Gdzie jest trzeci król?
Na lata 60. minionego wieku przypada rozkwit filmu kryminalnego w okresie PRL. Poszczególne obrazy tego nurtu były bardzo zróżnicowane pod względem poziomu, choć wszystkie miały cechy wspólne, tzn. wszystkie były skażone grzechem PRL-u, czyli podlegały restrykcjom propagandowym i cenzorskim. "Gdzie jest trzeci król?" (1966) w reżyserii Ryszarda Bera jest filmem sprawnie zrealizowanym, jednakże nie sposób zaliczyć go do klasyki gatunku. Jest to raczej solidne rozrywkowe kino drugiej kategorii.
Akcja rozgrywa się na zasadach jedności miejsca i czasu. Miejscem jest Zamek-muzeum, pozostający na odludziu, gdzie udaje się para milicjantów - kapitan Berent i porucznik Rogalska, występujący pod przykrywką jako małżeństwo. Ich celem jest zapobiec kradzieży obrazu - jednego z najcenniejszych eksponatów, przez międzynarodową szajkę złodziei. Plan polega na tym, żeby oryginał zastąpić kopią. Do pewnego momentu wszystko układa się jak najlepiej, lecz okazuje się, że nie tylko stróże prawa mieli pomysł zamiany obrazów, a na dodatek wkrótce zostaje popełnione morderstwo. Po przeprowadzeniu skrupulatnego śledztwa sprawa kończy się ukaraniem winnych, zaś milicja triumfuje. Tak w dużym skrócie można streścić fabułę filmu, za którą odpowiadał Joe Alex (właśc. Maciej Słomczyński). Temu uznanemu autorowi powieści sensacyjnych i kryminalnych udało się stworzyć dobry, acz nie wybitny scenariusz. Skomplikowana intryga razi jednak pewną naiwnością, umniejszając ocenę filmu. Na szczęście ratuje się on doskonałą atmosferą.
Położony na odludziu zamek, grupa znajdujących się w nim ludzi, odseparowanych od świata, wśród której czai się morderca. Osadzenie akcji w starych wnętrzach w ciemną, deszczową noc jeszcze bardziej pogłębia niemal klaustrofobiczną atmosferę, a wszystko to ujęte w czarno-białych zdjęciach, autorstwa Jacka Korcellego, z bardzo sugestywną, wręcz przeszywającą muzyką Adama Walacińskiego, potęguje poczucie grozy. Na myśl nasuwają się skojarzenia z "Dziesięcioma Murzynkami" Agathy Christie oraz wpływami gotyckich horrorów. Tak, klimat to jeden z największych atutów tego filmu. Drugim jest obsada. Ryszardowi Berowi na planie udało się zgromadzić m.in. Andrzeja Łapickiego, Kalinę Jędrusik, Wieńczysława Glińskiego, Franciszka Pieczkę, Wojciecha Pokorę, Tadeusza Kondrata oraz Ryszarda Pietruskiego, zaś mały epizod przypadł w udziale Antoniemu Pawlikowskiemu. Osobowości poszczególnych postaci filmu są interesujące, chociaż pozostają nieco schematyczne pod względem charakteru i sposobu zachowania. Kustosz (T. Kondrat) jest typem przedwojennego inteligenta zafascynowanego swoją pracą, z kolei jego zastępca (R. Pietruski) jest kusznikiem, bywa bardzo porywczy, impulsywny, momentami staje się antypatyczny. Wśród wszystkich osób zgromadzonych w zamku pozostaje typem outsidera. Profesor - ekspert ds. malarstwa - ukrywa romans z sekretarką, wobec czego bywa bardzo nerwowy. Sekretarka jest osobą dość skrytą, którą otacza mgiełka tajemniczości. Pozostaje jeszcze trójka konserwatorów obrazów dość swobodnie traktujących swoje obowiązki , niestroniących od osobliwie rozumianej zabawy.
Co razi w "Gdzie jest trzeci król?" ?. Na pewno bardzo mocno zaakcentowana propaganda przejawiająca się w przedstawieniu milicji. A jest to obraz aż zanadto przesłodzony, zbyt mocno oderwany od rzeczywistości lat 60-tych. Milicjanci jawią się jako ludzie kulturalni, obyci, znający języki obce oraz zagadnienia z historii sztuki, a swoją wiedzą mogliby zawstydzić niejednego profesora. Zawsze pogodnie nastrojeni, życzliwi, nieposiadający skłonności do kieliszka, stawiający obowiązek na pierwszym planie. A już wzorem cnót wszelakich pozostaje główny bohater - kapitan Berent (Andrzej Łapicki). Idealny stróż prawa, kierujący się żelazną logiką, nietracący nerwów nawet w momencie zagrożenia, nieulegający emocjom, zachowujący pełen profesjonalizm zarówno w trakcie służy jak i po niej, na pozór zimny, do kobiet szarmancki itd. Takie przedstawienie stróżów prawa jest już nie tyle cukierkowe, co zwyczajnie karykaturalne.
Równie słabo wypada relacja pomiędzy Berentem a kapitan Rogalską (A. Wyszyńska). Jako małżeństwo wypadają mało wiarygodnie, brak między nimi chemii, a całkowite wykluczenie wątku romansowego między nimi, zupełnie nie pasuje do scenerii, w której toczy się akcja. Z kolei o romansie profesora Gawrońskiego (W. Gliński) z sekretarką (M. Wachowiak) ledwie się napomina. Ogólnie rzecz biorąc, to obyczajowy purytanizm, charakterystyczny dla siermiężnych czasów gomułkowskich, posunięty został aż do granic absurdu. Udział w filmie ówczesnej seksbomby polskiego kina - Kaliny Jędrusik, mógłby sugerować, że "momenty były", tymczasem było wręcz przeciwnie. Z tej strony czeka nas duże rozczarowanie, chyba żeby uznać gołe plecy Jędrusik za szczyt erotyzmu. Moralną podbudową dla widzów miał być również dość krytyczny stosunek do alkoholu. Berent nie jest zachwycony postawą konserwatorów - Zientary (W. Pokora) i Marczaka (F. Pieczka), którzy nie stronią od alkoholu.
Wadą konstrukcyjną fabuły jest bardzo ograniczony czas akcji. Cała historia rozgrywa się właściwie jednego dnia. Rankiem milicjanci dowiadują się, że czeka ich misja specjalna, a w nocy po ich przyjeździe dochodzi kolejno do kradzieży, zbrodni, śledztwa i wyjaśnienia sprawy. Milicja, a właściwie para bohaterów, działając w skrajnie trudnych warunkach, praktycznie z marszu, nadspodziewanie szybko rozwiązuje zawikłaną sprawę, a winny zostaje złapany. Sprawiedliwości staje się zadość. Niestety, w okresie PRL-u, film kryminalny po prostu nie mógł zakończyć się inaczej, niż tylko bezapelacyjnym triumfem funkcjonariuszy MO.
"Gdzie jest trzeci król?" jest sprawnie nakręconym solidnym kryminałem, ma niezaprzeczalny, unikalny klimat, ale pozbawiony jest błysku, tego czegoś, co sprawia, że film staje się klasykiem gatunku. Do obsady nie sposób się przyczepić, do głównej intrygi też nie, co innego do fabuły, trochę za bardzo skondensowanej i nadmiernie upstrzonej wymogami propagandowymi. Były kryminały, które jakoś potrafiły ją ograniczyć, zepchnąć na drugi plan, tutaj jest zbyt nachalna, czego nie sposób uznać za zaletę.
vindom
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz