sobota, 2 sierpnia 2014

Elastyczność przede wszystkim! Johnnie To i Wai Ka-Fai w rozmowie z Shellym Kraicerem.


Rozmowa przeprowadzona przez Shelly'ego Kraicera z Johnniem To i Wai Ka-faiem z okazji pojawienia się obu na Toronto International Film Festival’s Midnight Madness, gdzie ich "Fulltime Killer" (2001) był najważniejszym punktem programu, opublikowana w "Senses of Cinema" w grudniu 2001 roku. Wywiad poprzedzony był wstępem, zarysem sylwetek obu filmowców, z którego postanowiłem zrezygnować, ograniczając się stricte do pytań i odpowiedzi.

Shelly Kraicer: Tempo "Fulltime Killer" było bardzo szybkie i całkiem ekscytujące, ale nie tak nieubłaganie, jak w ostatnim filmie Tsui Harka "Time and Tide". Na przemian stosowaliście partie spokojne z niewiarygodnie szybkimi sekwencjami. Jak zaplanowaliście i zbudowaliście tempo filmu?
Johnnie To: Po pierwsze scenariusz Wai Ka-Faia zapewnił przestrzeżeń dla reżysera. Wiesz, w tego typu filmach z Hong Kongu, nie ma zbyt wielu dialogów. To oznacza, że scenarusz daje reżyserowi możliwość stworzenia nastroju. Dlaczego tempo akcji jest takie? Chciałem stworzyć w filmie nastrój pełen fantazji, który był nie tylko gwałtowny, nie tylko pełen strzelanin, ale by był czymś w rodzaju tańca.

SK: Więc ton umyślnie był fantastyczny, jakby był stworzony w czyjejś wyobraźni?
JT: Wyobraźnia. Jeśli film ma wiele dialogów, musisz dozować je bardzo ostrożnie. Nie w "Fulltime Killer". Scenariusz wprowadza sytuacje, miejsca, postaci, a moim zadaniem jest przekształcić to w fantazję. Wai Ka-Fai i ja zgodziliśmy się, że odczucie, podstawa filmu jest fantastyczna, a nie brutalna. Weź na przykład scenę, w której Tok idzie przez ulicę, aby zabić człowieka, który pali papierosa. Możesz nakręcić taką scenę bardzo szybko, w dodatku z walkami ulicznymi. Ale nie chciałem tego, to byłoby zbyt dosłowne. Podczas strzelaniny na ulicy, chciałem zatrzymać wymiar czasu na dłużej. Jak długo mogę sprawić, żeby to trwało? To punkt odniesienia zależny od tego jaki stworzysz nastrój, styl filmu.

SK: "Fulltime Killer" zmienia się radykalnie w ostatnich trzydziestu minutach. Inspektor policji Simon Yam, wcześniej postać drugorzędna, staje się głównym punktem historii i pierwszoosobowym narratorem. To może być dość zaskakujące i dezorientujące dla publiczności; wyzwanie w kontekście wprowadzania dodatkowych warstw narracyjnych w filmie komercyjnym - retrospekcje w ramach retrospekcji, zmiana narratora, nieustanna seria osadzonych perspektyw - to niełatwe. Jak udało wam się zrównoważyć złożoność narracji wobec prostej fabuły?
Wai Ka-Fai: Co spodobało mi się w powieści, to jej opowiadanie z różnych punktów widzenia, oraz wielu narratorów. Tak więc kiedy zająłem się jej przekładem, miałem pomysł: co jeśli to wszystko było tylko fikcją? I zacząłem wcielać ten pomysł w życie. Zatem, zmiana narratora - nagle jego rolę przejmuje Simon Yam - sugeruje, że, w pewnym sensie, to, co widzieliśmy do tej pory, było fikcją napisaną przez szaleńca. Nie rozumiemy nawet, o czym jest właściwa historia. Ja rozszerzyłem właśnie ten pomysł o fikcję: wszyscy w tym filmie opowiadają sobie zmyślone opowieści.

SK: Czy istnieje jakaś ukryta głęboko warstwa, prawda pozostawiona publiczności, nad którą będzie ona mogła rozmyślać? Czy chcecie żeby było to raczej coś niezobowiązującego ?
WKF: W oparciu o pojęcie fikcji, to, co z obrazu wynosi publiczność jest niejasne. Myślę, że autor powieści inspirował się filmami i książkami o płatnych zabójcach. Kiedy dokonywałem przekładu, pomyślałem o wykorzystaniu i stworzeniu czegoś nowego, będącego symbolem fikcyjności. Możesz zobaczyć w "Fulltime Killer" wiele scen, które będą przypominać Ci inne filmy, i to jest zamierzone, podkreślając jego fikcyjność. 

SK: A jak Ty Johnnie zrównoważyłeś złożoną narrację z komercyjnym podejściem do filmu w "Fulltime Killer"?
JT: To jest problem: jeśli chcesz nakręcić bardziej komercyjny film, wtedy nie będzie to "Fulltime Killer". Wiedzieliśmy, co widzowie chcieliby obejrzeć. Ale ten film jest ciekawy dla mnie. Lubię go z powodu scenariusza. Jak Wai Ka-Fai powiedział: nie chodzi o to, co jest oczywistą prawdą. Możesz dodać jeszcze jedno zakończenie do filmu, a potem jeszcze kolejne... Ale jeśli chcesz, aby publiczność poszła za tobą, kiedy pracujesz nad fabułą, to nie jest łatwe. Dlaczego miałbym zmienić "Fulltime Killer" w taki film, jaki chcieliby widzowie? Jeśli będę chciał zadowolić widzów filmem, to nie będzie ten; być może nasz następny.

SK: Na przykład tak jak obaj zrobiliście przy okazji "Needing You", waszego wielkiego sukcesu kasowego z 2000 roku?
JT: Tak, coś w tym rodzaju. Naszym celem w przypadku "Fulltime Killer" było zrobić film, jaki nam się spodoba.

Fulltime Killer
SK: I pozwolić widzom przyjść do was samemu.
JT: Tak. A to może być bardzo trudne dla publiczności hongkońskiej. Oni chcą historii, za którą łatwo nadążyć, chcą więcej kina nowoczesnego, technologicznego, większego rozdźwięku z ich życiem. "Fulltime Killer" zmusi ich do myślenia. Komercyjny film prosi widzów jedynie o podążanie za pokazywane historią, a nie o rozmyślanie o niej. To trudne. Na początku nie zamierzałem zaakceptować, że publiczność nie pozna "prawdziwej" historii. Ale w trakcie powstawania obrazu, pozostawiłem otwarte wszystkie perspektywy, nie zmieniać niczego w stosunku do oryginalnej, otwartej koncepcji Wai Ka-Faia.

SK: Ale "Fulltime Killer" wciąż był bardzo dochodowy: kasowy sukces w Hong Kongu, nieprawdaż?
JT: Powodzenie, jakim cieszył się film, spowodowane było osobą Andy'ego Lau. To wielka gwiazda, która przyciąga tłumy do kina. Ludzie go lubią.

SK: Obaj pojawiacie się w czołówce jako współproducenci i współreżyserzy w ponad dziesięciu filmach wyprodukowanych przez waszą firmę, Milkyway Image. Opiszcie proces waszej współpracy: jak wspólnie pracujecie, jak dzielicie się obowiązkami? Co dajecie sobie nawzajem, co sprawia, że tak dobrze pracujecie jako zespół?
WKF: Jesteśmy bardzo blisko siebie, ważne jest w tym wypadku wzajemne zaufanie. Dość często, kiedy, czy to Johnnie, czy ja, wychodzimy z pomysłem, on ma dużo wiary we mnie. Tak więc wykorzystuję pomysł i buduję wokół niego scenariusz. Czasami twórczy proces pisania scenariusza odbywa się równocześnie z kręceniem filmu. Johnnie jest na pierwszej linii robiąc film, kiedy ja wciąż piszę scenariusz. Ale jesteśmy tak zgodni, że bez względu na to, co daję Johnniemu, będzie dobrze przyjęte.

JT: Naprawdę wierzę w kreatywność Wai Ka-Faia: jego teksty, pomysły, wszystko. To sprawia, że łatwiej mi zajmować się produkcją. Na początku Wai zajmuje się kontrolą tego procesu. Ja tylko zamieniam jego wizje na obrazy. W Hong Kongu nie mogę znaleźć nikogo takiego jak on: jego dyspcyplina, talent, podejście do budżetu (śmiech). Lubimy razem robić filmy.
WKF: Mam pełne zaufanie do pracy Johnniego. Ale myślę, że nasze osobowości i podejście do pracy to luźna analogia do yin i yang. Kiedy Johnnie staje się za bardzo nerwowy, staram się go uspokoić, ponieważ jeśli obaj stalibyśmy się za bardzo agresywni, nic by na się nie udało. Dobrze sie uzupełniamy, na dobre i na złe.

SK: Obaj byliście cytowani, kiedy mówiliście o sobie, że macie zadanie, misję, żeby ożywić przemysł filmowy w Hong Kongu. Co daje wam poczucie tej misji, i jakie do tej pory, waszym zdaniem, odnieśliście sukcesy?
JT: Jeśli nie możemy odmłodzić przemysłu, wesprzeć go i uczynić bardziej interesującym, wtedy inwestorzy nie będą zainteresowani dofinansowaniem. Dlaczego inwestor chce zainwestować pieniądze w hongkoński przemysł filmowy? Aby zarobić. W Milkyway Image dążymy do zachowania równowagi między filmami jakie lubimy, a filmami, które lubi publiczność. To nasz cel. Parę lat temu, robiliśmy tylko filmy, jakie nam się podobały. Ale to zabiłoby przemysł. 

SK: Masz na myśli wasze mroczne, dobrze przyjęte wśród krytyków filmy, takie jak "Too Many Ways to be No. 1" (1997), "The Longest Nite" (1998) i "Expect the Unexpected" (1998)? Niespecjalnie odniosły sukces finansowy.
JT: (śmiech) Taa, nie cieszyły się wielkim zainteresowaniem w Hong Kongu ale w końcu, wiele osób mówiło nam: "to naprawdę dobre filmy...". Ale ten rodzaj wsparcia to za mało, aby ożywić przemysł. Tak więc postanowiliśmy w 1999 roku, że nakręcimy pierwszy film pod gusta publiczności. Wiedzieliśmy, że jeśli odniesiemy sukces, będziemy mieć czas i pieniądze, żeby nakręcić filmy, które lubimy, jak "Fulltime Killer". W rezultacie udało nam się (z "Needing You"- przyp.tłum.). Komercyjne filmy, które wyprodukowaliśmy w zeszłym i w tym roku, notują dobre wyniki finansowe w kinach. I myślę, że to się nie zmieni. Co oznacza, że inwestorzy dadzą nam, jak i innym producentom pieniądze na kolejne filmy w Hong Kongu. To nie łatwa sprawa. Dobrzy reżyserzy rosną w doświadczenie: uczą się jak kontrolować budżet, jak pracować z aktorami i aktorkami. Na to potrzebują czasu. Możemy potrzebować minimum dziesięciu lat, żeby wyszkolić dobrych reżyserów i scenarzystów w sposób, jaki chcemy.

Too Many Ways To Be No.1
SK: Jesteś bardzo wszechstronnym filmowcem: robiłeś komedie romantyczne, farsy, filmy policyjne, gangsterskie oraz dramaty. Jakie jest twoje podejście do gatunku filmowego? Lubisz przekraczać granice, czy doszlifowywać nierówności, tworzyć obrazy interesujące, świeże i oryginalne?
JT: Lubię zajmować się różnymi gatunkami kina. Ale oczywiście nie zawsze możesz wybrać ten typ filmu, który byś chciał. Czasem trzeba wziąć pod uwagę wymogi rynku. Jeśli spytasz, jaki film chcę zrobić, to nie będzie to film, który odniósłby komercyjny sukces. Myślę, że wolałbym inny typ kina, ale potrzebuję większego doświadczenia w reżyserowaniu, żeby się przekonać jaki konkretnie.
WKF: To, co nazywasz gatunkiem filmu, my nazywamy "filmem publiczności". Są takie elementy w filmach, które widzowie i rynek docenią. Dlatego mamy jasne zasady rozróżniające film komercyjny a osobisty. Za każdym razem, kiedy planujemy zrobić film, jasno precyzujemy co będziemy robić. Wiemy, że istnieją pewne zasady gatunkowe, których nie możemy naruszyć. Ale oczywiście staramy się dodać coś nowego, co nadal będzie stosować się do zasad i ich nie naruszy. Kiedy robimy film osobisty, wtedy, obrazowo mówiąc, cały świat jest nasz; możemy robić wszystko, na co mamy ochotę.

SK: Wyprodukowany przez Milkyway Image dramat szpitalny "Help!!!" wydaje się zaskakująco odmiennym gatunkiem dla was: czarna komedia, satyra z politycznymi podtekstami. Skąd pomysł na ten projekt?
WKF: Film został nakręcony pod presją czasu; z góry pomyślany, by jego premiera odbyła się określonego dnia. Johnnie nie był zainteresowany zrobieniem małego filmu na jednym planie z dwoma aktorami, chcieliśmy podjąć wyzwanie i zrobić duży film. Tak więc, w twórczym procesie przy niesamowitej presji, to, co z tego wyszło, było czymś w rodzaju "genów Milkyway Image" w naszych ciałach. Które zostały być może odrzucone w trakcie kręcenia "Needing You". Ale ponownie nas przejęły, gdy byliśmy pod presją i w rezultacie powstało "Help!!!".
JT: To było nie lada wyzwanie. Było tylko 27 dni pomiędzy moją rozmową z Wai Ka-Faiem, a dniem, w którym film miał trafić do kin.

SK: Udało wam się tego dokonać dzięki  "tempu w stylu Wong Jinga"?
JT: Tak, chcieliśmy zrobić szybko film o dobrej jakości. Musiał być wystarczająco dobry, aby nazwać go godnym Milkyway Image.

SK: Jak pracujesz z aktorami? Dajesz im dużo swobody na planie, czy każesz sztywno trzymać się scenariusza?
JT: To zależy od aktora. Na początku zostawiamy mu swobodę. Jeśli nie potrafi zapanować nad swoją postacią w filmie, wtedy przejmujemy kontrolę i zajmujemy się tym sami. Sammi Cheng (aktorka, gwiazda "Needing You" i "Love on a Diet" i piosenkarka Catnopop, którą filmy To uczyniły najbardziej kasową aktorką w Hong Kongu) jest bardzo szczególna. Kiedy kręcę z nią film, po każdej scenie, wracamy do Wai Ka-Faia. On z dnia na dzień widzi co jest najbardziej interesujące w Sammi i potem dokonuje zmian w scenariuszu, które robimy codziennie. Cokolwiek dobrze działa, wykorzystujemy to i wprowadzamy do scenariusza. To moja metoda na produkcję filmów komercyjnych.

SK: Więc chodzi o elastyczność?
JT: Elastyczność przede wszystkim. Wai Ka-Fai dokona zmian w każdej postaci, jeśli będzie to niezbędne. Wszystko można zmienić, na poczekaniu. A następnego dnia w trakcie produkcji wszystko może zmienić się ponownie.

SK: Czy Hollywood może jeszcze pracować w ten sposób?
JT: Już nie. Ale my tak: możemy zmienić co chcemy, kiedy chcemy.

SK: Czy jest jakiś film, który uważasz za najbardziej osobisty, najbliższy tego, co naprawdę chciałeś przekazać?
JT: Wiesz, niektóre filmy mają w sobie pewne dobre rzeczy, inne wręcz przeciwnie (śmiech). Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Ale lubię "Fulltime Killer", "The Longest Nite" i "The Mission".

SK: Wydaje się, że ulubionym filmem krytyków jest "The Mission". Czy to "artystyczny film Johnniego To"?
JT: Nie wiem. To film, który chciałem nakręcić. Nie wiem co to za gatunek. Ale miał mały budżet - 2.5 miliona dolarów hongkońskich (mniej więcej 320 tys. dolarów amerykańskich), więc nie było ryzyka.

SK: Sugerowano, że "Hard Boiled" (1992) Johna Woo było rodzajem wizytówki do Hollywood, katalogiem techniki i stylu, który pokazywał go w najkorzystniejszym świetle przed potencjalnie nowym rynkiem na Zachodzie. Czy twój "Fulltime Killer" można uważać za twoją własną wizytówkę do Hollywood?
JT: Nie. Wcześniej już wielokrotnie odpowiadałem na to pytanie. Chcemy dalej robić filmy w HK. Chcemy rozwijać nasze projekty. Ale jeśli pojawi się okazja, żeby zrobić jakiś film na Zachodzie, to dobrze. Może Wai Ka-Fai i ja postanowimy zrobić go wspólnie - on napisze scenariusz dla zachodniego filmu, a ja go wyreżyseruję. Ale wtedy nie byłby to tylko film dla amerykańskiej publiczności. Dla nas "Fulltime Killer" nie jest środkiem, który miałby zabrać nas w pociąg do Hollywood.

SK: Czy macie w planach kontynuować wasze partnerstwo w ramach Milkyway Image i robić następne filmy? Chińska prasa ostatnio podała, że odszedłeś (JT) z zarządu China Star Entertainment, aby móc skupić się tylko na reżyserowaniu?
JT: Chcę przeznaczyć więcej czasu i energii na prodkucję. Oczywiście, mam nadzieję, że Wai Ka-Fai i ja będziemy zajmować się kolejnym projektami i produkować kolejne filmy. Szczególnie jednak chcemy wspierać nowych reżyserów, scenarzystów i aktorów w naszej firmie. To jest nasz plan. Mam nadzieję, że wspólnie będziemy to robić przez wiele lat
WKF: Chcemy kontynuować współpracę, i nadal wspierać nową generację filmowców w Hong Kongu

vindom

 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz