czwartek, 6 czerwca 2013

Agusti Villaronga - 99.9



Po dwóch, opisywanych już na naszych łamach filmach : In a Glass Cage, oraz El Nino de La Luna, Villaronga zrealizował dokument Al-Andalus, ukazujący sztukę islamu we współczesnej Hiszpanii, oraz film The Stowaway zrealizowany dla telewizji. Musiało minąć aż osiem lat, zanim reżyser powrócił do kina z kolejnym dziełem, zatytułowanym 99.9, ze wspaniałą Marią Barranco w roli głównej. Filmem tym powrócił do kina mrocznego, niepokojącego, a  jednocześnie przekazującego ważkie treści.

99.9 to częstotliwość radia, w którym pracuje główna bohaterka, Lara (Maria Barranco), a jednocześnie odwrócona, biblijna liczba Bestii, na co wskazywał w wywiadach sam reżyser. Na falach radiowych Lara prowadzi audycje dotyczące zjawisk paranormalnych, mające stałe grono słuchaczy. Pewnego dnia otrzymuje tajemniczą przesyłkę, wewnątrz której znajduje się kaseta wideo zawierająca ostatnie nagranie jej chłopaka i ojca ich dziecka, Victora, również badacza zjawisk nadprzyrodzonych. Trop z kasety wiedzie ją do małej wioski, w której Victor przeprowadzał swoje badania na ludziach, usiłując uchwycić moment śmierci człowieka, poprzez skomplikowaną aparaturę urządzeń, zobaczyć ludzkie sny i marzenia. Będąc na miejscu Lara odkrywa powoli tajemnice wioski, oraz tajemniczy Dom Twarzy, gdzie na ścianach ukazują się twarze ludzkie, będące efektem przenikania się światów żywych i martwych. 



Villaronga stworzył mocno pogmatwane fabularnie dzieło, pełne symboliki, przypominające koszmar senny, z którego nie ma wyjścia. Reżyser myli tropy, podsuwa kolejne rozwiązania, dając widzowi możność uczestniczenia w nieco kryminalnej intrydze. Jednak nic nie będzie nam podane na tacy - rozwiązanie zagadki okaże się niespodziewane, choć zaskakujące w swej prostocie; oto do współczesnego świata przenika świat wiedźm, czarów i zaklęć, zupełnie nie pasujący do opowiadanej historii. Choć czy na pewno? Wszak koszmary senne rządzą się własną logiką i nie mają wiele wspólnego z tą znaną nam z sal wykładowych. 



Film to dość trudny w odbiorze, najtrudniejszy chyba w twórczości Hiszpana, na pewno nie dla każdego; obraz do kilkukrotnego obejrzenia, z naprawdę znakomitą ścieżką dźwiękową i wspaniałym zdjęciami genialnego operatora Javiera Aguirresarobe ( m.in. późniejsze The Others, Goya's Ghosts, czy Vicky Cristina Barcelona). Luźno oparty na prawdziwych wydarzeniach z sierpnia 1971 roku, gdy na betonowej posadzce w domu w Andaluzji ukazały się twarze ludzkie, znane później jako twarze z Belmez.(1) Przypominający nieco klimatem i tematyką włoskie horrory Pupiego Avatiego (Zeder, czy The House with Laughing Windows), z dosyć osobistym, symbolicznym prologiem i zakończeniem, poddającymi się mnogości interpretacji; enigmatyczny obraz, do którego powrócę w przyszłości nie jeden raz. Polecam zdecydowanie, jak zresztą każdy z filmów Villarongi.

(1) Zainteresowanych Twarzami z Belmez odsyłam do http://en.wikipedia.org/wiki/B%C3%A9lmez_Faces

haku

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz