Powiedzmy sobie szczerze, żeby nie było wątpliwości - "Adieu Poulet" to żaden przełomowy, nowatorski film dla gatunku thrillera kryminalnego, to zwyczajny produkcyjniak jakich wiele. Porusza pewne uniwersalne motywy, tak więc mógłby powstać gdziekolwiek; powstał we Francji. Różnica jest taka, że w roli głównej nie wystąpił ani Alain Delon, ani Jean-Paul Belmondo, ani nawet Yves Montand, tylko Lino Ventura, aktor włoskiego pochodzenia, cieszący się trochę mniejszą popularnością niż trzy bożyszcza francuskiej publiki, a za kamerą stanął Pierre Granier-Deferre, kojarzony z Nową Falą, którego największym filmowym osiągnięciem pozostaje "Le Chat" (1971).
W położonym w Normandii Rouen lokalna kampania wyborcza znalazła się w cieniu walk, jakie rozgorzały między zwolennikami kandydatów. W trakcie awantury jeden mężczyzna zostaje śmiertelny pobity, następnie sprawca rani interweniującego policjanta, który na szczęście skojarzył tożsamość mordercy. Okazuje się nim być Portor, dobrze znany bandyta, którego brat bierze udział w kampanii jednego z kandydatów, Lardatte'a. Miejscowy polityk utrudnia schwytanie winnego, dając się we znaki prowadzącemu śledztwo komisarzowi Verjeatowi. Policjant prywatnie gardzi Lardattem, gdyż uważa, że jest on tak samo winny jak bandyci, których wynajmuje i nie odmawia sobie przyjemności upokorzenia go publicznie przy nadarzającej się okazji. Ten odwzajemnia się, wykorzystując swoje powiązania - komisarz Verjeat ma dostać awans, co równoznaczne jest z przymusowym przeniesieniem do innego miasta, i w ten sposób odsunięciem od sprawy raz na zawsze. Dlatego gliniarz działa pod presją czasu, w przeciągu kilku dni musi zamknąć dochodzenie. Jakby tego było mało, współpracownik Verjeata, młody Lefevre, wplątuje ich obu w aferę korupcyjną.
"Adieu Poulet" nie jest filmem oryginalnym i w znaczącym stopniu odwołuje się do kina amerykańskiego, ale wykazuje się większym realizmem, co nie przeszkodziło mu zostać jednym z najpopularniejszych thrillerów francuskich lat 70-tych. Spora w tym zasługa reżysera, który choć reprezentuje artystyczną spuściznę tradycji kina lat 60-tych, nie był pozbawiony zmysłu komercyjnego, tworząc z jednej strony filmy stylowe i artystyczne, a z drugiej poruszał tematykę współczesną z pogranicza popkultury i aktualnych kwestii społecznych. Potrafił do swoich projektów zatrudniać najpopularniejszych w danej chwili wykonawców, czym dodatkowo zapewniał sobie powodzenie wśród publiczności.
Dzieło Graniera-Deferre to film zręcznie skonstruowany, zarówno pod względem technicznym jak i artystycznym. Opiera się na bardzo popularnych w latach 70-tych motywach: ingerencji polityków w sprawy funkcjonowania policji i korupcji pojawiającej się ich relacjach. Inspektor Verjeat, stereotypowy stróż prawa, francuski odpowiednik Harry'ego Callahana, sumienny i nieprzekupny, nie może prawidłowo wykonywać swojej pracy. Sfrustrowany powszechną niemocą, biurokracją i stopniem zależności od lokalnej władzy panującej w instytucji, w której pracuje, toczy batalie z przełożonymi i wpływowym politykiem próbując odnaleźć poszukiwanego mordercę. Problem w tym, że na placu boju pozostaje osamotniony, zwierzchnicy pragną świętego spokoju i zachowania dobrych relacji z politykami, które w przyszłości mogą zaowocować awansem, z kolei politycy, czyli lokalna elita stara się zachować kontrolę nad policją. Zaczyna traktować ją jako rodzaj straży przybocznej, wykorzystywanej do prywatnych rozgrywek, mającej zapewnić ochronę, gnębić rywali, usuwać niepokornych i wyciszać skandale korupcyjno-obyczajowe.
Verjeat podejmuje wysiłek ukończenia śledztwa mimo skrajnie niekorzystnych warunków: presji czasu, kłód rzucanych pod nogi ze strony darzonych dezaprobatą zwierzchników, zbliżającego się awansu, który definitywnie pozbawi go nadzoru nad sprawą oraz konieczności współpracy z młodym, cynicznym, pozbawionym doświadczenia, a przy tym popełniającym szkolne błędy Lefevrem (w tej roli wschodząca gwiazda filmowa nad Sekwaną, Patrick Dewaere, którego dobrze zapowiadającą się karierę kilka lat później przerwało samobójstwo). Jak to w kopiowaniu wzorców amerykańskich nie mogło obyć się bez nawiązania do formuły "buddy movie". Ventura i Dewaere tworzą osobliwy duet skrajnie niedopasowanych osobowości, które na początku nie potrafią znaleźć wspólnego języka, ale z czasem rodzi się między nimi taka typowa szorstka przyjaźń. Kiedy jeden, choć mało sympatyczny, jest charyzmatyczny, a swoim wyglądem, zachowaniem, sposobem mówienia uosabia doświadczenie i autorytet moralny człowieka władzy, drugi symbolizuje nieskrępowaną młodość, żywiołowość, brak doświadczenia, nieprzewidywalność i typową dla wieku bezczelność. Bo i druga równie ważna klisza w przedstawieniu obu policjantów to relacja na linii mistrz-uczeń. Wybuchowa mieszanka usuwająca w cień resztę obsady.
Podobno scenariusz został oparty na prawdziwej historii, która miała miejsce za czasów prezydentury Valery'ego Giscarda d'Estainga. Tematyka afer korupcyjnych, polityki, władzy podana w bardzo atrakcyjnym opakowaniu. Sporo scen akcji - oblężenie ratusza, ucieczka sprawców napadu, nieudana zasadzka na Portora, w której starania policji niweczy rozsypujący się bilon. Ciekawa intryga, szybkie tempo, zważywszy, że film trwa niepełne półtorej godziny, plus gwiazdorska obsada. I na koniec, co nie jest bez znaczenia, osadzenie akcji nie w jednej z wielkich metropolii francuskich jak Paryż czy Marsylia, gdzie najczęściej rozgrywają się podobne filmy, a w mieście, jakby nie było, na poły prowincjonalnym, oddalonym sporo od stolicy. Śmiało można obejrzeć, na pewno nie będzie to zmarnowany czas, szczególnie jeśli lubi się Lino Venturę.
vindom
... jego największym osiągnięciem pozostaje ,, La Horse'' , imho.
OdpowiedzUsuńLino Ventura to zajebisty aktor ( Gu Minda ! , szkoda , że Melville go odpuścił ) Patrick Dewaere ( bon vivant, straceniec, refrenista, partner Miou Miou , samobójca ) , pamiętny z ,, Sędzirgo Fayarda zwanego Szeryfem'' Yvesa Boisseta, rozkurwił system nowym słowem w temacie aktorskiego ekshibicjonizmu w ,, Serie Noire'' Corneau wg. Jima Thompsona. Talentem i emocjami zamaskował ten ciulski wąsik i loczek.
Była też chyba jakaś ekranizacja ,, Nędzników' z Venturą w roli Jeana Valjeana. Jacquesa Breckera ,, Le Trou'' trza obadac z kolejnym zapomnianym galijskim kozakiem - Michelem Constantin.
Pamięć Cię nie zwodzi. Była taka ekranizacja "Nędzników" z 1982. No tak, u Melville'a Ventura niewykorzystany w pełni. Ale pozostaje jednym z moich ulubionych europejskich aktorów. Mnie szkoda, że u JMP nie zagrał Gabin, za to szacunek za obsadzenie Bourvila w roli policjanta, a nie jakiegoś prostodusznego naiwniaka, którego każdy chce wykołować.
OdpowiedzUsuńDewaere'owi będzie się trzeba bliżej przyjrzeć.
Gośc ma w sobie prawdę... jak podniesie na ciebie to przyciężkawe , jakimś takim niesprecyzowanym wyrzutem przepełnione spojrzenie, to wymiękasz. Ja jeszcze z dzieciństwa go pamiętam ( ,,Testament Gangstera'' ,, Klan Sycylijczyków'' ,, Dotknięcie Meduzy'' ) Podobno prywatnie był bardzo dobrym i serdecznym człowiekiem i świetnym przyjacielem.
OdpowiedzUsuńNie lubię się bawić w tanie psychologizowanie, ale zachowanie, sposób bycia, mimika i gesty też mogły brać się stąd, że był człowiekiem doświadczonym przez los - miał niepełnosprawną córką. Gdzieś czytałem, że uchodził za europejskiego Eastwooda pod względem małomówności, spojrzenia etc.
OdpowiedzUsuńPrzy takim spojrzeniu nie ma szans, jakby wszystko wiedział i tylko czekał żeby nie kręcić i się przyznać. Mało który aktor miał to coś.
Parę filmów z nim widziałem, tak dla przypomnienia jak Valachi Papers jako Vito Genovese i gdy pisałem o Rosim w Illustrious Corpses (Cadaveri eccellenti, 1976
Widziałem ,,Valachi Papers'' lata temu - Genueńczyk, to był jednak raczej drugi plan ( ale tekst w pierdlu o zgniłym jabłku - srogi ) . Na dzisiejszy wieczór zarządziłem ,, Motyla na Ramieniu'' Deraya .
OdpowiedzUsuń,,Adieu, Poulet'' , podobnie, jak chyba wszystkie tytuły, które tu padły, także był u nas w kinach (Powodzenia , Stary ) . Z Venturą, to pamiętam , że leciał w Polsce taki film ( którego nie widziałem ) ,,Drapieżca'' , w reżyserii starego garusa Jose Giovanniego - coś w rodzaju ,, Dnia Szakala'' gdzieś w Ameryce Południowej. BTW, ,, Cygana '' z Delonem trzeba by odświeżyc.
Nie powiem że lubię Lino Venturę, bo widziałem z nim mało filmów, najbardziej go kojarzę z "Armii cieni" Melville'a.
OdpowiedzUsuńPatricka Deware widziałem w jakimś filmie, nie pamiętam tytułu, ale pamiętam że jego aktorstwo zrobiło wrażenie na tyle, że sprawdziłem informacje na jego temat i byłem mocno zdziwiony, że popełnił samobójstwo.
Scenariusz do "Adieu Poulet" napisał Francis Veber, a w jednej z ról występuje Victor Lanoux, którego w paru filmach widziałem - fajną rolę zagrał m.in. w komedii "La carapate" u boku Pierre'a Richarda, partnerował Gerardowi Depardieu w "Les chiens", a Granier-Deferre obsadził go także w swoim kolejnym filmie "Une femme à sa fenêtre" u boku Romy Schneider i Philippa Noireta. Chyba najsłynniejsza rola Victora Lanoux pochodzi z nominowanej do Oscara komedii obyczajowej "Kuzyn, kuzynka" (1975, reż. Jean-Charles Tacchella).
PS. Filmów Granier-Deferre'a jeszcze nie widziałem, więc to kolejny reżyser do zbadania.
Victor Lanoux świetnie zagrał ultra- odrażającego wsioka , który pierdoli się z własną córką w cudownie pogiętym ,, Canicule'' Yvesa Boisseta 84', z Lee Marvinem w roli głównej.
OdpowiedzUsuńTo "Canicule" przetłumaczono po polsku na "W Matni" jak znajdę czas i film, to postaram się obejrzeć, bo z opisu zapowiada się więcej niż interesująco. A Marvin we Francji to dodatkowy atut.
OdpowiedzUsuńZ Giovanniego też w sumie wypadałoby znać coś więcej niż "Klan Sycylijczyków" i "Dwóch ludzi z miasta"