niedziela, 6 października 2013

Yau Nai-Hoi - Eye in the Sky


Po obejrzeniu "Eye in the Sky" (2007), reżyserskiego debiutu Yau Nai-Hoia, jednego z najbliższych współpracowników Johnniego To, autora scenariuszy do jego największych hitów, mam mieszane uczucia. Jak na thriller kryminalny nie jest to zły film, właściwie to całkiem udany, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nie wykorzystuje pełnego potencjału w nim tkwiącego.


"Eye in the Sky" ukazuje w bardzo atrakcyjny sposób techniczną stronę policyjnych procedur śledczych na przykładzie specjalnej grupy z Wydziału Kryminalnego zajmującej się wywiadem i obserwacją osób podejrzewanych o dokonanie przestępstwa. Młoda policjantka, Piggy (Kate Tsui) zostaje przyjęta do grupy dowodzonej przez Wonga (Simon Yam) i poddana intensywnemu szkoleniu. Jednocześnie zespół pracuje nad inwigilacją szajki złodziei dokonującej napadów na sklepy jubilerskie, której przewodzi Shan (Tony Leung Ka-Fai).

Wong, używający pseudonimu Dog Head, wprowadza Piggy w arkana zawodu, wyjaśnia zagadnienia natury technicznej, uczy filozofii wyznawanej przez członków jego oddziału, gdyż  praca w inwigilacji nie należy do łatwych. Nie polega tylko na korzystaniu z najnowszych nowinek elektronicznych - zapisów z kamer przemysłowych, Smart Cardów itd. Równie ważna, a może nawet ważniejsza, jest praca na ulicy, bezpośredni kontakt ze śledzonym. Liczą się bystry umysł i szybkie oko. Dobry wywiadowca potrafi dostosować się do zmieniających się okoliczności oraz pozostać niezauważonym. Poza tym nie dość, że musi być bardzo cierpliwy, to na dodatek powinien być wyprany z emocji, nie ingerować kiedy na przykład podejrzany zostanie napadnięty, powinien ograniczyć się do biernej obserwacji i zapamiętania jak największej liczby szczegółów dotyczących charakteru, zachowania bądź nawyków "obiektu".

Akurat te sprawy zostają dobrze wyeksponowane w otwierającej scenie filmu, gdy tak do końca widz nie ma pewności, kto kogo śledzi. Czy Piggy rzeczywiście podąża śladami Dog Heada, czy może już obserwuje Shana, który udając się na miejsce kolejnej kradzieży przypadkowo wszedł im w drogę?  A może jest zupełnie inaczej i to Shan śledzi policjantów. A to dlatego, że metodologia używana przez Shana w planowaniu kolejnych skoków jest niemal identyczna, pochodzi z tego samego arsenału środków, co działania policjantów. Szef złodziei nie bierze bezpośredniego udziału w napadzie, zajmuje pozycje na dachu budynku, uważnie obserwuje miejsce akcji oraz poczynania swoich, przyznajmy, tępawych ludzi, stanowiących dla stróżów prawa łatwy łup. Bardzo szybko śledztwo zamienia się w intensywny pościg, w grę w kotka i myszkę, bowiem Doug Head trafił na równego sobie przeciwnika, który w tym samym stopniu potrafi "czytać grę", improwizować, rozpoznać rywala i przewidzieć jego ruchy.

Fascynujący obraz policyjnych procedur to niewątpliwy atut filmu Yau Nai-Hoia, tak samo obsada. Dla Simona Yama i Tony'ego Leunga było to kolejne po pierwszej części "Election" spotkanie, w którym ponownie stanęli po przeciwnych stronach barykady. Obaj stworzyli mocno osadzone w realiach postacie. To dwójka profesjonalistów, jeden jest charyzmatycznym, doświadczonym gliniarzem, starającym się zatrzymać tego drugiego - chłodnego, metodycznego acz momentami niebezpiecznie nieprzewidywalnego przestępcy. Chociaż jest to thriller policyjny, nie ma w nim miejsca na zwyczajowe pościgi ulicami Hong Kongu, wybuchy, strzelaniny oraz tajnego agenta zakonspirowanego w szeregach gangsterów jak chociażby w "Infernal Affairs". Yau Nai-Hoi główny nacisk położył nie na filmową stylizację czy upiększanie, ale na realia oddające codzienną, żmudną pracę, na sportretowanie szerokiego asortymentu technik wykorzystywanych przez policjantów.

Najsłabiej w "Eye in the Sky" wypada jednak fabuła, co dziwić może, zważywszy, że Yau Nai-Hoi pisał scenariusz do spółki z Au Kin-Yee, innym stałym współpracownikiem Johnniego To. Głównym problemem jest to, że działalność grupy przestępczej wokół, której ogniskują się działania policji, nie jest jakoś specjalnie oryginalna, podobnie jak charakterystyka bohaterów. Jasnym jest, że na przykład Piggy to młoda zdolna adeptka, tylko brak jej doświadczenia, a z pewnością pojawi się moment, w którym będzie musiała zagrać pierwsze skrzypce w toczącym się śledztwie. Poza tym wątek porwania, którym musiała się zająć grupa w drugiej części filmu, był tylko takim zapychaczem, niepotrzebnie odciągającym uwagę od głównej osi wydarzeń. Mnie się takie kierowanie akcji na boczny tor nie bardzo podobało, identycznie było z nieoczekiwanymi, zupełnie nieprawdopodobnymi sytuacjami, które później pozwoliły wrócić fabule na właściwy tor, choć rozumiem, że mogło to wynikać z chęci pokazania widzom czegoś nowego, tak, żeby nie zaczęli odczuwać zmęczenia ciągłym stężeniem napięcia i emocji powstałym w obserwowaniu podejrzanych.

W "Eye in the Sky" widać silne inspiracje Johnniem To i jego "PTU", niemniej jednak debiutujący reżyser potrafił zachować własną odrębność oraz oryginalność, przejawiającą się w nieco ironicznym przedstawieniu niektórych scen, jak chociażby wtedy, gdy bandyci zaczynają się ze sobą kłócić, ale w pewnym momencie ich uwaga kieruje się na na okno, przez które widzą, że dziewczyna z naprzeciwka zaczyna się rozbierać. I gdyby nie ten nierówny scenariusz, to można by powiedzieć, że Yau Nai-Hoi zadebiutował w wielkim stylu. A tak mamy ledwie dobry debiut o bardzo interesującej tematyce. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz