poniedziałek, 4 listopada 2013

Derek Yee - One Nite In Mongkok


Po triumfie słynnego "Lost in Time" (2003) reżyser Derek Yee nakręcił kolejny, tym razem o wiele mroczniejszy obraz, zatytułowany "One Nite in Mongkok" (2004). Filmowa opowieść rozgrywająca się na przestrzeni 36-godzin w okresie Wigilii Bożego Narodzenia w jednym z najgęściej zaludnionych miejsc na świecie, w Mongkoku, dzielnicy Hong Kongu, gdzie grupa policjantów ściga płatnego mordercę, chcąc zapobiec rozlewowi krwi.

Z pozoru mamy do czynienia z typowym thrillerem kryminalnym z elementami kina noir. Młode pokolenie z konkurujących ze sobą triad popada w ostry konflikt zakończony brawurowym pościgiem, w wyniku którego śmierć ponosi syn jednego z bossów. Jego ojciec, Tim, najpierw zabija głównego winowajcę, a następnie chce pozbyć się jego zwierzchnika, a swego rywala, Carla. Pośrednik Liu (Lam Suet) sprowadza z kontynentalnych Chin młodego, niedoświadczonego zabójcę, Lai Fu (Daniel Wu). Jeśli mu się powiedzie i uśmierci Carla, rozgorzeje wojna gangów i dzielnica stanie się jednym wielkim polem bitwy. Policja mocno obawia się takiego rozwoju sytuacji, dlatego grupa dowodzona przez Milo (Alex Fong) ma za zadanie złapać zabójcę nim zdąży on wypełnić swoje kontrakt.

"One Nite in Mongkok" dzieli się na dwa wzajemnie przeplatające się wątki główne. W pierwszym śledzimy poczynania Lai Fu, młodego, niewykształconego chłopaka pochodzącego z chińskiej wsi, przygotowującego się do pierwszego, i najprawdopodobniej ostatniego, zabójstwa na zlecenie w karierze. Ponieważ jest to człowiek niedoświadczony w tym fachu, istnieją duże szanse, że jeśli nie zabije go ochrona Carla, to niemal z pewnością zostanie załapany przez policję. Jednocześnie Lai stara się odnaleźć swą zaginioną dziewczynę, Sue, od której dawno nie miał informacji. Drugi wątek dotyczy śledztwa prowadzanego przez policjantów. Przyciśnięty przez nich pośrednik okazał się nielojalny, zdradził miejsce pobytu zabójcy, ale rysopis uzyskany z hotelowej kamery nie jest specjalnie dokładny, toteż policjanci na dobrą sprawę nie bardzo wiedzą, kogo tak naprawdę szukają, lecz Milo i jego ludzie, by wywiązać się z powierzonego zadania, gotowi są na użycie wszelkich środków, również tych wychodzących poza regulamin.


Lai szybko uświadamia sobie, że jest sam - ściga go policja, zaś pośrednik, pochodzący z tej samej wioski co on, zdradził i gra na oba fronty. Na swej drodze spotyka młodą prostytutkę Dan Dan (Cecilia Cheung), którą ratuje od bardzo krewkiego klienta. Od tego momentu, jako że Lai nie zna okolicy, razem przemierzają zatłoczone, ciasne uliczki Mongkoku w poszukiwaniu Sue oraz czekając na wiadomość od Liu, gdzie ukrywa się Carl. Odwiedzają licznie rozsiane po dzielnicy burdele, małe knajpki, sklepiki, podążają ciemnymi zaułkami, wplątują się w parę pomniejszych kłopotów, a także kilka razy zmuszeni są salwować się ucieczką przed stróżami prawa przeczesującymi dzielnicę.

Derek Yee umiejętnie żongluje dwoma wątkami, skutecznie przeskakując od jednego do drugiego, zwiększając tym samym napięcie towarzyszące wydarzeniom, w które wplecionych zostało kilka nieprzewidywalnych zwrotów akcji komplikujących życie bohaterom. Film został bardzo dobrze obsadzony. Płatny zabójca, Lai Fu, w interpretacji Daniela Wu daleki jest od stereotypu charakterystycznego dla gatunku. Nie jest typem zimnokrwistego, doświadczonego mordercy, jest zwyczajnym człowiekiem, niemniej zachowującym stoicki spokój i trzymającym nerwy na wodzy. Świadomy grożącej mu śmierci bądź odsiadki, decyduje się zabić człowieka, bowiem pieniądze są mu potrzebne dla żyjącej w biedzie rodziny gdzieś tam na zapadłej chińskiej wsi. Swoim zachowaniem udowadnia, że w gruncie rzeczy jest dobrym człowiekiem, gotowym na poświęcenie oraz szlachetnym, gdy np. ratuje Dan Dan przed pobiciem albo ściga złodzieja, który ukradł jej torebkę.


Dan Dan natomiast to nie jest tylko typ "dziwki o złotym sercu". To postać złożona, której życie dało w kość, choć na początku wydaje się być bardzo beztroska i zainteresowana jedynie pieniędzmi. Widzimy przemoc jakiej doświadcza, zajmując się swoją profesją, towarzyszącą jej pustkę emocjonalną głęboko ukrywaną pod pozorem lepszego życia. Laia traktuje z nieufnością, stara się finansowo wykorzystać, ale z czasem zaczyna zmieniać do niego nastawienie, zaczyna odczuwać prawdziwą wdzięczność, za to, że dostrzega w niej tylko przedmiot pożądania, lecz kobietę. W pewnym momencie ta wdzięczność zaczyna zamieniać się w coś więcej.

Trzecią kluczową dla fabuły postacią jest Milo, ale i on nie został ukazany stereotypowo, podobnie jak jego koledzy z grupy. Mimo że może trudno w to uwierzyć, bo portret policji może się wydawać dość jednoznaczny. Faktem jest, że policjanci pod wpływem doświadczeń trochę się zdegenerowali, upodobnili do przestępców i bardzo często dopuszczali się wielu nadużyć, by wydobyć ważne informacje, a także nader często kierowali się poczuciem wewnętrznej solidarności niż paragrafami prawa lub zasadami zgodnymi z etyką, ale robili tak dla wyższego dobra. Potrafili narażać się, unikając wymian ognia, żeby nikt z postronnych nie został ranny. Wielokrotnie stawali przed trudnym wyborami: Postępować według regulaminu czy zadbać wpierw o swoją skórę ? Dążyć za wszelką cenę do schlebiania przełożonym i dostać awans, czy sumiennie rozwiązywać każdą sprawę, co na ogół nie kalkuluje się. Czasem z właściwych powodów, trzeba dokonać złych wyborów. To zdanie idealnie pasuje jako motto filmu i dotyczy każdego z jego bohaterów, nie tylko samych policjantów.


Opisując fabułę jedynie jako grę w kotka i myszkę toczoną w Mongkoku, byłoby zwyczajnym uproszczeniem, szkodzącym filmowi Dereka Yee, nawet jeśli wszystkie strony w zakończeniu zderzają się niezwykle skutecznie i tragicznie zarazem. "One Nite in Mongkok" nie jest tylko zwykłem ćwiczeniem w gatunku, to przede wszystkim niepokojące spojrzenie w zakamarki ludzkiej duszy. Poza otwierającą bardzo dynamiczną sekwencją, kręconą kamerą z ręki w czerni i bieli, z masą zbliżeń, tempo filmu, którego akcja przedstawia wydarzenia dziejące się w przeciągu 36. godzin, nie jest spektakularne. Derek Yee postawił na realizm, stąd pełno zróżnicowanych dobrze napisanych i rozwiniętych charakterów oraz dość pesymistyczny obraz Mongkoku, uwydatniony rolą wyciszonej kolorystyki, niemal niewidzialnego montażu i dyskretnych ruchów kamery.

A jednak nie można powiedzieć, że w ten sposób traci się coś z bogactwa opisu - Yee dołożył wszelkich starań, aby pokazać piękno niebezpiecznych ulic Mongkoku, gdzie przemoc jest nieodzowną częścią życia, niewinność nie ma racji bytu, jest towarem do sprzedania przez alfonsów, słabi bez skrupułów wykorzystywani są przez bogatych i silniejszych, policja, która walczy z łamaniem prawa, bywa gorsza przestępców. Ludzie w ciągłym ruchu, zatracają się gdzieś po drodze, tracą złudzenia, wyzbywają się uczuć, robią wszystko, co pozwoli im przeżyć.

Wymowa wyjątkowo pesymistyczna, fabuła poprowadzona torem nihilizmu, zaś każdej kolejnej sekwencji towarzyszy poczucie logicznej nieuchronności, konsekwentnie prowadzącej do tragicznego końca. Losy bohaterów naznaczone piętnem, ich życie, czego mają pełną świadomość, nic nie znaczy, jak sami mówią - jest tanie. To opowieść o nadziei, która gubi się w zatłoczonym mieście, na krótko zostaje odnaleziona, by wraz z końcem filmu zniknąć po raz wtóry. Jeden dzień z życia, który bardzo wiele mówi o ciemne naturze ludzkiej i ciążącej nad nią fatum, gdzie najbardziej ludzkim pozostaje płatny morderca, nieskażony klimatem wielkiego miasta. Miasta negującego jakąkolwiek odmianę losu, nie dającą żadnej alternatywy.

4 komentarze :

  1. CHCĘ TO OBEJRZEĆ. Przepraszam za caps, ale po prostu CHCĘ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich wypadkach użycie capsa jest zrozumiałe i żadnych usprawiedliwień nie wymaga. Dodam tylko, że film jest do namierzenia w sieci, ale bez polskich napisów, co do rynku DVD się nie wypowiadam, bo nie wiem. A sam Derek Yee zaczyna wyrastać na jednego z moich ulubionych reżyserów.

      Usuń
    2. a Derek Yee to jakiś jego pseudonim na użytek zachodniego rynku ? Bo naprawdę chyba widnieje jako Tung-Shing Yee

      Usuń
    3. Tak, to coś takiego. Taki zapis ułatwia życie niż zapamiętywanie oryginalnych imion i nazwisk, nie tylko reżyserów.

      Usuń