawiedził seryjny morderca, nic takiego, bez energii i życia, było Oko o baseballiście, któremu przeszczepiono oko seryjnego mordercy i z tego powodu popada w szaleństwo i właśnie Włosy, gdzie Keach zmienia się w podobnego Javierowi Bardemowi przystojniaka, a okazuje się że to ufoki stoją za procesem wymordowywania Ziemian przez stosowanie na nich przeróżnych preparatów odmładzających etc. :D :D :D

      Usuń
  6. Dokładnie . I Terence Stamp . Fellini specjalnie pojechał do Londynu , bo chciał do tej roli ,, najbardziej dekadenckiego angielskiego aktora '' i polecono mu jednym tchem Stampa i Jamesa Foxa ( któremu już chyba wtedy odjebało po ,, Performance'' i przestal grac )
    Od tytułu tego segmentu - ,Toby Dammit ' - wziął ksywą bardzo ciekawy perkusista ( solowy ,,Top Dollar'' z 2000 - niezła sieka electroindustrialna ), który m.in. kolaborował z Iggy Popem i jak wieśc niesie, z the Residents

    OdpowiedzUsuń