piątek, 29 sierpnia 2014

Operacja "Nowy Świat"


"New World" (2013) Park Hoon-junga to pochodzący z Korei Południowej film gangsterski utrzymany w konwencji dramatu kryminalnego. Koreański nurt gangsterski w kinie nieustannie rośnie w siłę, coraz mocniej przebija się do świadomości masowej i niewiele trzeba, aby w końcu awansował do grona klasyki kina azjatyckiego, gdzie dalej prym wiodą brutalne japońskie filmy o yakuzie oraz pochodzące z Hong Kongu filmy o triadach, dość często wzbogacone o motyw "heroic bloodshed". Jednak nie mogę zaliczyć "New World" do kategorii najlepszych koreańskich filmów gangsterskich, jakie widziałem. Trzy najlepsze obrazy tego gatunku, w moim przekonaniu, to: "A Bittersweet Life" (2005), "A Dirty Carnival" i "Nameless Gangster" (2012) - "New World" zajmuje miejsce tuż za podium, to mocny kandydat na lokaty 4-5, ale nie więcej, bo od wyżej wspomnianych jest słabszy.

Park Hoon-jung karierę w przemyśle filmowym rozpoczął od pisania scenariuszy. Pierwszym był "I saw the Devil" (2010), bardzo brutalny film pokazujący polowanie na seryjnego mordercę przez agenta służb specjalnych, którego ciężarna żona była jedną z ofiar szaleńca, drugim "The Unjust" (2010), dramat kryminalny odsłaniający patologie w koreańskim systemie sprawiedliwości. W roli reżysera zadebiutował historyczno-kostiumowym filmem "The Showdown" (2011), który, nie odnotował dobrego przyjęcia ani wśród widzów, ani wśród krytyków. Dopiero drugi film Park Hoon-junga, czyli "New World" stał się sukcesem artystycznym i komercyjnym.

Od strony techniczno-wizualnej do "New World" nie można się przyczepić. Jest to film elegancki, niezwykle stylowy, przepięknie nakręcony. Idealnie skonstruowany jak przystało na epicki dramat kryminalny odnoszący się do klasyki gatunku. Wspaniałe panoramiczne zdjęcia autorstwa Chung Chung-hoona i Yu Eoka, jaskrawe barwy, masa szczegółów, muzyka oddająca nastrój, nierozerwalnie złączona z obrazem. To oczywiste zalety, choć nie najważniejsze. Najważniejszy jest bowiem tok narracji. "New World" ma swoje specyficzne tempo, akcja nie toczy się ani za wolno, ani za szybko. Kiedy trzeba potrafi przyspieszyć i nabrać na intensywności, jak w przypadku scen przemocy pokazujących porachunki między gangsterami, a kiedy trzeba zwalnia. Sposób narracji nie każdemu przypadnie do gustu, bo sceny przemocy, czy szerzej biorąc sceny dynamicznej akcji, charakterystyczne dla współczesnych filmów gangsterskich, zostały ograniczone. Pojawiają się, są absolutną koniecznością, ale nie występują bezsensownie. Większość filmu opiera się na partiach dramatycznych, scenach dialogowych, angażujących uwagę i dostarczających równie wysokiego napięcia i emocji co tradycyjnie rozumiana akcja. Dodać trzeba, że Park Hoon-jung w "New World" unikał popadnięcia w tony melancholijne i sentymentalne, typowe chociażby dla obu części "Election" Johnniego To, wszystko dobrze wyważył, nie pozwolił sobie na dezynwolturę. Absolutnie mistrzowska precyzja i spektakularne osiągnięcie dla kogoś, kto na dobrą sprawę przy skromnym dorobku ciągle pozostaje raczej adeptem reżyserskiego rzemiosła niż doświadczonym twórcą. Park Hoon-jung dobrze rokuje na przyszłość i miejmy nadzieję, że nie osiądzie na laurach, tylko dalej będzie się rozwijał, zwłaszcza, że  "New World" to pierwsza część z planowanej trylogii.


Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić to właśnie do scenariusza, który Park Hoon-jung napisał. Nie wiele zostawił w nim miejsca na oryginalność. Pełnymi garściami czerpał z klasyki kina gangsterskiego. Prawdę mówiąc, konstrukcja fabuły wygląda tak, jakby zebrał najpopularniejsze motywy i szablony, które pojawiały się w ostatniej dekadzie w najlepszych azjatyckich filmach poświęconych kryminalnemu półświatkowi, w typie między innymi: obu części "Election", trylogii "Infernal Affairs", "Outrage" i "Outrage Beyond", a nawet "Oldboya" i wzbogacił konstrukcję fabuły, bohaterów, poszczególnych scen i finału o elementy zapożyczone z "Ojca Chrzestnego", którego jest wielkim fanem. Gdzieś przy okazji trafiłem na informacje, że filmy Coppoli widział około stu razy. Fabularnie mamy do czynienia z historią walk o sukcesję w organizacji przestępczej widzianej z perspektywy zakonspirowanego w jej szeregach na dość wysokim stanowisku policjanta, który w pewnym momencie zostaje zmuszony do dokonania dramatycznego wyboru, wobec kogo zachować lojalność.

Skrótowe potraktowanie fabuły jest pewnym krzywdzącym uproszczeniem, dlatego trochę ten wątek rozwinę. Bardzo oryginalnym pomysłem było pokazanie świata przestępczego we współczesnym Seulu z zupełnie nieoczekiwanej strony. Centrum wydarzeń jest Goldmoon, najpotężniejszy syndykat zbrodni, który powstał po zjednoczeniu trzech gangów, a który funkcjonuje niczym korporacja, ukrywając się za prowadzeniem legalnego biznesu. Jest prezes organizacji, wiceprezes, dyrektorzy wykonawczy, rada nadzorcza. Wszyscy chodzą w drogich garniturach, posługują się ekskluzywnymi gadżetami. Pewnego dnia policja aresztuje dotychczasowego prezesa, którego jednak musi wypuścić z powodu braku decydujących dowodów. Prezes w drodze do domu ginie w tajemniczym wypadku drogowym. Organizacja staje przed trudnym wyborem nowego przewodniczącego, największe szanse mają dwaj gangsterzy pełniący funkcję dyrektorów, - jeden, Jung Chung (Hwang Jung-min) zajmuje się sprawami zagranicznymi, drugi, Lee Joong-gu (Park Sung-woong) sprawami krajowymi. Rozpoczynają się walki frakcyjne, w które ingeruje policja, inicjując operację "Nowy Świat", mającą polegać na takim manipulowaniu sytuacją wewnątrz Syndykatu, aby ostatecznie przejąć nad nim kontrolę. W tym celu dowodzący akcją Kapitan Kang (Choi Min-sik) wykorzystuje Ja-sunga (Lee Jung-jae), policjanta umieszczonego wewnątrz Goldmoon, który po ośmiu latach pełnej niebezpieczeństw pracy, chce się wycofać, zwłaszcza, że jego żona jest w ciąży. Ale zmuszony szantażem podejmuje się wyznaczonego zadania.


Fabuła rozkręca się powoli i choć jest bardzo skomplikowana, to rozgrywka o sukcesję została pokazana w sposób dość powierzchowny, reżyser nigdy nie wchodzi maksymalnie w głąb mrocznego, bezwzględnego świata zorganizowanej przestępczości i nie ukazuje pełnej motywacji jego członków. Nie to jest jednak najgorsze, lecz pewna przewidywalność w stosunku do tego, jak zakończy się ta historia. Jeśli ktoś widział wspominane przeze mnie tytuły, które stanowiły źródło inspiracji, nie będzie miał problemów z przewidzeniem finału. Nie znaczy to, że film ogląda się źle. Nic bardziej mylnego, Park Hoon-jung zrobił bardzo dużo, aby fabuła była atrakcyjna. Skomplikowaną historię odsłania warstwa po warstwie, sącząc powoli informacje, stopniowo wciąga w świat Goldmoon widziany oczami Ja-sunga, porusza nieśmiertelne motywy zbrodni, sprawiedliwości, lojalności, przyjaźni i zdrady. Prowadzi grę z widzem mnożąc wątki, dodając po drodze liczne zwroty akcji, służące wzmocnieniu uczucia zaskoczenia, utrzymania napięcia i ukrycia prawdziwych powodów działań poszczególnych postaci. Cała ta bardzo stylowa gmatwanina do pewnego stopnia spełnia swoje zadanie, przerabiając utarte schematy, nie zastępuje jednak kulejącej oryginalności. Mimo to jest to film, który po prostu trzeba zobaczyć. Ma zadatki na pozycję klasyczną, ale nie kanoniczną.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz