środa, 26 czerwca 2013

Alex De La Iglesia - Perdita Durango (a.k.a. Dance with the Devil)



Trzeci w kolejności film reżysera to już sprawnie zmontowany kolaż ujęć wziętych jakby żywcem z Wild at Heart, Natural Born Killers, czy True Romance. Perdita Durango, oparta na opowiadania Barry'ego Gifforda 59 and Raining, to w gruncie rzeczy kolejna wariacja na temat amerykańskiego kina drogi, przepełnionego miłosnymi uniesieniami i gorzką zdradą. Scenariusz, mimo kilku nadnaturalnych wtrętów, tym razem trzyma się mocno, dążąc w kierunku w gruncie rzeczy spodziewanego finału, w szalonym rytmie brutalnych morderstw i czarnej magii - Santerii.

Perdita Durango (Rosie Perez) wraz z Romeo Dolorosą (Javier Bardem), po przypadkowym spotkaniu na granicy meksykańsko-amerykańskiej, stają się osobliwym duetem "spod ciemnej gwiazdy". Romeo to człowiek z bogatą przeszłością, były komandos, z dużą ilością znajomości wśród światka przestępczego, o przeszłości Perdity wiemy niewiele, poznając ją jedynie z jej koszmarów, w których ukazuje się jej mroczne dzieciństwo... Romeo dostaje zlecenie  od tajemniczego Santosa na przewiezienie martwych płodów do tajnego laboratorium, oraz zastrzyk gotówki za tę akcję. Wyruszając w podróż, dla zwiększenia adrenaliny porywają parę młodych ludzi Duane'a (Harley Cross) i Estellę (Aimee Graham). Wraz z nimi podróżuje także przyjaciel Romeo, Adolfo (znakomity Screamin' Jay Hawkins). Nie wszystko niestety idzie zgodnie z planem i wydająca się łatwym zarobkiem praca stanie się przekleństwem dla naszych bohaterów. Wszechobecne układy, zdrada najbliższych, ścigająca ich miejscowa policja wraz  z zaciekłym agentem DEA Dumasem (znakomita rola niedawno zmarłego Jamesa Gandolfini) sprawią że Romeo i Perdita nie zapomną tej podróży na zawsze.



Sama postać Perdity Durango pochodzi z stworzonej przez Gifforda w jego uniwersum postaci, w filmie pojawiła się wcześniej w Wild at Heart Lyncha, postać tę grała wtedy Isabella Rossellini, jednak był to tylko wątek poboczny. Co można powiedzieć o samym obrazie? Widać w nim zdecydowaną chęć Iglesii do zaatakowania rynku amerykańskiego, po pierwsze poprzez pierwsze w karierze nakręcenie filmu w języku angielskim (sam reżyser przyznawał że dobrze go wtedy nie znał), z amerykańskimi aktorami, w konwencji w/w kina drogi, tak popularnego wśród tamtejszej widowni. Niestety w USA film wyszedł od razu na rynek VHS, bez specjalnej promocji i reklamy, co było ciosem dla Iglesii, który napakował obraz cytatami z popkultury (już amerykański tytuł Dance with the Devil nawiązywał do Batmana), czyniąc z niego nieoficjalny sequel Wild at Heart, historię opowiedzianą podobnymi środkami wyrazu, momentami będącą alternatywną wersję przygód Sailora i Luli.



Nie ma już w tym obrazie takiej ilości humoru jak w poprzednich dziełach Hiszpana, film (choć mocno pokręcony) nie śmieszy, raczej razi brutalnością scen morderstw czy gwałtów, kierując się do wyrobionych w takich klimatach widzów. Postaci są mocno przerysowane, Bardem gra właściwie na granicy parodii,  Gandolfini także widać że "czuje temat".Widać iż reżyser chciał zmieścić w jednym obrazie zbyt wiele różnych elementów (kino drogi/romans/horror z elementami religijnymi/kino sensacyjne/czarna komedia), co jednak nie do końca mu się udało, gdyż film, choć zdecydowanie wart zobaczenia, nie ma w sobie już tej magii, co poprzednie dzieła. Zarzuty o kalkowanie wyżej wspomnianych filmów także wydawały się nieco uzasadnione, biorąc pod uwagę sceny wprost nawiązujące do Natural Born Killers (rodzina Estelli, postać Perdity i Romeo, ścigający ich agent, porywanie młodych osób), choć w ogólnym rozrachunku De La Iglesii udało się uniknąć sztampy i banału, tak częstego w podobnym kinie. Film polecam, choć oglądnięty po latach już tak wielkiego wrażenia nie robi.

haku

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz