Po Syndromie Stendhala Dario wziął na tapetę historię, która fascynowała go od zawsze – klasyczną opowieść o upiorze zamieszkującym podziemia opery. Phantom of the Opera w jego wykonaniu okazał się niestety nieoglądalnym kiczem, najgorszym obrazem w jego karierze, nieudolnie zainscenizowaną, kostiumową ramotą, której nie uratowało nic – ani aktorstwo Juliana Sandsa, efekty Sergio Stivalettiego, ani nawet doskonała muzyka Ennio Morricone. Dość powiedzieć, że prawie zwymiotowałem po napisach, mimo iż żołądek, jako miłośnik wszelkich wynaturzeń ukazywanych na ekranie, mam dosyć mocny. Skoro jednak w konkluzji obrazu była mowa o tym, iż upiora wychowały szczury (sic!), to już nic nie mogło być takie samo. Można powiedzieć, że przy okazji tej adaptacji klasyki Dario, podobnie jak postać upiora, wpadł w kanał…
Dlatego
też nie będzie tutaj recenzji tego obrazu mojego autorstwa, gdyż zwyczajnie nie
ma o czym pisać. Na szczęście, po trzech latach od tej wpadki, nazwisko Argento
znów zaczęło coś znaczyć. Włoch powrócił do tego, w czym jest najlepszy – do
giallo. W 2000 roku reżyser był na festiwalu filmowym w Moskwie, gdzie
dosłownie zarzucano go prośbami o powrót do thrillerów, dzięki którym rozpoczął
swoją wielką karierę. Poskutkowało. W sobie tylko znany sposób Argento wyłączył
w sobie kiczowatego nudziarza, którym pewnie nieco nieświadomie się stał i
wrócił w glorii chwały na piedestał – Bezsenność to najlepszy obraz od czasu
Opery z 1988 roku, ukłon w stronę fanów wymarłego gatunku giallo, podrasowany
znakomitymi efektami Sergio Stivalettiego i drażniącą jak nigdy uszy widza
muzyką Claudio Simonettiego. Tak więc Dario zaczerpnął haust przepełnionego
szaleństwem włoskiego powietrza i zrealizował jeden ze swoich najlepszych
obrazów, utrzymany w tradycji dzieł z lat 70-tych. Znowu mamy do czynienia z
detektywem, który musi przypomnieć sobie pewien fakt z przeszłości (tym razem
dziecięcą rymowankę), by złapać mordercę. Ale zacznijmy od początku.
Turyn,
początek XXI wieku. W mieście pojawia się morderca, którego działania są
łudząco podobne do Karła, który terroryzował to miasto w 1983 roku. Wtedy
zabójcę tropił detektyw Moretti (Max von Sydow), legenda tamtejszego wydziału
zabójstw. Po latach, będąc na emeryturze, zostaje poproszony o pomoc w
śledztwie; rozpoczyna je wraz z Giacomo (Stefano "Farinelli" Dionisi), synem jednej z ofiar
seryjnego mordercy, któremu w przeszłości obiecał wytropić mordercę matki. Pierwszym
problemem na jaki napotyka detektyw wraz z policją, jest fakt, że Karzeł nie
żyje od wielu lat – czyżby więc morderstwa były dziełem naśladowcy? Moretti
wraz z Giacomo odwiedzają dom Karła oraz miejsca morderstw – detektyw zaczyna
sobie przypominać pewien dziecięcy wierszyk, który stanowi klucz do rozwiązania
zagadki; czasu nie mają za wiele - kolejne ofiary umierają w straszliwych
męczarniach.
Powrót
do estetyki giallo okazał się strzałem w dziesiątkę – tak naszpikowanego
brutalnymi scenami obrazu reżyser nie nakręcił od dawna – morderstwa są
zainscenizowane znakomicie, w czym wielka zasługa maestro Stivalettiego. Krew
leje się strumieniami w pomysłowo zrealizowanych scenach zabójstw, które
odbywają się w takt niesamowicie rytmicznej i melodyjnej ścieżki Simonettiego. Reżyser
powraca też do zbliżeń i najazdów kamery, będących jego znakiem rozpoznawczym (m.in.
znakomita scena filmowania… dywanu!),zaś początkowa scena, rozgrywająca się w deszczową noc w pociągu, to mistrzowskie nawiązanie do własnej twórczości (takich "oczek" w obrazie widać wiele, by przytoczyć tylko animowaną lalkę w najlepszej tradycji Deep Red). Aktorsko całą ekipę przyćmiewa oczywiście
Max von Sydow, znakomicie ukazując postać emerytowanego detektywa, który mimo
słusznego wieku, nie może odpuścić śledztwa. Jego „staromodne” podejście do
pracy jest podkreślane poprzez niechęć do komputera, czy innych współczesnych
wynalazków – dla detektywa najważniejsza jest pamięć i umiejętne rozwiązywanie
łamigłówek, jakie na miejscach zbrodni zostawia morderca. W kółko powtarza wierszyk
o farmerze, przypominając sobie kolejne jego wersy, będące natchnieniem dla
mordercy.
To
właśnie ten motyw - przypominania sobie ważnego faktu z przeszłości, który może
zaważyć na śledztwie, stale powraca w twórczości Włocha. Moretti wręcz
maniakalnie usiłuje przypomnieć sobie dziecięcą rymowankę, mając
przeświadczenie, że to w niej tkwi rozwiązanie zagadki. Na dodatek uświadamia
sobie, że być może schwytany przez niego karzeł mógł nie być mordercą z
przeszłości, co otwiera kolejne wrota pamięci, pełnej luk i fałszywych tropów. Moretti
walczy ze swoimi zmorami, doprowadzając do ekshumacji zwłok karła – grób
oczywiście zastajemy pusty, Argento bawi się z widzem jak za najlepszych lat,
odgrzewając postacie protagonistów z poprzednich obrazów, jak choćby Marcusa z
Deep Red, czy Franca Arno z Cat O’Nine Tails. Na drugim planie mamy tragiczną
historię matki karła (Rossella Falk), która po śmierci swojego dziecka, walczyła o jego
uniewinnienie oraz współczesny wątek romansu Giacomo z koleżanką – harfistką Glorią
(Chiara Caselli).
Bezsenność
(czy raczej „Nie mogę zasnąć”, jak mówi oryginalny tytuł „Non ho Sonno”) to,
jak pisałem wcześniej, bardzo udany powrót reżysera do ulubionej estetyki –
wybór ten zaważy niceo na późniejszych dziełach Włocha (mniej krwawy The Card Player, hołd dla ulubionego
reżysera Argento – Do you like Hitchcock?, Giallo – każdy z nich będzie poruszał
się w owej tematyce, niestety już nie w tak interesujący sposób, jak omawiany dziś
obraz). Godna polecenia łamigłówka z całkiem niezłą, choć czasem „na siłę” komplikowaną
fabułą. I jeszcze jedna rzecz - zobaczcie film we włoskiej wersji językowej - spartaczony kolejny raz dubbing może zepsuć cały seans.
haku
Podobał mi się pomysł ze złapaniem tropu ( rośniesz- zajmujesz większą przestrzeń ).
OdpowiedzUsuńChodzi Ci o zmianę przestrzeni życiowej zabójcy ?
UsuńNo tak.
OdpowiedzUsuńFilm jest po prostu arcydziełem. Szkoda, że to ostatni tak wielki film Argento. Kolejne są już o jeden poziom słabsze. W „Non ho sono” jest wszystko to, co w porządnym giallo powinno być. Są brutalne i krwawe sceny, zagmatwana zagadka kryminalna, a także świetne efekty specjalne oraz klimatyczna muzyka. Film trzyma w napięciu do samego końca, którym jest zaskakujące zakończenie. Szkoda tylko, że w XXI w. giallo stało się tak mało popularne, zarówno wśród twórców, jak i fanów.
OdpowiedzUsuńTo prawda, niestety. O ile Card Player jeszcze ogląda się w miarę dobrze, to już każdy późniejszy obraz to wpadka. Kulminacją wszystkiego jest nieszczęsna Dracula 3D.
UsuńI jeszcze Iggy Pop... Oh fuck!!!
OdpowiedzUsuń