wtorek, 3 grudnia 2013

Seriale


 Pisząc praktycznie non stop o filmach, z rzadka schodząc na inne tematy, trochę zaniedbaliśmy segment seriali, dlatego uzupełniamy tę lukę kolejnym tekstem. Na szczęście świat seriali nie kończy się na "Breaking Bad", "Dexterze" czy co tam jeszcze amerykanie wylansowali sobie na hit. Krótkie omówienie trzech europejskich seriali, które pozostają nieco zapomniane. Dwa z nich obecnie postrzegane są jako pozycje klasyczne, a jeden jako protoplasta znajduje się w cieniu konkurencji dominującej w gatunku.

Tinker, Tailor, Soldier, Spy (1979)


John Le Carre, jeden najlepszych autorów powieści szpiegowskich, mający za sobą doświadczenie w pracy w wywiadzie, tworzy w zupełnie odmiennej konwencji niż Ian Fleming. Świat szpiegów przedstawionych w jego powieściach jest ironiczny, gorzki, rozpaczliwy zaś bohaterowie w nim występujący na ogół skazani na porażkę. Główną postacią, stworzoną przez Le Carre, był George Smiley, który w "Tinker, Tailor, Soldier, Spy" jest emerytowanym zastępcą szefa SIS powracającym ze stanu spoczynku do czynnej służby w celu odnalezienia sowieckiego szpiega, zagnieżdżonego na najwyższym szczeblu kierownictwa brytyjskiej służby wywiadowczej. BBC w 1979 roku zrealizowała oparty na tej powieści siedmioodcinkowy mini-serial, w którym rolę Smiley'a zagrał Alec Guinness. Produkcja bardzo szybko zyskała sobie miano hitu, choć stanowiła absolutne przeciwieństwo cyklu o Jamesie Bondzie. Idealnie wpasowała się do ponurego okresu Zimnej Wojny, rywalizacji wywiadów po obu stronach Żelaznej Kurtyny. Smiley jest postacią tragiczną, wypaloną zawodowo, a w życiu prywatnym po prostu żałosną, co dodatkowo podkreśla bardzo subtelny styl gry Guinnessa, wyglądającą jakby współczesny świat ją przytłaczał, tłamsił wewnętrznie. Wystawiony jako ofiara przez przełożonych, zmuszony do inwigilowania własnych kolegów, szukania wśród nich zdrajcy, przyczyniający się do zniszczenia jednego z nich, mimo żywionego doń szacunku, instrumentalnie, niemal nieludzko traktującego innych, aby zrealizować misję. Nie wiem na ile to prawda, ale Gary Oldman, grający Smiley'a w filmie "Szpieg", w jednym z wywiadów, udzielonych w okresie promocji tego filmu, twierdził, że na czas emisji tego serialu angielskie ulice wyludniały się.


Cracker (1993-1995)


Brytyjski serial kryminalny z pierwszej połowy lat 90., którego autorem jest Jimmy McGovern. W Polsce raczej mało znany, gdy na Wyspach uchodzi za klasykę, co tylko podkreśla liczba zdobytych nagród. Portret zmian zachodzących w brytyjskiej policji przechodzącej metamorfozy nie tylko wizerunkowe, ale również te dotyczące metod śledczych. Policja unowocześnia się, wychodzi naprzeciw najnowszym nowinkom i zaczyna, początkowo dość opornie, korzystać z najnowszych zdobyczy nauki, podejmując współpracę z renomowanym psychologiem kryminalnym, Dr Edwardem "Fitzem" Fitzgeraldem. Fitz - w tej roli Robbie Coltrane, szerszej publiczności znany jako brodaty grubas z Harry'ego Pottera - to swoisty pierwowzór House'a. Geniusz w swojej dziedzinie, z którym trudno dojść do ładu w normalnym życiu. Pyskaty cynik przekonany o własnej nieomylności, pogardliwie odnoszący się do całej reszty,  starający się za każdym razem wykazać innym intelektualne braki. Otyły alkoholik, hazardzista, aż do zatracenia trwoniący pieniądze. Nałóg posuwa do tego stopnia, że zaczyna popadać w długi, naruszając hipotekę. Jednocześnie człowiek pozbawiony skrupułów i hamulców, bez żenady próbujący wyłudzić pieniądze od swych dzieci, żeby zapłacić za taksówkę, która przywiozła po po nocy spędzonej w kasynie, przy okazji zdradzający żonę. Wiecznie bez pieniędzy, decyduje się przyjąć ofertę pracy z policji, a głównym czynnikiem są, oczywiście, pieniądze. Niespecjalnie lubiany, sarkastyczny, walący prawdę prosto z mostu, wykłócający się z policjantami i podważający ich metody, niemniej skuteczny w psychologicznym rozpracowaniu motywacji jakimi kierowali się przestępcy. Sporo miejsca poświęcono również relacjom zachodzącym w środowisku policjantów. W latach 1993-1995 powstały dwadzieścia trzy odcinki, nie liczę do tego cyklu dwóch powstałych w późniejszym okresie (jeden w 1996 roku, drugi w 2006 roku). Zazwyczaj każda ze spraw trwała przez dwa-trzy odcinki. Część z nich oparto na prawdziwych wydarzeniach, inne na fikcyjnych. Największy atut tej produkcji to rola Coltrane'a, który stworzył antybohatera zmagającego się z licznymi nałogami, za co trzy razy z rzędu został nagrodzony BAFTĄ, zaś "Cracker" dwukrotnie wygrywał w kategorii najlepszy serial roku.  



Rejseholdet (Unit One) (2000-2004)


Mimo ciągle dużego zainteresowania skandynawskim serialem kryminalnym, o czym świadczy duża popularność produkcji w rodzaju "The Killing" (Forbrydelsen) czy "The Bridge", które doczekały się amerykańskich remake-ów, swoją drogą kiepskich, "Rejseholdet" pozostaje, zasadniczo niesłusznie, serialem praktycznie anonimowym. Wielka szkoda, bo nie jest gorszy od tych bardziej znanych, co może mieć związek z tym, że wiele osób, które przy nim pracowało, zajmowało się później tamtymi produkcjami. Najważniejsza informacja to to, że w trzech z czterech sezonów występował Mads Mikkelsen jako typowy "zły porucznik". "Rejseholdet" jest historią elitarnej grupy policyjnej, której przewodzi Ingrid Dahl, bardzo ambitna pani detektyw, a która to grupa jeździ po całej Danii pomagając lokalnym komisariatom w rozwiązywaniu spraw. Spektrum ich jest dość szerokie, między innymi dotyczy zabójstw, napaści na starsze osoby, porwań, handlu żywym towarem, pedofilii, dziecięcej pornografii. Oprócz wątków stricte kryminalnych, poruszane były relacje panujące wśród środowiska policjantów, na stopie prywatnej i zawodowej oraz głęboko rozbudowanych elementów współczesnej skandynawskiej obyczajowości, bardzo mocno dotykających kwestii społecznych. Właściwie pokazuje wszystko to, co stało się cechami charakterystycznymi książek czy seriali skandynawskich tylko jeszcze w mocno niedoskonałej formie. I paradoksalnie te niedociągnięcia, jeśli porównać je z mocno dopieszczonymi pod tym względem produkcjami, stanowią jego duży atut.

vindom

8 komentarzy :

  1. o nie nie nie. Nie mogę się zgodzić z jednym zdaniem :)
    O ile remake "The Bridge" wyłączyłem w połowie odcinka pilotażowego, to o "the Killing" złego słowa nie mogę powiedzieć. Jest klimat, muzyka, świetne zdjęcia, no i genialna rola Holdena. Nieczęsto widzimy żeby jedna serialowa rola była taką trampoliną dla aktora. Po "the Killing" Joel Kinnaman zostanie już na zawsze bardzo zapracowanym człowiekiem. No i ta jego czarna wymięta kurtka flyers'a. Genialny serial.

    Polecam Nowozelandzki "Top of the Lake"

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście te czasy, w których obowiązywała jedna, słuszna opinia minęły, dlatego pozostaje nam piękna różnica zdań.

    "Top of the Lake" oczywiście widziałem.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się ani Forbrydelsen ani Bron/Broen szczególnie nie podobały. Ogólnie nie kumam tego całego skandynawskiego kryminału. Jak dla mnie to wszystko to taka nie najlepsza przeróbka fincherowskiego Se7en - tzn. wiem, że tak na pewno do końca nie jest, że tam na pewno są jakieś osoby, które pisały, czy kręciły, kryminały przed Fincherem, ale to co do tej pory oglądałem i czytałem mi się tak kojarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się podoba. Stanowi różnicę znaczną od tego, co dominuje na rynku telewizyjnym w Stanach czy w Wielkiej Brytanii. Studium upadku, patologii ukrywanych pod parasolem poprawności politycznej całkiem przyjemnie się ogląda. Natomiast poza drobnymi wyjątkami nie przemawiają do mnie książkowe skandynawskie kryminały. Taki Larsson to dla mnie czystej wody grafomania, a innym się podoba. Niezrozumiały fenomen.

      Usuń
    2. "Taki Larsson to dla mnie czystej wody grafomania, a innym się podoba. Niezrozumiały fenomen."

      O tak! W pełni się z tym zgadzam.

      Hej a tak w ogóle to z tych klimatów - kojarzysz to całe Borgen? Dobre to jest?

      Usuń
    3. Niestety "Borgen" jeszcze nie miałem okazji obejrzeć. Spotkałem się z pochlebnymi recenzjami i mam w planach nadrobić te zaległości, przynajmniej pierwszy sezon. Najlepszą radą, o ile mogę udzielić, to po prostu obejrzeć dwa-trzy odcinki, jeśli zaskoczy, to oglądać dalej, a jak nie, to nie.

      Obecnie kończę oglądać cykl "Arne Dahl" - nie każdemu raczej przypadnie do gustu, bo jest to dziesięć odcinków, każdy trwa ok. 90 minut, więc trochę materiału do przerobienia jest.

      Usuń
  4. A czemu ma to zdanie o "Breaking Bad"? Mnie jako wielbiciela tego serialu zabolałoby już samo postawienie go obok "Dextera", czego z resztą nikt nie robi, bo podobieństw nie ma, ale reszta zdania to już przesada. Ten serial zdobył uznanie wśród bardzo szerokiego grona, a nie tylko amerykańskich mas i celebrytów. Jego twórcy nie mieli wcale łatwej drogi i zapracowali sobie na sukces. No ale oczywiście jest "wylansowany", nie to co europejskie seriale kryminalne

    OdpowiedzUsuń