Poniższy wywiad przeprowadzony został w 2004 roku z
okazji premiery filmu Iglesii The
Perfect Crime (El Crimen Ferpecto).
Rozmawiał Jonathan Marlow. Wywiad pierwszy raz ukazuje się w
języku polskim.
Jak doszło do tego, że bracia Almodovar wyprodukowali
Twój pierwszy film?
W sumie, to pierwszym filmem jaki nakręciłem był Killer Mirindas [Mirindas
asesinas].
W 1991 roku?
Tak. Czarno-biały obraz nakręcony w Bilbao w
moim domu, z przyjaciółmi, z którymi pracowałem w teatrze. I z tą
krótkometrażówką poszedłem do biura Almodovara z pytaniem, "Czy mógłbyś to
zobaczyć?" Film spodobał się Almodovarowi na tyle, że zapytał mnie ,
"Czy chciałbyś nakręcić pełnometrażowy film?" -
"Oczywiście", i tak zaczęliśmy współpracę przy Accion Mutante.
Acción Mutante to film o superbohaterach dla
ludzi odrzuconych. Coś czego można byłoby oczekiwać po X-Men, gdyby nie
byli w formie i nie mogli się dogadać.
To terroryści. Banda niepełnosprawnych terrorystów
walczących z pięknymi ludźmi. Taka jest fabuła. Źle wykadrowany, źle nakręcony,
ale całkiem śmieszny obraz. Tworząc ten film byłem bardzo naiwny. Miałem wtedy
dziwne pomysły. Zrobiłem wtedy wiele rzeczy, których nie zrobiłbym teraz, lecz
mimo wielu minusów byłem wtedy zupełnie wolny, tworzyłem to, co chciałem.
Film, gdziekolwiek był wyświetlany, zyskiwał pozytywne
recenzje. Słyszałem o nim na długo przed tym, jak pierwszy raz udało mi się go
zobaczyć. Jeżeli rozpatrujemy go w kategoriach debiutu, to był naprawdę udany.
Cóż, nie wiem do końca czy osiągnął sukces, ale...
Jeśli nie finansowo, to na pewno stworzył Ci reputację...
No tak, miał dobry i szeroki odbiór na całym świecie...
W jak duży sposób Twoja jezuicka edukacja wpłynęła na Day of the Beast?
Oczywiście, Twoja dawna szkoła nie byłaby raczej zadowolona z powstałego obrazu.
Nie wiem co sądzą o samym obrazie, lecz tak, pomysł
na historię zrodził się podczas mych studiów z filozofii na Uniwersytecie
Loyoli. Pamiętam jednego z księży który był zakochany w Plotynie,
był ekspertem od tego filozofa, który nie był specjalnie "dobrym"
filozofem, raczej dosyć słabym. Głupi filozof, bez porównania do Platona
czy Arystotelesa, więc pomyślałem "Jak możliwe jest, że ten człowiek
poświęcił całe swe życie na pracę i badanie nad nieważnym, nie za mądrym
filozofem?" Dodatkowo człowiek ten nie znał współczesnego życia, nie
korzystał z telewizji i tak dalej. Był w tym wypadku totalnym ignorantem. Co
stałoby się gdybyś postawił takiego człowieka na współczesnej ulicy? To
esencja Day of the Beast. Szalony ksiądz chce zapobiec
apokalipsie, ponieważ odkrył kryptogram, który mówi o jej nadejściu.
Spośród całej maści filmów mówiących o przyjściu
Antychrysta, twój ukazuje oryginalny sposób wywołania jego nadejścia -
pogwałcenie 10 przykazań. Skąd taki pomysł?
Wydaje mi się, że to najlepsza moja fabuła, stworzona
wraz z Jorge [Guerricaechevarría -
przyp. JM]. Sam pomysł niewinnego człowieka popełniającego straszliwe rzeczy
jest dosyć śmieszny, starszy jegomość ma tylko jednego przyjaciela, na dodatek
ćpuna, grubasa zakochanego w metalowej muzyce. Nie wiem jak udało mi się zrobić
ten film.Było cholernie trudno, gdyż każdy mi odmawiał. Almodovar odmówił
pomocy, gdyż jest bardzo przesądny i powiedział mi : "Nie chcę tworzyć filmu
o diable." Nie ma problemu, ale czy myślisz że on jest zły? Nie wiem, czy
się mu spodobał, może ten komentarz to była tylko wymówka.
Film posiada wstrząsające otwarcie. Upadający w
prologu krzyż zwiastuje wspaniały ciąg dalszy.
Kocham tę scenę. Musisz wiedzieć, że lubuję się w
tematach satanistycznych. Kocham demony i The Exorcist ,
tego typu rzeczy, filmy satanistyczne. Boję się stworzyć kolejny film o diable,
piekle, gdyż ludzie będą go porównywać z Day of the Beast.
Potrzebowałem na to 15 lat, mój następny obraz będzie o demonach. To, czego nie
lubię w ludziach, to twierdzenie iż powtarzam się w swoich filmach.
Miałeś problemy z finansami przy kręceniu Day of the Beast, bo był
zbyt...
Tak, było trudno, bo ludzie w Hiszpanii mieli problemy ze
zrozumieniem obrazu. Sam scenariusz nie jest zbytnio śmieszny, jest raczej
poważny, szczególnie dialogi...
...w tym telewizyjnego medium...
Tak, wydaje się wszystko normalne, ale gdy zobaczysz film po przeczytaniu scenariusza już nie jest taki poważny.
Ten proces zmienia się podczas castingu i później, w
trakcie właściwego kręcenia. Miałeś tego świadomość?
Tak, doskonale o tym wiedziałem.
Ale potencjalni sponsorzy stwierdzili : " To nie ma
prawa się udać".
Tak, gdy czytali scenariusz mówiłem im : "To może
nie wydaje się śmieszne, ale będzie"
Czy miałeś podobne problemy z pieniędzmi, przy następnym
tytule - Perdita Durango
(a.k.a. Dance with the Devil)?
Nie stało się tak, gdyż Day
of the Beast stał się
dużym sukcesem w Hiszpanii i mogłem robić co chciałem. Nie miałem wtedy
specjalnego pomysłu na film, lecz mój producent Andrez [Vicente Gómez - przyp.
JM] zapytał mnie , czy czytałem tę nowelę Barry'ego Gifforda [59° and Raining]?" .
Przeczytałem i stwierdziłem że to dobry materiał na film" . Choć nie był
to mój pomysł, traktowałem go bradziej jako pracę na zlecenie.
Zawsze piszesz, sam lub z kimś, swoje scenariusze. Czy
współpracowałeś z Barrym
Giffordem przy tym scenariuszu?
Nie.
Czyli tworzyłeś go tylko na podstawie książki?
Miałem książkę i scenariusz Barry'ego, który istniał,
obok innego scenariusza jednego z filmowców, który też chciał ten obraz
nakręcić, lecz ja stworzyłem jeszcze inny... Myślę, że to jeden z moich
najlepszych filmów. Trudno jest czyjeś pomysły przeszczepić na własny grunt,
własne myślenie. Jestem strachliwym człowiekiem, chcącym tworzyć tylko według
własnych pomysłów, lecz potrzebuję do tego nieco pewności, ochrony. Gorzej się
czuję pokazując na ekranie cudze pomysły. Gdy pracuję, a ktoś z ekipy powie:
"Hej, zróbmy to w inny sposób" , to ja odpowiem, "Tak, być
może," gdyż to nie mój pomysł. Lecz gdy to ja piszę scenariusz, który znam
jak własną kieszeń, mogę powiedzieć: "Nie, to niemożliwe." Musimy
wszystko tworzyć tak, jak ja tego oczekuję,po prostu dlatego że to wyłącznie
mój pomysł.
Podejrzewam ze film ten był dla Ciebie dużym wyzwaniem,
ponieważ była to koprodukcja między wieloma krajami z dosyć szeroką obsadą...
Z tego właśnie powodu kocham ten film, ponieważ włożyłem
w niego dużo wysiłku i pracy. Przeprowadzałem rozmowy na jego temat z wieloma
ludźmi, podróżowałem do Meksyku, do Arizony. Pre-produkcja była jak koszmar,
pamiętam duże cierpienie podczas tworzenia tego obrazu. Rosie Perez była bardzo dziwną osobą, w pewnym
momencie mówiąc do mnie: "Nie rozumiesz filmu, który kręcisz."
Zapytałem "Dlaczego?" "Nie rozumiesz dobrze angielskiego i
nie jesteś w stanie stwierdzić czy gram dobrze, czy nie." "Nie mówię
po angielsku, ale widzę że grasz perfekcyjnie", odparłem. Musiałem ją o
tym przekonywać w każdym momencie, przy każdym ujęciu. Innym razem powiedziała,
"Nie chcę tego robić, ponieważ w tej scenie występuję nago." Ja na
to: "Tak, oczywiście film jest o tym, że..." Ona mi przerwała:
"Mój kontrakt nie przewiduje nagich scen." "To niemożliwe"
powiedziałem i faktycznie znalazłem ten zapis w kontrakcie! Zapytałem więc
producenta, "Dlaczego do cholery zgadzasz się na to?"
"Podpisałem go, bo trudno jest spisać kontrakt z tego typu charakterami,
aktorkami tego typu, więc zgadzałem się na wszystko".Ten film przyszedł w
bólach.
Dużo oglądasz amerykańskiego kina, co widać w Twoich
obrazach, szczególnie w La Comunidad (Common Wealth). I oczywiście
fascynacja Hitchcockiem.
Jest to także widoczne, gdy próbujesz kręcić swoje obrazy
w zamkniętych pomieszczeniach, chcąc skupić się na jedności miejsca akcji, , co
dobrze widoczne jest w Twoim El Crimen Ferpecto (The Perfect Crime).
Zastanawiam się czy przypadkiem nie stało się tak z powodu problemów z
budżetami Twoich filmów...
Myślę że to dobre wyjście z sytuacji. Dobrze pracuje mi
się z kamerą w zamkniętych pomieszczeniach, lepiej to także wpływa na dramatyzm
scen, które dzięki temu robią się bardziej teatralne. Kocham teatralność,
tworzenie planu i wyobrażanie sobie, że wszystkie elementy danego kadru są
przeze mnie stworzone. Wymyślam położenie aktorów w ujęciach, pozycję kamery ,
i tak dalej.
W Common Wealth, cały plan zbudowano od
podstaw?
Tak.
Współpracowałeś z Carmen Maura, gwiazdą Common Wealth, znowu przy 800 Bullets, choć
już w mniejszej roli.
Mniejszej, choć właściwie takiej samej
Jeśli w Common Wealth widać łącznik z
amerykańskim kinem lat 50-tych, to 800
Bullets wygląda jak Twój list miłosny do hiszpańskiego kina. Postać
kaskadera Juliana Torralby jest grana w staromodny, niedzisiejszy sposób.
Ukazujesz nam swoje zamiłowanie do filmowców takich jak Luis García Berlanga, reżyser El Verdugo (The Executioner).
Pokazujesz także przepaść między dawnym a współczesnym sposobem filmowania.
Wcześniej nie myślałem o tym, ale masz rację. Nie lubię
filmów z czasów moich rodziców, raczej z czasów dziadków. Te z generacji
przedhippisowskiej. Być może opowiadając o kinie - a 800 Bullets jest
filmem "o kinie" - mówię też o tym kim jestem i do czego przynależę.
Ten film opowiada historię zwykłego, małego miasteczka na środku pustyni.
Czy podczas pracy nad Perdita Durango odwiedziłeś Tombstone? Widać w nim
podobne odtworzenie przeszłości, co też jest widoczne przy 800 Bullets.
Tak, byłem tam.
Jest to wszędzie widoczne, te miasta istnieją tylko w celu odtwarzania przeszłości, prawdziwej, bądź wyimaginowanej. Przywołujesz też ten klimat w najnowszym dziele, ukazując park rozrywki jako jedyną ucieczkę Rafaela i Lourdes.
Jak myślisz, dlaczego tak jest?
Nie wiem.
Nie tworzę filmów w ten sposób, z góry narzucam bohaterom
to jak mają się zachować. ( wcześniej mówił co innego - przyp. haku )
Czyli ważna jest intuicja. Mimo iż ucieczka jest jedynym
rozwiązaniem, nie jest to najlepsze co może ich spotkać.
Podczas kręcenia nie myślisz o tym. Mówisz tylko:
"Idą teraz do parku rozrywki" . Ta scena jest ważna. Odwiedzają park
rozrywki po to, by dowiedzieć się że rozrywka tam nie istnieje. Być może.
W El Crimen Ferpecto [tytuł filmu jest
odniesieniem do hiszpańskiej nazwy Hitchcockowskiego Dial M for Murder - El Crimen Perfecto, z tym,
że tytuł filmu Alexa jest by tak rzec mniej perfekcyjny; angielscy
dystrybutorzy zmienili jednak pisownię na poprawną w angielskim tytule filmu] wykorzystałeś motyw z
jednego z najlepszych filmów- Luisa Buñuela Criminal Life of Archibaldo de la Cruz.
Pomysł który mówi, że fantazja ma większą siłę oddziaływania niż rzeczywistość.
To jedna z niewielu udanych mieszanek komedii i filmu o morderstwie (jak Monsieur Verdoux Charliego Chaplina) w której Bunuel
tworzy prosty twist poprzez ukazanie prostych błędów początkującego złoczyńcy.
Czy inspirowałeś się tą historią?
Prawdziwe początki tego filmu sięgają Vincenta Price'a. Jedyny czarny charakter w filmach, zawsze w
końcówce ukarany. Pamiętam film Rogera Cormana The Masque of the Red Death. Wielki zamek w środkowej
Europie otoczony zarazą morową, podczas gdy w pałacu trwa przyjęcie mające dać
zapomnienie o czerwonej śmierci jaka czyha za jego bramami. I postać
Vincenta Price'a mówiąca: "Jestem królem tego pięknego zamku z
pięknymi ludźmi, gdzie śmierć nie sięga." Oczywiście zarazie uda się
wniknąć do środka. Lourdes [Mónica Cervera], w El Crimen Ferpecto, jest
taką właśnie plagą moru. Zaraża wszystko!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz