"Nikt nigdy nie dowie się, czy dzieci są potworami, czy potwory dziećmi"
Debiut Phillipa Ridleya, The Reflecting Skin, to jeden z najbardziej poruszających a zarazem mrocznych i przesiąkniętych pesymistyczną wizją świata obrazów, jakie dane mi było oglądać. Kto wie, czy nie największy z nich? Na wskroś oryginalny, pod płaszczykiem wampirycznego horroru przemyca treści egzystencjalne, robi prawdziwą miazgę z mózgu nieprzygotowanego widza. Film, który zakorzenił się głęboko w moim umyśle, co jest tym bardziej paradoksalne, że po skończonym seansie nie czułem najmniejszej chęci na jego powtórkę. Wróciłem do niego po trzech latach, z pewnymi obawami, które jednak rozwiały się po kilku minutach seansu, dobitnie utwierdzając mnie w przekonaniu, że oto obcuje z dziełem kompletnym, dopracowanym w każdym szczególe, przedstawiającym wizję świata jako miejsca przepełnionego złem, z okrutnym Bogiem - kreatorem, w milczeniu obserwującym swoje gospodarstwo.
Kilkuletni Seth Dove, żyje na farmie z rodzicami - biernym ojcem, oraz apodyktyczną, znerwicowaną, psychicznie niestabilną matką, pomaga im w prowadzeniu stacji benzynowej, wyczekując na powrót ukochanego brata z wojennej zawieruchy. Codzienne życie pośród wypalonych słońcem bezkresów to dosyć brutalne zabawy z kolegami, polegające m.in. na pompowaniu żab, które następnie eksplodują na oczach nieświadomych przechodniów. W tym opuszczonym przez Boga miejscu pojawia się pewnego dnia Dolphin Blue, samotna wdowa, pragnąca ukoić smutek po zmarłym mężu w jego domu rodzinnym. Miejsce to oczywiście zamiast łagodzić ból, powoduje kolejne wybuchy żalu i przerażającej do granic samotności, jaką odczuwa owa dama. Mały Seth podpatruje u taty popularną broszurę traktującą o wampiryzmie; niewiele czasu potrzeba, aby skojarzyć opis krwiopijcy z ubierającą się na czarno samotną kobietą. Traf chce, że wracający z wojny brat Setha, Cameron, zakocha się w eterycznej Dolphin i będzie spędzał z nią coraz więcej czasu. A gdy w okolicy zaczną znikać dzieci, wystarczy wskazać palcem na bladą wampirzycę, żeby odzyskać brata i przywrócić światu jego dawny bieg.
Tak jak bohaterki Onibaby będą wiecznie przemykać pośród wysokich traw, tak Seth Dove już na zawsze stanie się więźniem własnego wyboru z dzieciństwa. Widzę go biegnącego między kolejnymi łanami zboża, co jakiś czas tylko wystawiającego spoza nich głowę. To jego piekło, miejsce na które sam się skazał. Być może to jednak Set, egipski demon, jest winny wszystkich uprowadzeń i zbrodni, będąc jedyną osobą, która spotyka czarny samochód domniemanych porywaczy; a jeśli to tylko jego potężna wyobraźnia? Byłaby wtedy The Reflecting Skin opowieścią nie o piekle dorastania, lecz uchwyceniem zła w jego zalążku, w możliwie najczystszej postaci. Wtedy Seth Dove dołączyłby do galerii najbardziej niesamowitych morderców w historii... Z drugiej strony może jest niewinnym Gołębiem, obserwatorem wydarzeń, co do których nie ma pewności jak je sklasyfikować - wtedy stanie się postacią tragiczną, na zawsze naznaczoną piętnem zbrodni. A jeśli tak, to ostatnią, wstrząsającą scenę uznać należy nie za katharsis, a jedynie za zrozumienie własnych grzechów. Niewinność może być piekłem - mówi w ostatnich scenach Dolphin Blue - Seth zrozumie tą prawdę jednak zbyt późno, by ocalić własną duszę...
Znakomity, poruszający debiut Ridleya to jeden z najważniejszych obrazów początku lat 90-tych. Niesłusznie zapomniany, czeka na swój czas - dla wszystkich fanów klimatów rodem z True Detective rzecz godna polecenia. Na dodatek z dużo lepszym zakończeniem.
haku
,, Heartless'' i ,, Dark Noon Passions'' też warto obczaic, tak samo gangsterski ,,Krays'' do którego Ridley napisał niesamowity scenariusz. Nie tak doskonałe, jak ,, Reflecting Skin'', ale warto.
OdpowiedzUsuńPs. Czarna Wołga miażdży, urban legends to widac ,, obywatelki świata'' :)
Passion of Darkly Noon - dokładniej mówiąc ;)
OdpowiedzUsuńNiestety te inne Ridleye już nie tak bardzo mi podeszły, choć scenariusze to gość faktycznie pisał mistrzowskie.
Z tą czarną wołgą to faktycznie motyw "światowy".
,,Heartless'' moim zdaniem jest całkiem niezły, a jak się weżmie pod uwagę, że to comeback po 15 latach milczenia, to się na prawdę ceni. Jak życie uczy im dalej w czasie , tym gorzej mają angielscy comebackerzy : Robin Hardy na stare lata przypomniał sobie o ,, Wicker Manie'' i odjebał takiego crapa , że tylko sobie w łeb strzelic ( Wicker Tree ). A Nicholas Roeg zrobił swój drugi horror po ,, Don't Look Now'' dopiero po 34 latach : ,,Purchawka'' ( Puffball ) z 2007 to dziwoląg , jakich mało, nie jestem pewien, czy w dobrym tego słowa znaczeniu . Muszę sobie przypomniec. Na pewno jest to film chory....
OdpowiedzUsuńPurchawka - wyobraźnia zaczyan pracować :D
UsuńTytuł starczy za całą recenzję...
Zaczynam szukać.