piątek, 19 września 2014

Dario Argento - Sleepless (Non ho Sonno)


Po Syndromie Stendhala Dario wziął na tapetę historię, która fascynowała go od zawsze – klasyczną opowieść o upiorze zamieszkującym podziemia opery. Phantom of the Opera w jego wykonaniu okazał się niestety nieoglądalnym kiczem, najgorszym obrazem w jego karierze, nieudolnie zainscenizowaną, kostiumową ramotą, której nie uratowało nic – ani aktorstwo Juliana Sandsa, efekty Sergio Stivalettiego, ani nawet doskonała muzyka Ennio Morricone. Dość powiedzieć, że prawie zwymiotowałem po napisach, mimo iż żołądek, jako miłośnik wszelkich wynaturzeń ukazywanych na ekranie, mam dosyć mocny. Skoro jednak w konkluzji obrazu była mowa o tym, iż upiora wychowały szczury (sic!), to już nic nie mogło być takie samo. Można powiedzieć, że przy okazji tej adaptacji klasyki Dario, podobnie jak postać upiora, wpadł w kanał…

Dlatego też nie będzie tutaj recenzji tego obrazu mojego autorstwa, gdyż zwyczajnie nie ma o czym pisać. Na szczęście, po trzech latach od tej wpadki, nazwisko Argento znów zaczęło coś znaczyć. Włoch powrócił do tego, w czym jest najlepszy – do giallo. W 2000 roku reżyser był na festiwalu filmowym w Moskwie, gdzie dosłownie zarzucano go prośbami o powrót do thrillerów, dzięki którym rozpoczął swoją wielką karierę. Poskutkowało. W sobie tylko znany sposób Argento wyłączył w sobie kiczowatego nudziarza, którym pewnie nieco nieświadomie się stał i wrócił w glorii chwały na piedestał – Bezsenność to najlepszy obraz od czasu Opery z 1988 roku, ukłon w stronę fanów wymarłego gatunku giallo, podrasowany znakomitymi efektami Sergio Stivalettiego i drażniącą jak nigdy uszy widza muzyką Claudio Simonettiego. Tak więc Dario zaczerpnął haust przepełnionego szaleństwem włoskiego powietrza i zrealizował jeden ze swoich najlepszych obrazów, utrzymany w tradycji dzieł z lat 70-tych. Znowu mamy do czynienia z detektywem, który musi przypomnieć sobie pewien fakt z przeszłości (tym razem dziecięcą rymowankę), by złapać mordercę. Ale zacznijmy od początku.

Turyn, początek XXI wieku. W mieście pojawia się morderca, którego działania są łudząco podobne do Karła, który terroryzował to miasto w 1983 roku. Wtedy zabójcę tropił detektyw Moretti (Max von Sydow), legenda tamtejszego wydziału zabójstw. Po latach, będąc na emeryturze, zostaje poproszony o pomoc w śledztwie; rozpoczyna je wraz z Giacomo (Stefano "Farinelli" Dionisi), synem jednej z ofiar seryjnego mordercy, któremu w przeszłości obiecał wytropić mordercę matki. Pierwszym problemem na jaki napotyka detektyw wraz z policją, jest fakt, że Karzeł nie żyje od wielu lat – czyżby więc morderstwa były dziełem naśladowcy? Moretti wraz z Giacomo odwiedzają dom Karła oraz miejsca morderstw – detektyw zaczyna sobie przypominać pewien dziecięcy wierszyk, który stanowi klucz do rozwiązania zagadki; czasu nie mają za wiele - kolejne ofiary umierają w straszliwych męczarniach.



Powrót do estetyki giallo okazał się strzałem w dziesiątkę – tak naszpikowanego brutalnymi scenami obrazu reżyser nie nakręcił od dawna – morderstwa są zainscenizowane znakomicie, w czym wielka zasługa maestro Stivalettiego. Krew leje się strumieniami w pomysłowo zrealizowanych scenach zabójstw, które odbywają się w takt niesamowicie rytmicznej i melodyjnej ścieżki Simonettiego. Reżyser powraca też do zbliżeń i najazdów kamery, będących jego znakiem rozpoznawczym (m.in. znakomita scena filmowania… dywanu!),zaś początkowa scena, rozgrywająca się w deszczową noc w pociągu, to mistrzowskie nawiązanie do własnej twórczości (takich "oczek" w obrazie widać wiele, by przytoczyć tylko animowaną lalkę w najlepszej tradycji Deep Red). Aktorsko całą ekipę przyćmiewa oczywiście Max von Sydow, znakomicie ukazując postać emerytowanego detektywa, który mimo słusznego wieku, nie może odpuścić śledztwa. Jego „staromodne” podejście do pracy jest podkreślane poprzez niechęć do komputera, czy innych współczesnych wynalazków – dla detektywa najważniejsza jest pamięć i umiejętne rozwiązywanie łamigłówek, jakie na miejscach zbrodni zostawia morderca. W kółko powtarza wierszyk o farmerze, przypominając sobie kolejne jego wersy, będące natchnieniem dla mordercy.

To właśnie ten motyw - przypominania sobie ważnego faktu z przeszłości, który może zaważyć na śledztwie, stale powraca w twórczości Włocha. Moretti wręcz maniakalnie usiłuje przypomnieć sobie dziecięcą rymowankę, mając przeświadczenie, że to w niej tkwi rozwiązanie zagadki. Na dodatek uświadamia sobie, że być może schwytany przez niego karzeł mógł nie być mordercą z przeszłości, co otwiera kolejne wrota pamięci, pełnej luk i fałszywych tropów. Moretti walczy ze swoimi zmorami, doprowadzając do ekshumacji zwłok karła – grób oczywiście zastajemy pusty, Argento bawi się z widzem jak za najlepszych lat, odgrzewając postacie protagonistów z poprzednich obrazów, jak choćby Marcusa z Deep Red, czy Franca Arno z Cat O’Nine Tails. Na drugim planie mamy tragiczną historię matki karła (Rossella Falk), która po śmierci swojego dziecka, walczyła o jego uniewinnienie oraz współczesny wątek romansu Giacomo z koleżanką – harfistką Glorią (Chiara Caselli).


Bezsenność (czy raczej „Nie mogę zasnąć”, jak mówi oryginalny tytuł „Non ho Sonno”) to, jak pisałem wcześniej, bardzo udany powrót reżysera do ulubionej estetyki – wybór ten zaważy niceo na późniejszych dziełach Włocha (mniej krwawy The Card Player, hołd dla ulubionego reżysera Argento – Do you like Hitchcock?, Giallo – każdy z nich będzie poruszał się w owej tematyce, niestety już nie w tak interesujący sposób, jak omawiany dziś obraz). Godna polecenia łamigłówka z całkiem niezłą, choć czasem „na siłę” komplikowaną fabułą. I jeszcze jedna rzecz - zobaczcie film we włoskiej wersji językowej - spartaczony kolejny raz dubbing może zepsuć cały seans.

haku

6 komentarzy :

  1. Podobał mi się pomysł ze złapaniem tropu ( rośniesz- zajmujesz większą przestrzeń ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi Ci o zmianę przestrzeni życiowej zabójcy ?

      Usuń
  2. Film jest po prostu arcydziełem. Szkoda, że to ostatni tak wielki film Argento. Kolejne są już o jeden poziom słabsze. W „Non ho sono” jest wszystko to, co w porządnym giallo powinno być. Są brutalne i krwawe sceny, zagmatwana zagadka kryminalna, a także świetne efekty specjalne oraz klimatyczna muzyka. Film trzyma w napięciu do samego końca, którym jest zaskakujące zakończenie. Szkoda tylko, że w XXI w. giallo stało się tak mało popularne, zarówno wśród twórców, jak i fanów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, niestety. O ile Card Player jeszcze ogląda się w miarę dobrze, to już każdy późniejszy obraz to wpadka. Kulminacją wszystkiego jest nieszczęsna Dracula 3D.

      Usuń
  3. I jeszcze Iggy Pop... Oh fuck!!!

    OdpowiedzUsuń