Film Tsui Harka, człowieka instytucji jeśli chodzi o azjatycką kinematografię, to swoiste połączenie kryminału z filmem akcji, gdzie dominują sztuki walki oraz elementów filmu kostiumowo-historycznego i fantastyki. Jest to monumentalny spektakl osadzony w starożytnych Chinach, przypominający hollywoodzkie blockbustery, tylko o niższym budżecie. Myślę, że "Detektywa Dee i zagadkę upiornego ognia" (2010) można przyrównać do "Sherlocka Holmesa" z Robertem Downeyem jr w roli głównej, albo nawet określić go mianem azjatyckiej odpowiedzi na obraz Guya Ritchiego.
Akcja została osadzona w okresie rządów Dynastii Tang, gdy Wu Zetian po siedmiu latach regencji szykowała się do formalnego objęcia tronu jako pierwsza cesarzowa w historii Chin. Jednakże spotyka się z opozycją ze strony części ówczesnej elity politycznej, której nie w smak kobieta ma czele Imperium. Dlatego spiskują szykując się do użycia armii rebeliantów i odebrania jej władzy. Dzień koronacji uczcić ma ukończenie ponad 60. metrowego posągu Buddy, lecz sprawnie przebiegająca budowa zostaje zakłócona przez niespodziewane wydarzenie. W trakcie oprowadzania jednego z zagranicznych ambasadorów główny architekt ginie w wyniku samozapłonu, jeszcze tego samego dnia ten sam los spotyka głównego śledczego badającego sprawę. Rodzi się pytanie, czy był to splot nieszczęśliwych okoliczności, czy kara niebios za wcześniejsze ściągnięcie talizmanów szczęścia, czy też może zbrodnia, która ma na celu przeszkodzić w koronacji. A jeśli to zbrodnia to kto i jak ją popełnił. Nie istnieją ani narzędzia zbrodni ani podejrzani. Te przerażające i niewyjaśnione zgony wymagają wyjaśnienia. Przyszła cesarzowa po zasięgnięciu rady u Kapłana decyduje się na przywrócenie do łask Detektywa Dee, więzionego przez osiem ostatnich lat za udział w buncie przeciwko jej władzy, i przekazanie mu prowadzenia śledztwa. Nieufność nakazuje jej dodanie mu dwójki współpracowników - zaufanej damy dworu Jing'er oraz młodego stróża prawa, nieco porywczego Pei Donglai - którzy nie tylko będą mu pomagać, ale również mieć na oku, tak na wszelki wypadek. Tytułowy bohater może liczyć także na pomoc swojego starego kalekiego przyjaciela, zatrudnionego przy budowie i pełniącego rolę kierownika budowy po śmierć głównego architekta.
Detektyw Dee, w tej roli Andy Lau, to filmowa wersja Di Renjie, jednego z najbardziej znanych oficjalistów Dynastii Tang, który z kolei jako Sędzia Dee stał się bohaterem serii powieści kryminalnych holenderskiego autora Roberta van Gulika. Główny bohater jest typem analityka, obserwatora uważanie badającego ślady i słuchającego tego, co mówią inni, nie wyciągającego pochopnych wniosków, niczego nie uznającym za pewnik, zarazem jest człowiekiem czynu, korzystającym z siły własnych mięśni, jeśli zajdzie taka potrzeba, bowiem nie dość, że jest to inteligentny detektyw, to na dodatek okazuje się być mistrzem sztuki walki. Dee wraz ze swoimi współpracownikami bierze się do dzieła, zwłaszcza, że sytuacja mocno się wikła, przybywa kolejnych ofiar, a czas ucieka, ponieważ sprawa ma być rozwiązana do dnia koronacji, co utrudniają knowania spiskowców, intrygi dworskie oraz nieufny początkowo stosunek do narzuconych pomagierów i różnica charakterów. Dalej intryga idzie utartą ścieżką pojawiają się mylne tropy, świadkowie są nieprzychylnie, wręcz wrogo nastawieni, zaś na Dee i jego zespół przeprowadzane są zamachy - wyraźnie ktoś nie chce, aby śledztwo zakończyło się sukcesem. Na domiar złego Detektyw Dee za nim dojdzie do rozwiązania zagadki będzie musiał zmierzyć się z siłami paranormalnymi, które również wydają się być zaangażowane.
Bez wątpienia największym atutem od strony wizualnej są perfekcyjnie zrealizowane sceny walk, przypominające monumentalne widowisko baletowe. Wielka w tym zasługa, nie tyle Tsui Harka, słynącego z równie efektownych filmowych epopei sztuk walki jak "Pewnego razu w Chinach" bądź "Chińskie Duchy", lecz przede wszystkim Sammo Hunga, który drobiazgowo opracował skomplikowaną choreografię. Każdy, nawet drobny gest jest zaprogramowany, wyprowadzany z nabożną ceremonialnością. Znakiem charakterystycznym dla tego nurtu w kinie jest ukazanie akrobatyki zaprzeczającej prawom fizyki. Z pewnością część ujęć została opracowana komputerowo, gdyż nie wydaje się, aby pomimo użycia odpowiedniego sprzętu i kaskaderów można było opracować takie efekty. Efektowność ruchów podkreślają jeszcze wystylizowane, mieniące się kolorami stroje. Jedną z najlepszych scen walk jest ta toczona w podziemnym mieście między trójką bohaterów, druga zaś odbywa się na linach służących jako prowizoryczna winda wewnątrz chylącego się ku upadkowi posągu Buddy.
Fabuła pozostała nie zbyt skomplikowana, oprócz typowego dla kryminału motywu poszukiwania winnego, nastąpiło jej wzbogacenie o spektakularne pojedynki oraz podkoloryzowanie wpleceniem wątków z fantastyki i magii, tak więc akcja praktycznie nigdy nie zwalnia tempa. Kamera cały czas jest w ruchu i towarzyszy aktorom. Wysłannikami tajemniczego Kapłana, posiadającego nadprzyrodzone zdolności, są jelenie, które posiadły zdolność ludzkiej mowy. Bohaterowie używają broni o dość dziwacznie brzmiących nazwach "Meteor Hammer" i "Dragon-Felling Mace". W filmie zostało również dowiedzione, że odpowiednio zastosowana akupunktura jest idealnym środkiem charakteryzacyjnym, całkowicie zmieniającym rysy twarzy. Natomiast najważniejszą rolę w tajemniczej sprawie spełniają żuki, których wydzielina jest niewidzialną, łatwopalną substancją.
Nie wszystko w "Detektywie Dee i zagadce upiornego ognia" stoi na wysokim poziomie. Technika CGI potrafi zdziałać cuda, a reżyser, jak pisano, pracował z najwyższym budżetem w swojej karierze, to jednak środki finansowe okazały się nie wystarczające na dostateczne dopracowanie cyfrowych efektów specjalnych. Poza pewnymi wyjątkami ,w porównaniu do amerykańskich hitów kinowych wypadają one, po prostu, fatalnie. Wielkim nieporozumieniem było stworzenie walki Detektywa Dee z animowanymi jeleniami. Posąg Buddy czy panoramiczne zdjęcia miasta i budynków - ulice zabudowane wspaniałymi pałacami pyszniącymi się zdobieniami na pierwszy rzut oka mogą zachwycać, ale po wnikliwym spojrzeniu widać niedoskonałości renderowania. Niektóre zaprogramowane w ten sposób dekoracje wyglądają bardzo płasko, nie potrafią w sposób przekonujący przedstawić starożytnych Chin. Widok zwęglonych ciał ofiar pozostaje zupełnie nieprzekonujący, jest paradoksalnie tanim zabiegiem komputerowym, nijak mającym się do rzeczywistości.
Harkowi jak rzadko w ostatnich latach udało się stworzyć kino rozrywkowe w mocno komercyjnym wymiarze, które jednocześnie bawi i oczarowuje barokowym przepychem fanów super produkcji. Z wielką zręcznością Hark zdołał uchwycić delikatną równowagę między epickim Wuxia i nowoczesnym filmem kryminalnym. Bardzo dobry popis aktorski dał Andy Lau, ale nie była to najlepsza rola w tym filmie. Palmę pierwszeństwa przyznać należy Tony Leung Ka-Faiowi, który od kilku lat ma świetną passę i praktycznie co rok jest nominowany do nagród za swoje występy. Tutaj jako kaleki przyjaciel Detektywa Dee tworzy skomplikowaną postać, wymykającą się jednoznacznym osądom moralnym. Cesarzowa w wykonaniu Cariny Lau reprezentuje całą wyniosłość i wielkość autorytetu władzy. Zimna, wycofana, górująca intelektem nad otoczeniem, potrafiąca narzucić mu swoje zdanie.
"Detektyw Dee i zagadka upiornego ognia" to fantastyczna mieszanka komizmu z ekscytującymi scenami akcji w bardzo komiksowym ujęciu. Więcej w tym wszystkim umowności i puszczania oka do widza niż na przykład w "Przyczajonym Tygrysie, ukrytym smoku", którego powaga, a może nawet i bufonada wynikająca z traktowania tematu o wiele poważniej, może zwyczajnie znudzić. No i nie rości sobie pretensji do udawania faktów historycznych, także trudno zarzucić tutaj chęć dokonania rewizji historii Chin, choć dotyka tematyki historycznej i roli władcy w społeczeństwie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz