środa, 21 maja 2014

Pierre Granier-Deferre - Adieu Poulet


Powiedzmy sobie szczerze, żeby nie było wątpliwości - "Adieu Poulet" to żaden przełomowy, nowatorski film dla gatunku thrillera kryminalnego, to zwyczajny produkcyjniak jakich wiele. Porusza pewne uniwersalne motywy, tak więc mógłby powstać gdziekolwiek; powstał we Francji. Różnica jest taka, że w roli głównej nie wystąpił ani Alain Delon, ani Jean-Paul Belmondo, ani nawet Yves Montand, tylko Lino Ventura, aktor włoskiego pochodzenia, cieszący się trochę mniejszą popularnością niż trzy bożyszcza francuskiej publiki, a za kamerą stanął Pierre Granier-Deferre, kojarzony z Nową Falą, którego największym filmowym osiągnięciem pozostaje "Le Chat" (1971).

W położonym w Normandii Rouen lokalna kampania wyborcza znalazła się w cieniu walk, jakie rozgorzały między zwolennikami kandydatów. W trakcie awantury jeden mężczyzna zostaje śmiertelny pobity, następnie sprawca rani interweniującego policjanta, który na szczęście skojarzył tożsamość mordercy. Okazuje się nim być Portor, dobrze znany bandyta, którego brat bierze udział w kampanii jednego z kandydatów, Lardatte'a. Miejscowy polityk utrudnia schwytanie winnego, dając się we znaki prowadzącemu śledztwo komisarzowi Verjeatowi. Policjant prywatnie gardzi Lardattem, gdyż uważa, że jest on tak samo winny jak bandyci, których wynajmuje i nie odmawia sobie przyjemności upokorzenia go publicznie przy nadarzającej się okazji. Ten odwzajemnia się, wykorzystując swoje powiązania - komisarz Verjeat ma dostać awans, co równoznaczne jest z przymusowym przeniesieniem do innego miasta, i w ten sposób odsunięciem od sprawy raz na zawsze. Dlatego gliniarz działa pod presją czasu, w przeciągu kilku dni musi zamknąć dochodzenie. Jakby tego było mało, współpracownik Verjeata, młody Lefevre, wplątuje ich obu w aferę korupcyjną.

"Adieu Poulet" nie jest filmem oryginalnym i w znaczącym stopniu odwołuje się do kina amerykańskiego, ale wykazuje się większym realizmem, co nie przeszkodziło mu zostać jednym z najpopularniejszych thrillerów francuskich lat 70-tych. Spora w tym zasługa reżysera, który choć reprezentuje artystyczną spuściznę tradycji kina lat 60-tych, nie był pozbawiony zmysłu komercyjnego, tworząc z jednej strony filmy stylowe i artystyczne, a z drugiej poruszał tematykę współczesną z pogranicza popkultury i aktualnych kwestii społecznych. Potrafił do swoich projektów zatrudniać najpopularniejszych w danej chwili wykonawców, czym dodatkowo zapewniał sobie powodzenie wśród publiczności.


Dzieło Graniera-Deferre to film zręcznie skonstruowany, zarówno pod względem technicznym jak i artystycznym. Opiera się na bardzo popularnych w latach 70-tych motywach: ingerencji polityków w sprawy funkcjonowania policji i korupcji pojawiającej się ich relacjach. Inspektor Verjeat, stereotypowy stróż prawa, francuski odpowiednik Harry'ego Callahana, sumienny i nieprzekupny, nie może prawidłowo wykonywać swojej pracy. Sfrustrowany powszechną niemocą, biurokracją i stopniem zależności od lokalnej władzy panującej w instytucji, w której pracuje, toczy batalie z przełożonymi i wpływowym politykiem próbując odnaleźć poszukiwanego mordercę. Problem w tym, że na placu boju pozostaje osamotniony, zwierzchnicy pragną świętego spokoju i zachowania dobrych relacji z politykami, które w przyszłości mogą zaowocować awansem, z kolei politycy, czyli lokalna elita stara się zachować kontrolę nad policją. Zaczyna traktować ją jako rodzaj straży przybocznej, wykorzystywanej do prywatnych rozgrywek, mającej zapewnić ochronę, gnębić rywali, usuwać niepokornych i wyciszać skandale korupcyjno-obyczajowe.


Verjeat podejmuje wysiłek ukończenia śledztwa mimo skrajnie niekorzystnych warunków: presji czasu, kłód rzucanych pod nogi ze strony darzonych dezaprobatą zwierzchników, zbliżającego się awansu, który definitywnie pozbawi go nadzoru nad sprawą oraz konieczności współpracy z młodym, cynicznym, pozbawionym doświadczenia, a przy tym popełniającym szkolne błędy Lefevrem (w tej roli wschodząca gwiazda filmowa nad Sekwaną, Patrick Dewaere, którego dobrze zapowiadającą się karierę kilka lat później przerwało samobójstwo). Jak to w kopiowaniu wzorców amerykańskich nie mogło obyć się bez nawiązania do formuły "buddy movie". Ventura i Dewaere tworzą osobliwy duet skrajnie niedopasowanych osobowości, które na początku nie potrafią znaleźć wspólnego języka, ale z czasem rodzi się między nimi taka typowa szorstka przyjaźń. Kiedy jeden, choć mało sympatyczny, jest charyzmatyczny, a swoim wyglądem, zachowaniem, sposobem mówienia uosabia doświadczenie i autorytet moralny człowieka władzy, drugi symbolizuje nieskrępowaną młodość, żywiołowość, brak doświadczenia, nieprzewidywalność i typową dla wieku bezczelność. Bo i druga równie ważna klisza w przedstawieniu obu policjantów to relacja na linii mistrz-uczeń. Wybuchowa mieszanka usuwająca w cień resztę obsady.

Podobno scenariusz został oparty na prawdziwej historii, która miała miejsce za czasów prezydentury Valery'ego Giscarda d'Estainga. Tematyka afer korupcyjnych, polityki, władzy podana w bardzo atrakcyjnym opakowaniu. Sporo scen akcji - oblężenie ratusza, ucieczka sprawców napadu, nieudana zasadzka na Portora, w której starania policji niweczy rozsypujący się bilon. Ciekawa intryga, szybkie tempo, zważywszy, że film trwa niepełne półtorej godziny, plus gwiazdorska obsada. I na koniec, co nie jest bez znaczenia, osadzenie akcji nie w jednej z wielkich metropolii francuskich jak Paryż czy Marsylia, gdzie najczęściej rozgrywają się podobne filmy, a w mieście, jakby nie było, na poły prowincjonalnym, oddalonym sporo od stolicy. Śmiało można obejrzeć, na pewno nie będzie to zmarnowany czas, szczególnie jeśli lubi się Lino Venturę. 

vindom

8 komentarzy :

  1. ... jego największym osiągnięciem pozostaje ,, La Horse'' , imho.
    Lino Ventura to zajebisty aktor ( Gu Minda ! , szkoda , że Melville go odpuścił ) Patrick Dewaere ( bon vivant, straceniec, refrenista, partner Miou Miou , samobójca ) , pamiętny z ,, Sędzirgo Fayarda zwanego Szeryfem'' Yvesa Boisseta, rozkurwił system nowym słowem w temacie aktorskiego ekshibicjonizmu w ,, Serie Noire'' Corneau wg. Jima Thompsona. Talentem i emocjami zamaskował ten ciulski wąsik i loczek.
    Była też chyba jakaś ekranizacja ,, Nędzników' z Venturą w roli Jeana Valjeana. Jacquesa Breckera ,, Le Trou'' trza obadac z kolejnym zapomnianym galijskim kozakiem - Michelem Constantin.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamięć Cię nie zwodzi. Była taka ekranizacja "Nędzników" z 1982. No tak, u Melville'a Ventura niewykorzystany w pełni. Ale pozostaje jednym z moich ulubionych europejskich aktorów. Mnie szkoda, że u JMP nie zagrał Gabin, za to szacunek za obsadzenie Bourvila w roli policjanta, a nie jakiegoś prostodusznego naiwniaka, którego każdy chce wykołować.

    Dewaere'owi będzie się trzeba bliżej przyjrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gośc ma w sobie prawdę... jak podniesie na ciebie to przyciężkawe , jakimś takim niesprecyzowanym wyrzutem przepełnione spojrzenie, to wymiękasz. Ja jeszcze z dzieciństwa go pamiętam ( ,,Testament Gangstera'' ,, Klan Sycylijczyków'' ,, Dotknięcie Meduzy'' ) Podobno prywatnie był bardzo dobrym i serdecznym człowiekiem i świetnym przyjacielem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię się bawić w tanie psychologizowanie, ale zachowanie, sposób bycia, mimika i gesty też mogły brać się stąd, że był człowiekiem doświadczonym przez los - miał niepełnosprawną córką. Gdzieś czytałem, że uchodził za europejskiego Eastwooda pod względem małomówności, spojrzenia etc.

    Przy takim spojrzeniu nie ma szans, jakby wszystko wiedział i tylko czekał żeby nie kręcić i się przyznać. Mało który aktor miał to coś.

    Parę filmów z nim widziałem, tak dla przypomnienia jak Valachi Papers jako Vito Genovese i gdy pisałem o Rosim w Illustrious Corpses (Cadaveri eccellenti, 1976

    OdpowiedzUsuń
  5. Widziałem ,,Valachi Papers'' lata temu - Genueńczyk, to był jednak raczej drugi plan ( ale tekst w pierdlu o zgniłym jabłku - srogi ) . Na dzisiejszy wieczór zarządziłem ,, Motyla na Ramieniu'' Deraya .
    ,,Adieu, Poulet'' , podobnie, jak chyba wszystkie tytuły, które tu padły, także był u nas w kinach (Powodzenia , Stary ) . Z Venturą, to pamiętam , że leciał w Polsce taki film ( którego nie widziałem ) ,,Drapieżca'' , w reżyserii starego garusa Jose Giovanniego - coś w rodzaju ,, Dnia Szakala'' gdzieś w Ameryce Południowej. BTW, ,, Cygana '' z Delonem trzeba by odświeżyc.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie powiem że lubię Lino Venturę, bo widziałem z nim mało filmów, najbardziej go kojarzę z "Armii cieni" Melville'a.
    Patricka Deware widziałem w jakimś filmie, nie pamiętam tytułu, ale pamiętam że jego aktorstwo zrobiło wrażenie na tyle, że sprawdziłem informacje na jego temat i byłem mocno zdziwiony, że popełnił samobójstwo.
    Scenariusz do "Adieu Poulet" napisał Francis Veber, a w jednej z ról występuje Victor Lanoux, którego w paru filmach widziałem - fajną rolę zagrał m.in. w komedii "La carapate" u boku Pierre'a Richarda, partnerował Gerardowi Depardieu w "Les chiens", a Granier-Deferre obsadził go także w swoim kolejnym filmie "Une femme à sa fenêtre" u boku Romy Schneider i Philippa Noireta. Chyba najsłynniejsza rola Victora Lanoux pochodzi z nominowanej do Oscara komedii obyczajowej "Kuzyn, kuzynka" (1975, reż. Jean-Charles Tacchella).
    PS. Filmów Granier-Deferre'a jeszcze nie widziałem, więc to kolejny reżyser do zbadania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Victor Lanoux świetnie zagrał ultra- odrażającego wsioka , który pierdoli się z własną córką w cudownie pogiętym ,, Canicule'' Yvesa Boisseta 84', z Lee Marvinem w roli głównej.

    OdpowiedzUsuń
  8. To "Canicule" przetłumaczono po polsku na "W Matni" jak znajdę czas i film, to postaram się obejrzeć, bo z opisu zapowiada się więcej niż interesująco. A Marvin we Francji to dodatkowy atut.

    Z Giovanniego też w sumie wypadałoby znać coś więcej niż "Klan Sycylijczyków" i "Dwóch ludzi z miasta"

    OdpowiedzUsuń