środa, 6 listopada 2013

Mario Landi - brutalna przemoc ponad wszystko (Giallo a Venezia / Patrick Vive Ancora)



W ramach zmazywania białych plam włoskiego horroru tym razem biorę pod lupę postać Mario Landiego, szerzej nieznanego włoskiego reżysera, twórcy dwóch absolutnie kultowych pozycji kina eksploatacji przełomu lat 70 - tych i 80 - tych.




Giallo a Venezia 


Wenecja - perła Adriatyku, jedno z najpiękniejszych europejskich miast, w kinie głównego nurtu zwykle ukazywane z przesadną wręcz adoracją, jako przekolorowane, cukierkowe miasto marzeń. Potrzeba było dopiero niezwykłego talentu Nicholasa Roega i jego Don't Look Now, aby ukazać nam prawdziwą Wenecję, daleką od tej z przewodników - w jego dziele to brudne, rozpadające się miasto mrocznych zaułków i ślepych uliczek. W 1979 roku jeszcze dalej poszedł Mario Landi, prezentując nam jedno z najbrutalniejszych gialli w historii tego gatunku - Giallo w Wenecji.

Na jednej z wysp należących do miasta, Giudecce, policjanci znajdują zwłoki pary Fabia ( Gianni Dei ) i Flavii ( Leonora Fani ) - mężczyzna został zakłuty nożem, zaś kobieta utopiona. Uwagę inspektora prowadzącego śledztwo ( w tej roli Jeff Blynn ) zwraca fakt, iż po zatopieniu kobiety morderca wyjął jej ciało z wody na brzeg; ta sytuacja nie daje mu spokoju. Wkrótce dochodzi do kolejnych, coraz bardziej brutalnych morderstw - ich ofiarami padają kobiety lekkich obyczajów. Policja łączy morderstwa, uznając je za dokonane przez jednego mordercę - łączy je narzędzie zbrodni - nożyce. Widz tymczasem, w kolejnych retrospekcjach, poznaje historię Fabia i Flavii - pary, w której dominującemu małżonkowi nie wystarcza poddanie jego żony - oczekuje on od niej coraz więcej w kwestiach seksualnych, posuwając się do stręczycielstwa, sadyzmu, czy voyeryzmu. Detektyw Angelo, zawsze noszący przy sobie ugotowane jajko (sic!) jest coraz bliżej odnalezienia mordercy. Ale i jego odnalezienie nie rozwiązuje całej zagadki...



To jedno z najbrutalniejszych gialli w historii tego gatunku - kultywujące machism, mizoginizm i nieuzasadniony sadyzm, głównie wobec kobiet. Porównywany z późniejszym New York Ripper Fulciego, jest obrazem jeszcze brutalniejszym, głównie poprzez częste zbliżenia na zadawane rany; a mamy ich całą gamę: nożyczki wkłuwają się w krocze jednej z ofiar, inna zostaje pocięta piłą i włożona do lodówki, jeszcze inna podpalona - prawdziwy katalog wynaturzeń. Do tego dochodzą sceny pełne nieskrępowanej erotyki, rozbijające klimat obrazu; nie jest to giallo pełne koloru, do jakiego przyzwyczaili nas Argento, czy choćby wspomniany Fulci. To brutalnie ukazany portret zezwierzęcenia chorego umysłu; bez specjalnej wnikliwości, skoncentrowany na ukazaniu jak największej ilości zbrodni i wynaturzenia. Surowy, choć nieco niedopracowany portret Wenecji jako miasta pełnego wyuzdania i gwałtu; tu przemoc i seks czają się na każdym kroku. Obraz dla fanów giallo obowiązkowy - pokazujący granice gatunku, literalnie przenoszący na ekran jego cechy: mizoginizm, sadyzm, wyrachowanie mordercy, zbliżenia na dokonywane morderstwa.



Patrick Vive Ancora ( a.k.a. Patrick Still Lives )

Gdy w 1978 roku australijski reżyser Richard Franklin kręcił obraz Patrick, nie spodziewał się że po dwóch latach jego historia zostanie nakręcona od nowa przez włoskiego twórcę. Ani to sequel, ani remake, raczej historia Patricka opowiedziana na nowo - coś w czym lubowali się  włoscy filmowcy tworzący alternatywne wersje przeróżnych zagranicznych obrazów. Głównego bohatera ( w tej roli ponownie Gianni Dei ) spotykamy w prologu na szosie, oczekującego wraz ze swym ojcem na pomoc drogową - ich samochód trafił szlag; z nadjeżdżającego samochodu wylatuje butelka, trafiając Patricka prosto w głowę, powodując u niego w rezultacie śpiączkę. Po pewnym czasie widzimy ojca opiekującego się synem w ich okazałym domostwie - okazuje się iż jest on lekarzem, który podłącza Patricka do aparatury, dzięki której syn telepatycznie kontaktuje się ze światem, mając wpływ na siły przyrody, oraz ożywiając nieruchome przedmioty. Na zaproszenie lekarza z całego kraju przyjeżdża do willi kilka osób; wydają się przypadkowo wybranymi przedstawicielami klasy średniej, ich wybór nie będzie jednak przypadkowy. Okazuje się, iż ojciec, po kilkuletnich poszukiwaniach wytypował osoby, które mogły feralnego dnia spowodować śpiączkę u jego syna. Ich los spoczywa od tej pory w rękach Patricka, który zaczyna dokonywać krwawej zemsty...



Drugi horror w karierze Landiego to, podobnie jak Giallo a Venezia, perwersyjna i brutalna jazda bez trzymanki. Z równie obrzydliwymi scenami morderstw, i równie dużą ilością nagości. Nie ma w tym obrazie jednak tej surowości; jest nakręcony i zmontowany dużo precyzyjniej i z lepszym wyczuciem. Pod względem kolorystycznym widać ducha Mario Bavy, czy obrazów Dario Argento - dużo tutaj zielonej i czerwonej poświaty znanej z dzieł obu panów. Reżyser jednak nie byłby sobą, gdyby nie dodał czegoś od siebie - bardzo mocnej niechęci i przemocy wobec kobiet - face slapy są tutaj na porządku dziennym, zaś niektóre sceny przyprawią o mdłości nawet widzów o mocnych żołądkach - pogrzebacz przebijający na wylot jedną z bohaterek to bardzo realistyczne gore, wykonane z dbałością o szczegóły ( bardzo podobna scena ma miejsce w Cannibal Holocaust, zamiast pogrzebacza w użyciu jest pal ). Oko kamery jest wszędobylskie, Landi nie oszczędza nam niczego - każda scena mordu jest kręcona w dużych zbliżeniach, koncentrując się na szczegółach; a ma na czym - prócz owianej złą sławą sceny z pogrzebaczem mamy jeszcze zagryzienie przez psy, powieszenie na haku, czy dekapitację za pomocą samochodowej szyby... Tandetnie wyszły efekty specjalne z pojawiającymi się oczami Patricka na tle zielonawej poświaty; ale taki już urok produkcji z lat 80-tych. Wielbicieli włoskiego gore zaciekawi fakt, iż obraz dzieje się w tej samej willi, co Burial Ground: The Nights of Terror Mario Bianchiego, jeden z najlepszych filmów zombie stworzonych we Włoszech ( z równie mocnymi konotacjami erotycznymi co Patrick Vive Ancora ). Był to ostatni obraz w karierze Mario Landiego; reżyser zmarł 12 lat później w wieku 71 lat.

haku


6 komentarzy :

  1. Nie widziałem ' Giallo a Venezia' , jakoś tak zawsze odkładałem to sobie na póżniej.
    Natomiast pierwszym giallo ukazującym Wenecję , jako miasto zżerane przez rozkład i śmierc, jest ' Chi La Vista Morire ?' ( Who Saw Her Die ) Aldo Lado z 72 ' - o rok wcześniejszy od filmu Roega. Też fantastycznie stylowe giallo z jednym z najupiorniejszych soundtracków Ennia Moricone, który wykorzytstał tu chór dziecięcy. Brrr...
    PS. A mi wpadł ' Al Tropico del Cancro' Edoardo Mulargii 72' z Anitą Strindberg - giallo na Haiti.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... a tego ' Patricka Wciąż Żywego' to sobie zaordynowałem na dziś. Nie wspomniałeś, ze tam gra Sacha Pitoeff - Kazanian z ' Inferno'.
    Będzie jak ulał na grindhouse'a wespół ze ' Zwrotnikiem Raka'.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, Who Saw Her Die? jest genialne, a ten motyw muzyczny zapiera dech.
    Twórczość Aldo Lado też będę opisywał tutaj, w swoim czasie...
    Co do Patricka polecam scenę z pogrzebaczem.
    to Giallo na Haiti, przyznam zaciekawiło mnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Z Sachą to fakt, gra ojca Patricka, kojarzyłem morduchnę, ale jakoś mi to Inferno ze łba wypadło...
    Skoro takie postacie mi wypadają z pamięci, to MUSZĘ powtórzyć Argento, czekam tylko na większą ilość wolnego czasu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to już jest - człowiek poznawszy kanon na wylot odkłada go ad acta i szpera za coraz bardziej unikatowymi pozycjami, gdzie od jakiegoś momentu , jakby już rzadziej trafiają się pozycje na prawdę wartosciowe : sama unikatowosc staje się swoistym kryterium Ale oczywiście zawsze jest szansa, że się trafi coś na prawdę wyjątkowego.
    Z Aldo Lado, koniecznie muszę obejrzec w końcu ' Short Night of the Glass Dolls'.
    A jak mowa o tej mniej popularnej włoszczyżnie, to trafił mi się tez ' Przeklęty Medalion' ( Medaglione Insanguinato ) Massimo Dallamano 75' po którym, sporo sobie obiecuję, a także ' Nero Veneziano' Ugo Liberatore 78'.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak właśnie jest - szukając tych mniej znanych człowiek tworzy sobie już sam "wizję" jakie to musi być zajebiste, częściej mrugając okiem na ewidentne braki tych "dzieł".
    Tak miałem z Avallone - Specters mi polecano, Maya była niezła, ale wynudziłem się przeokrutnie.
    Co do Aldo dalej zbieram poszczególne obrazy, żeby móc się wypowiedzieć w całości; a miał tego trochę - jest przecież więcej niż przyzwoity Night Train Murders, czy choćby Humanoid z panem Szczękami w głównej roli. Short Night... jest znakomite.
    Teraz biorę Mastrocinque na warsztat i jego dwa "gotyki", potem kolejni...

    OdpowiedzUsuń