piątek, 13 grudnia 2013

Clouzot. Kto zabił?

 


Dla Henri-Georgesa Clouzota "Quai des Orfèvres" (1947) był pierwszym filmem od czasu nakręcenia kontrowersyjnego "Kruka" (1943), zjadliwego pamfletu na prowincjonalne francuskie miasteczko, wyprodukowanego w kontrolowanej przez niemieckich okupantów wytwórni "Continental", który uznano za przejaw kolaboracji i antyfrancuskiej propagandy, dlatego po wojnie reżyserowi wytoczono proces i ukarano zakazem wykonywania zawodu, uchylonym po dwóch latach.

Pozbawiony przez cztery lata możliwości pracy jako reżyser, Clouzot, pasjonat powieści kryminalnych, zajął się pisaniem scenariuszy, jednakże żadnego nie wykorzystał w późniejszym okresie twórczości. Kiedy powrócił do realizacji filmów, postanowił stworzyć kolejny film kryminalny - debiutował w 1942 roku obrazem "Morderca mieszka pod 21", opartym podobnie jak "Quai des Orfèvres", na prozie Stanislasa-Andre Steemana, cenionego belgijskiego autora kryminałów, bliskiego postawie Clouzota swym pesymizmem, bezlitosną ironią oraz czarnym humorem.

Chociaż w przypadku "Quai des Orfèvres" sformułowanie: oparty na prozie, a dokładnie na powieści "Légitime défense" jest nieprecyzyjne, bowiem w momencie, w którym Clouzot zdecydował się na adaptację, jej nakład był wyczerpany i choć wysłał list do autora z prośbą o przysłanie kopii, to nim książka nadeszła, wespół z Jeanem Ferry praktycznie ukończył pracę nad scenariuszem, przywołując z pamięci treść kiedyś przeczytanej książki, tak że w ostatecznym rozrachunku różnił się on od literackiego pierwowzoru.


I podobnie jak w "Morderca mieszka pod 21" tak i w "Quai des Orfèvres" pojawia się postać Inspektora Antoine, w tej roli Louis Jouvet, prywatnie jeden z przyjaciół Clouzota, dla którego była to jedna z ostatnich ról w życiu. A propos tytułu filmu - "Quai des Orfèvres" to nazwa bulwaru nad Sekwaną - "Nabrzeże Złotników - przy którym, pod numerem 36, mieści prefektura paryskiej policji. Polski tytuł brzmi: "Kto zabił?".

Śpiewaczka kabaretowa Jenny Lamour (Suzy Delair) to seksowna młoda kobieta, marząca o zrobieniu kariery. Natomiast jej mąż, a zarazem akompaniator, Maurice (Bernard Blier) jest strasznie o nią zazdrosny. Kiedy Jenny poznaje Brignona (Charles Dullin), obleśnego i odrażającego, wpływowego producenta, liczy, że ta znajomość przyniesie jej korzyści. W trakcie ich spotkania do restauracji wpada Marucie, urządza skandal, siłą zabiera małżonkę, a Brignonowi zapowiada, że zabije go, jeśli ten ponownie zbliży się do jego żony. Jenny nie dostrzega rzeczywistych intencji producenta, który traktuje ją jako kolejną zdobycz, dlatego zgadza się na sekretne rendez-vous. Maurice jednak o wszystkim się dowiaduje, zabiera pistolet i udaje się do willi Brignona, gdzie znajduje go martwego. Przekonany, że dowody świadczą na jego niekorzyść, szuka pomocy u przyjaciółki i sąsiadki, Dory (Simone Renant), prowadzącej zakład fotograficzny lesbijki, potajemnie zakochanej w Jenny. Również Jenny zwierza się Dorze, mówiąc, że to ona zabiła Brignona rozbijając mu butelkę szampana na głowie, gdy zaczął się do niej dobierać. Obie udają się do willi, gdzie zabierają porzucone przez nią futro oraz zacierają ślady zbrodni. Śledztwo przejmuje Inspektor Antoine, który szybko rozplątuje misterną sieć pozorów utkaną przez oboje małżonków, starających się oczyścić z podejrzeń. W końcu policjant wpada na właściwy trop, znajdując winnego zabójstwa.


Nie jest "Quai des Orfèvres" szczytowym osiągnięciem Clouzota na miarę "Ceny strachu" czy "Widma", to solidny kryminał, ale nic ponadto. Chociaż film spotkał się z dość krytyczną opinią na temat intrygi, postrzeganą, mówiąc eufemistycznie, jako średnią i niespecjalnie zawiłą, za szybko ujawniającą pewne treści, pozbawioną suspensu, czyli tego, co można określić sercem kryminału. Trochę jednak na wyrost mówi się o maskowaniu przez Clouzota słabości powierzchownej fabuły mocnym eksponowaniem partii dramatycznych ukazujących relacje w trójkącie Jenny, Marucie i Dora. Bardziej wypada potraktować "Quai des Orfèvres" jako nowatorską próbę zerwania z fabuły jako głównej siły napędowej na rzecz studiów nad psychologicznym dramatem osób, wynikającego ze zbrodni, namiętności, zazdrości oraz tłumionych rządz i emocji. Z drugiej strony warto pamiętać, że przy ocenie filmów Clouzota krytyka zawsze wychodziła o krok naprzód, szukając w jego twórczości czegoś więcej, symboliki, głębszych przesłań, moralizatorstwa, elementów metafizyki czy odpowiedzi na pytania dotyczących natury ludzkiej niż tylko specyficznych zainteresowań reżysera wynikających z fascynacji gatunkiem kryminalnym.

Niemniej Clouzot, pomimo reputacji tyrana i cynika, tworzy zaskakująco poruszający portret przyjaźni oraz małżeństwa, uwypuklając w świecie przemysłu rozrywkowego kwestię lojalności, zaufania, wierności i wszystkiego tego, co ludzie są w stanie zrobić z miłości, nawet jeśli będzie oznaczało to przyznanie się do zabójstwa, którego nie popełnili. Wielką wartością "Quai des Orfèvres" pozostają utrzymane w tonie ekspresjonistycznym czarno-białe zdjęcia, wykonane przez Armanda Thirarda, utrwalające widok powojennego Paryża. Utrwalające jego duszną atmosferę, stare, pełne gwaru i życia ulice, zadymione knajpki, obskurne mieszkania, przygnębiające posterunki policji. Skrzące się masą dobrze oddanych szczegółów, prawie tak dobre jak te wykonane przez Roberta Kraskera w "Trzecim Człowieku" (1949) Carola Reeda. Powrót Henri-Georgesa Clouzota na stołek reżyserski został dostrzeżony i uhonorowany nagrodą dla najlepszego reżysera na Festiwalu w Wenecji w 1947 roku.

17 komentarzy :

  1. Filmy Clouzota należą do moich największych zaległości. Kiedyś próbowałem obejrzeć "Cenę strachu" i "Widmo", ale wytrwałem tylko pierwsze 10-15 minut, co mnie dziwi bo czarno białe starocia, a w szczególności kryminały i thrillery, zwykle lubię oglądać. Musiałem chyba mieć zły dzień ;) Wkrótce postaram się to nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie do nadrobienia. A jakbyś jeszcze machnął tekst o "Widmie" to ... to ja bym go na pewno przeczytał ;-)

      Usuń
    2. jak chcecie, to ja reckę Widma mogę pierdyknąć ;)

      Usuń
  2. w takim razie... na wtorek? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale w końcu który ? ( z nas, nie wtorek )

    OdpowiedzUsuń
  4. Zróbmy tak - ja napiszę swoją, Ty Simply swoją i wrzucimy obie w jednym temacie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Deal. Tylko nie wiem, czy wyrobię się na wtorek. Tak czwartek-piątek deadline'owo bym proponował.

    Ps. Już kiedyś gdzieś obiecałem zapodac tekst i nędznie zawiodłem.. zostając z brzemieniem reckowego lorda Jima ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ok, piątek też pasi! :)
      będzie to dla nas przyjemność :)
      reckowy Lord Jim :D :D :D

      Usuń
  6. Ja planuję podwójny seans z Clouzotem i podwójną recenzję ("Cena strachu" i "Widmo"). Może na piątek się uda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Cenę Strachu" to ja sam mam w planach najbliższych. Może byś jednak zmienił zdanie i opracował "Widmo" i "Morderca mieszka pod 21"

      Usuń
    2. Dobrze, sprawdzę też tego "Mordercę".

      Usuń
    3. A tak zupełnie przy okazji, jeśli natrafiłbyś gdzieś na "Szpiegów" Clouzota to nie omieszkaj podzielić się stosowną informacją.

      Usuń
  7. Biesiada widm nadciąga...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można nawet powiedzieć, że recenzencka orgia.

      Usuń
  8. Yeah , wszyscy już grzeją klawiatury, bo oto nowy Hobbit czy inny Łudi SrAlen ma w piątek premierę :D

    OdpowiedzUsuń