wtorek, 8 kwietnia 2014

Umberto Lenzi - Almost Human


Przypadek rządzi światem, ale trudno uznać za przypadek, że już drugie poliziottesco w karierze Umberto Lenziego, zatytułowane "Almost Human", powszechnie uznane zostało za klasyka, za jeden z najznakomitszych filmów, które najpełniej oddają istotę gatunku włoskiego kina kryminalno - sensacyjnego. Aby dokonać takiej sztuki, trzeba posiadać doświadczenie, warsztat oraz talent. Wszystkie te cechy Lenzi posiadał, lecz jego twórczość nie spotkała się z należytym docenieniem. Lenzi dalej uchodzi za reżysera filmów niskich lotów.  Opinia o tyle krzywdząca, że udowodnił jak bardzo uniwersalnym jest filmowcem - nie dość, że realizował filmy w wielu gatunkach, co samo w sobie uchodzić może za niełatwy wyczyn, to na dodatek podnosił te gatunki na nowy poziom.

Film rozpoczyna się od napadu na bank. Zamaskowani bandyci wychodzą z auta i udają się na miejsce planowanego skoku. W samochodzie czeka na nich kierowca, który staje się celem interweniującego policjanta. Kierowca niespodziewanie zabija go, a auto z bandytami ucieka z miejsca zajścia, próbując umknąć pościgowi. Bandyci pozbywają się kłopotliwego towarzysza. Od tej pory Giuli Sacchi (Thomas Milian), bezlitosny drobny przestępca i typ egoisty, pochłonięty własną osobą, zmuszony jest radzić sobie w pojedynkę. Znajdując pocieszenie w ramionach swojej dziewczyny, Ilony (Anita Strindberg), dochodzi do wniosku, że dokonywanie napadów i rozbojów pod względem finansowym niewarte jest ryzyka. Wpada na, jak sądzi, genialny plan, który sprowadza się do porwania córki milionera (Laura Belli), wzięcia okupu sięgającego pół miliarda lirów i zabicia kłopotliwej ofiary.

W realizacji zamierzeń pomagać mu będzie dwóch kompanów, nieodpowiedzialnych idiotów, nie przejawiających jednak psychopatycznych skłonności jak ich szef. Sytuacja szybko wymyka się porywaczom spod kontroli, przeradzając się w sadystyczną masakrę, w której zaczyna przybywać coraz więcej ofiar, zabijanych z zimną krwią i wyraźną satysfakcją przez Sacchiego, łatwo tracącego równowagę w obliczu narastających problemów. Na trop porywaczy szybko wpada Inspektor Grandi (Henry Silva), mimo że ciągle pozostaje krok za nimi. Zirytowany brakiem wyników popada w obsesję i postanawia rozwiązać sprawę bez względu na konsekwencje, wszystkimi możliwymi sposobami, byle dopaść porywaczy - dla niego to rodzaj prywatnej wojny toczonej z Sacchim. Kwestią czasu wydaje się, kiedy wewnątrz gangu dojdzie do implozji, spowodowanej konfliktem w sprawie dalszych losów dziewczyny, albo kiedy wpadnie on w sidła zastawione przez Grandiego.


Angielski tytuł filmu Lenziego idealnie oddaje wszystko, co należy wiedzieć o filmie i bohaterach. "Almost Human" w równym stopniu dotyczy obu bohaterów. Żaden z nich nie jest w pełni człowiekiem, obaj zachowują się kontrowersyjnie, naruszają istniejące kanony życia społecznego, stanowiąc jego margines, różnią ich jedynie strony barykady, po której stoją. Bardziej przypominają puszczone luzem dzikie zwierzęta. Nie przebierają w środkach, byle zrealizować swoje cele. Pierwszy stara się zdobyć wielkie pieniądze, dosłownie idąc po trupach. Drugi stara się zatrzymać rywala, ale nie tylko dlatego, że stoi na straży prawa. W grę wchodzi jeszcze własna, urażona ambicja. Jasnym jest, że prędzej czy później dojdzie między nimi do starcia, a jedynym możliwym wyjściem będzie śmierć jednego z przeciwników.

Henry Silva rzadko pojawiał się w roli pozytywnej, bowiem specjalizował się w graniu negatywnych postaci, czasem czynił pewne wyjątki, co na ogół przynosiło dobre rezultaty. Podobnie jak Richard Conte, który, jak podaje m.in. filmowy serwis IMDB, pierwotnie miał zagrać w "Almost Human", lecz zmarł zanim rozpoczęły się zdjęcia. Inspektor Grandi to taki typowy policjant z lat 70-tych. Obsesyjnie podchodzący do wykonywanej funkcji, traktujący każdą sprawę niezwykle osobiście, a każde niepowodzenie czy zawód odbiera jako policzek wymierzony zarówno przez poszukiwanego bandziora jak i system spętany biurokratycznymi wymogami, którym pogardzał, gdyż uniemożliwiał mu efektywne wykonywanie powierzonych obowiązków. Grandi z tym swoim kamiennym obliczem, sposobem wypowiadania kwestii, przypominającym plucie jadem oraz spojrzeniem charakterystycznym dla skacowanego zabijaki, który po przebudzenie spostrzega, że ktoś ukradł mu ostatnią butelkę wody, uchodzić może za włoski odpowiednik Brudnego Harry'ego.


Ale to nie występ Silvy jest najważniejszy w filmie, tylko kreacja stworzona przez Thomasa Miliana, postrzeganego wespół ze swoim filmowym partnerem za symbol poliziottesco. Rola Sacchiego uchodzi za najwybitniejszą w jego karierze. Nie wiem, czy to prawda, bowiem tego aktora widziałem raptem kilka razy. Bezsprzecznie jako amoralny przestępca, który nie cofnie się przed niczym, aby zdobyć duże pieniądze, wypada po prostu znakomicie. Sacchi, posiadający psychopatyczne i sadystyczne skłonności, zdaje się czerpać przyjemność z zadawania bólu i upokarzania swoich ofiar. Łatwo traci nerwy i kontrolę nad swoimi poczynaniami, wpada wtedy w szał, stając się bezwzględnym. Potrafi zabić własną dziewczynę, bezbronne dziecko, a także człowieka tylko po to, żeby zabrać mu drobne i kupić papierosy. Sacchi to również człowiek żyjący złudzeniami - desperacko próbuje awansować w hierarchii mediolańskiego świata przestępczego, przestać być drobnym opryszkiem. W swoim mniemaniu uchodzi za kryminalnego geniusza, którego znakomity plan potwierdzi aspiracje, zaś autor stanie się szanowaną figurą w półświatku, a jedyne na co go naprawdę stać to dokonanie drobnej kradzieży, gdy nikt nie patrzy. A jednak niepohamowana agresja i okrucieństwo to tylko maska, pod nią Sacchi ukrywa swój strach i brak dostatecznego opanowania w krytycznych momentach. Zabija, bo się boi, bo chce odwrócić uwagę od siebie, od swojego nieudacznictwa oraz doświadczyć władzy. Swoim zezwierzęceniem przesuwa granice niemal do parodystycznego ujęcia, ale jej nie przekracza. Niestabilna osobowość sprawia, że publiczność z zainteresowaniem śledzi jego poczynania, zastanawiając się co zrobi za chwilę, jaką niegodziwość popełni tym razem.

Nie wiele można powiedzieć o rolach kobiecych, bo choć w "Almost Human" pojawiły się Laura Belli i kojarzona głównie z obrazów giallo, Anita Strindberg, to nie miały za dużo do grania. Sam film zalicza się do gatunku, gdzie kobiety nie mają szans na zaprezentowanie pełni swoich możliwości aktorskich, chyba, że chodzi o udawanie orgazmu w scenach łóżkowych. Jak zwykle skończyło się na pełnieniu funkcji żywej dekoracji. Z drugiej strony trudno wymagać czegoś więcej od aktorek, które mają kilo chęci do gry i jedynie pięć deko umiejętności czy talentu.


Drugi "policyjniak" Umberto Lenziego jest zdecydowanie lepszy od debiutanckiego "Gang War in Milan", który uznać można za film solidny, ale nic ponadto. Mocny, błyskotliwy portret starcia dwóch charakterów, odsłaniających ciemną stronę ludzkiej natury. Scenariusz "Almost Human" napisany przez  Ernesto Gastaldiego, kolejnej ikony poliziottesco, stanowi kwintesencję gatunku - ciemne, podejrzane postaci, ostre dialogi, piękne kobiety, brutalność i okrucieństwo, szalone pościgi, strzelaniny, nieoczekiwane zwroty fabularne, szybkie tempo i napięcie towarzyszące rozgrywanej akcji, wzbogacone charakterystyczną ścieżką autorstwa Ennio Morricone, której siła tkwi w prostocie.

Lenzi dostarczył takiego stężenia przemocy (widocznej zwłaszcza w scenie rozgrywanej w domu, w którym chroni się uciekająca dziewczyna, gdzie trafiają bandyci, biorąc na zakładników mieszkańców) że w Ameryce "Almost Human" był dystrybuowany jako horror. Szał twórczy Lenziego przekroczył granicę, choć sama scena rozgrywana była poza kadrem, to jednak pozostaje bardzo sugestywna, bardziej mając sugerować pogardliwy stosunek Sacchiego do kobiet niż świadczyć o tłumionych przez niego skłonnościach seksualnych, wychodzących niejako przy okazji na światło dzienne. Arcydzieło włoskiego kina sensacyjnego lat 70-tych, perła poliziottesco z mocnym odniesieniem do kina eksploatacji. Fanom nie wypada nie znać.

vindom

4 komentarze :

  1. "... Podobnie jak Richard Conte, który pierwotnie miał zagrać w "Almost Human", lecz zmarł zanim rozpoczęły się zdjęcia..."

    Myślę, że z tą informacją jest coś nie tak, na imdb faktycznie jest podana taka informacja, ale Richard Conte zmarł w 1975, więc rok po premierze filmu. Zwróciłem na to uwagę, bo akurat obejrzałem ostatnio film z jego udziałem, "Tony Arzento".

    PS. "Almost Human" chętnie obejrzę, twórczości Lenziego jeszcze nie znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest podana również na Wikipedii, gdzie pod fragmentem z informacją jest przypis do źródła, tyle że nieaktywnego.

      Informacje z IMDB i Wikipedii wziąłem to za dobrą monetę. Teraz poprawiłem, dodając źródło skąd pochodzi ten fragment

      Usuń
  2. Milian genialny. Heniu... no właśnie, on tu się trochę dusi w tym gorsecie gliniarza-proceduralisty, jego antybohaterski duch jest przytłamszony. On nie powinien byc aż tak pozytywny, to jest swego rodzaju irytująca skaza.
    Takiego szlachetnego typa zagrał jeszcze w ,,Poliziotti Violennti'' Massimo Tarantiniego.
    O takich filmach się teraz mówi ,, tarantinowskie ( lol )Ale w obecnyvh spedalonych czasach, człowiekowi zostaje póki co, już tylko tylko archeologia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna recka w ogóle.
    Milian i Silva spotkali się na planie u Lenziego rok póżniej w ,,, Il Trucido e lo Sbirro'' . Silva tym razem jako główny Zły ( rola raczej drugoplanowa ) , Millian zaś , jako sympatyczny urwipołec pomaga twardemu gliniarzowi go namierzyc i ogólnie robi za comic relief. Film lżejszy nieco w tonie, ale z niezłym czadem i akcją non stop, śmigającą od jednej rozpierduchy do drugiej. Sążnisty body count, krew, pełny relaks. Taki contemporary spaghetti western .
    Ciekawym i dośc nietypowym polizio z labelem Lenzi /Silva jest ,, L'uomo della Strada fa Giustizia'' 75'. (Człowiek z ulicy szuka sprawiedliwości ) wpasowującym się w nurt vigilante.
    Bohaterem jest zdesperowany ojciec, który straciwszy dziecko w przypadkowym napadzie, próbuje na własną rękę dorwac anonimowych dla niego winowajców . Tak wchodzi w konszachty z grupą wolontariuszy, którzy zniesmaczeni indolencją policji biorą sprawy w swoje ręce i utworzywszy klasyczny szwadron śmierci , biorą się za ,,czyszczenie'' miasta . Film ma dosyc spokojne tempo, temat ujęty jest bardzo serio, bez nadmiernych przegięc, jak na poważne kino interwencyjne przystało.
    No i Henryk Śliwa at his best .

    OdpowiedzUsuń