Podobno gdy Christopher Reeve przeczytał scenariusz, mocno zapalił się do nakręcenia filmu, ale z uwagi na problemy z dopięciem budżetu sprawiły, że nim prace nad "Street Smart" (1987) rozpoczęły się na dobre, wystąpił w kolejnej części "Supermana". Dopiero wtedy wytwórnia Cannon Film na mocy zawartego porozumienia wsparła finansowo projekt Reeve'a. Reżyserię powierzono Jerry'emu Schatzbergowi znanemu z głośnych w latach 70. "The Panic in Needle Park" i "Scarecrow".
Reeve wciela się w ambitnego młodego dziennikarza, Jonathana Fishera, którego pomysły na kolejne artykuły nie znajdują uznania u naczelnego. Zagrożony utratą pracy postanawia napisać o alfonsie z nowojorskich ulic, ale zbieranie materiałów idzie bardzo opornie, nikt nie chce z nim rozmawiać. Zdesperowany tworzy zmyślony artykuł, który po opublikowaniu staje się wielką sensacją, a autor pod wpływem popularności umacnia swoją zawodową pozycję oraz zaczyna pracować jako uliczny reporter dla kanału informacyjnego. Problemy zaczynają się, kiedy po lekturze artykułu prokurator okręgowy dochodzi do wniosku, że bohaterem historii jest oskarżony o morderstwo prawdziwy alfons, zwany Fast Black (Morgan Freeman), przeciw któremu toczy się proces, a który sam zaczyna wierzyć, że artykuł opisuje jego działalność, toteż bardzo zależy mu, aby dowiedzieć się, co dokładnie wie Jonathan i kto był jego źródłem informacji.
Fabuła "Street Smart" rozchodzi się w dwóch różnych kierunkach. Jeden koncentruje się na ukazaniu świata ludzi ulicy i desperackiej próbie wyprostowania sytuacji, w jakiej znalazł się główny bohater, drugi - skupia się na satyrycznym ujęciu funkcjonowania mediów i roli jaką pełnią we współczesnym świecie. Fisher postawiony w bardzo nieciekawej sytuacji zaczyna kalkulować - czy wyjawić prawdę i stracić wszystko, co niedawno zyskał, czy może zawrzeć porozumienie z Fast Blackiem i kontynuować farsę? Alfons szybko orientuje się, co jest problemem dziennikarza, dlatego proponuje układ. On potwierdzi, że jest prawdziwym bohaterem artykułu, a Fisher odpowiednio spreparuje notatki, których wydania żąda od niego prokurator, zapewniając mu alibi. Gdy reporter odmawia, Fast Black przestaje bawić się w uprzejmości, pokazuje ciemną stroną swojej natury, zaczyna brutalnie odgrywać się na bliskich Fishera, starając się za wszelką cenę uniknąć dożywocia. W końcu Jonathan postanawia wyznać prawdę, ale nikt nie wierzy, że był w stanie wymyślić całą tą historię. Kolejne kłamstwa i miganie się od prawdy doprowadzają do tego, że sytuacja przybiera efekt kuli śniegowej, niemożliwej do zatrzymania.
Zjadliwa satyra dotycząca działalności mediów, bezrefleksyjnej kreacji zjawisk i promowania osób przez prasę i telewizję, pogoń za chodliwym tematem i utrzymaniem słupków oglądalności lub czytelnictwa na właściwym poziomie, manipulowania widzami, oszukiwania opinii publicznej, jest niezwykle ciekawa, co dodatkowo podkreśla postać cynicznego naczelnego (Andre Gregory) w redakcji, w której pracował Fisher, urastającego niemal do rangi postaci groteskowej. Natomiast główny bohater okresowo zostaje pokazany jako młody oportunista, gotowy na daleko idące kompromisy moralne i etyczne. Jednakże w "Street Smart" kwestia mediów użyta została jako rodzaj dobudówki wobec przewodniego wątku, w dodatku pokazana w kompletnym oderwaniu od realiów. Mało prawdopodobne, aby w gruncie rzeczy przeciętny dziennikarz pokroju Fishera w tak szybkim tempie zdołałby odbudować swoją karierę. To nawet w ujęciu satyrycznym wypada - mówiąc wprost - głupio.
Ale sprawa mediów to nie jedyny błąd w konstrukcji fabularnej, jest ich, niestety, więcej. Chociażby pomysł romansu Fishera z Punchy (Kathy Baker), dziwką o złotym sercu pracującą dla Fast Blacka, w wyniku, którego odchodzi od niego jego dziewczyna, Alison (Mimi Rogers) razi sztucznością i naiwnością, podobnie rzecz ma się ze sceną, gdzie alfons zostaje wprowadzony na salony, mając służyć za coś w rodzaju sezonowego celebryty, z którym śmietanka nowojorska, demonstrując swoje postępowość i brak uprzedzeń rasowych, bardzo chce się bliżej poznać. Obudowanie takimi epizodami ciągną film w dół, marnują jego potencjał, wyhamowują akcję, osłabiają tempo i napięcie, co nie dopuszczalne jest w przypadku thrillera, za jakiego dzieło Schatzberga chce uchodzić. To o tyle dziwne, że reżyser w przeszłości całkiem dobrze poradził sobie z ukazaniem miejskiego koszmaru w "The Panic in Needle Park". Nie wypada nie wspomnieć o nadmiernym korzystaniu z masy schematów. Mocno cierpi na tym oryginalność. Właściwie można odnieść wrażenie, że w dużej mierze ma się do czynienia z pełnym błędów zlepkiem wykorzystywanych w przeszłości z dużo lepszym skutkiem rozwiązań oraz nielogicznych zachowań postaci. Montreal imitujący Nowy Jork wypada banalnie. Na tym tle w miarę dobrze wypada finał tej filmowej opowieści. Osobiście uważam go za całkiem dobry, mimo towarzyszącej mu moralnej naganności.
Rodzi się pytanie, czy skoro jest tak źle, to czy warto obejrzeć "Street Smart"? Moim zdaniem warto. Choć jest to film daleki od doskonałości. Jest kilka naprawdę mocnych, soczystych scen. Zupełnym zbiegiem okoliczności we wszystkich występuje Morgan Freeman. Tak się złożyło, że największą wartością tego filmu są aktorzy. Głównie zaś Morgan Freeman, który skradł show Reeve'owi. Właśnie rola alfonsa przyśpieszyła rozwój kariery tego aktora, otwierając przed nim szanse na wejście do pierwszej ligi Hollywood, z której to szansy, jak wiemy, skorzystał z nawiązką. To właśnie po "Street Smart" rozgorzała dyskusja czy aby Freeman nie jest najwybitniejszym czarnoskórym aktorem w Ameryce. Jakby nie było nominacje do Oscara i Złotego Globu dostał zasłużenie.
Żeby jednak nie było nieporozumień. Christopher Reeve nie wypada źle, zagrał bardzo poprawnie. Ze względu na warunki zewnętrzne, można powiedzieć, że był stworzony do roli adepta sztuki dziennikarskiej, który pewnych kwestiach zachowywał naiwność charakterystyczną dla kogoś, kto wychował się nie na ulicach, a w cieplarnianych warunkach, mając za sobą studia w ekskluzywnej uczelni, która nie uczy niczego poza teorią. A wiadomo co sobie można zrobić z teorią w życiu, gdy nie jest poparta doświadczeniem i obyciem. Kogoś, kto życia i typowego cwaniactwa dla dziennikarzy musi się dopiero nauczyć i że w w toku nauki bez "dostania po dupie" się nie obejdzie.
Choć może rola alfonsa nazbyt stereotypowo ukazała murzyna w społeczeństwie amerykańskim, to jednak Freeman wydaje się tym zupełnie nie przejmować. Gra ostro, błyskotliwie konstruując postać na zasadzie kontrastu. Zachowanie Fast Blacka zależy od humoru i okoliczności w jakich w danej chwili się znajduje. Jest postacią bardzo zwodniczą. Jeśli tylko chce, potrafi być równym gościem, przyjacielem, bratem-łatą, pełnym uroku osobistego. Niestety, chwile takie są dość rzadkie, przeważnie dominuje ciemna strona jego natury. Fast Black jest brutalnym maniakiem, specjalizującym się w zastraszaniu ludzi. Bardzo dobrze oddają to dwie sceny. Pierwsza - gdy nożyczkami terroryzuje Punchy, podejrzewając ją o zdradę, druga - kiedy Fisher w bardzo głupi sposób przerywa mu rozliczanie z inną z jego dziewczyn, ściągając na siebie gniew i psychopatyczne spojrzenie alfonsa, który jednocześnie rozbitą butelkę ciągle trzyma przy gardle dziewczyny. Prymityw w bezwzględny sposób narzucający otoczeniu własne zdanie, człowiek wulgarny, zdeprawowany, bez zasad, z wielką chęcią uniknięcia więzienia. Osobliwe połączenie paternalizmu z nagle okazywanym sadyzmem. Niewiele mu trzeba, aby w oka mgnieniu radykalnie zmienił swoje zachowanie. Wystarczy mina, gest, nieopatrznie rzucone słowo, a drzemiący w nim potwór wychodzi na zewnątrz. Film można było zrobić lepiej, ale dla roli Freemana po prostu trzeba obejrzeć.
Fabuła "Street Smart" rozchodzi się w dwóch różnych kierunkach. Jeden koncentruje się na ukazaniu świata ludzi ulicy i desperackiej próbie wyprostowania sytuacji, w jakiej znalazł się główny bohater, drugi - skupia się na satyrycznym ujęciu funkcjonowania mediów i roli jaką pełnią we współczesnym świecie. Fisher postawiony w bardzo nieciekawej sytuacji zaczyna kalkulować - czy wyjawić prawdę i stracić wszystko, co niedawno zyskał, czy może zawrzeć porozumienie z Fast Blackiem i kontynuować farsę? Alfons szybko orientuje się, co jest problemem dziennikarza, dlatego proponuje układ. On potwierdzi, że jest prawdziwym bohaterem artykułu, a Fisher odpowiednio spreparuje notatki, których wydania żąda od niego prokurator, zapewniając mu alibi. Gdy reporter odmawia, Fast Black przestaje bawić się w uprzejmości, pokazuje ciemną stroną swojej natury, zaczyna brutalnie odgrywać się na bliskich Fishera, starając się za wszelką cenę uniknąć dożywocia. W końcu Jonathan postanawia wyznać prawdę, ale nikt nie wierzy, że był w stanie wymyślić całą tą historię. Kolejne kłamstwa i miganie się od prawdy doprowadzają do tego, że sytuacja przybiera efekt kuli śniegowej, niemożliwej do zatrzymania.
Zjadliwa satyra dotycząca działalności mediów, bezrefleksyjnej kreacji zjawisk i promowania osób przez prasę i telewizję, pogoń za chodliwym tematem i utrzymaniem słupków oglądalności lub czytelnictwa na właściwym poziomie, manipulowania widzami, oszukiwania opinii publicznej, jest niezwykle ciekawa, co dodatkowo podkreśla postać cynicznego naczelnego (Andre Gregory) w redakcji, w której pracował Fisher, urastającego niemal do rangi postaci groteskowej. Natomiast główny bohater okresowo zostaje pokazany jako młody oportunista, gotowy na daleko idące kompromisy moralne i etyczne. Jednakże w "Street Smart" kwestia mediów użyta została jako rodzaj dobudówki wobec przewodniego wątku, w dodatku pokazana w kompletnym oderwaniu od realiów. Mało prawdopodobne, aby w gruncie rzeczy przeciętny dziennikarz pokroju Fishera w tak szybkim tempie zdołałby odbudować swoją karierę. To nawet w ujęciu satyrycznym wypada - mówiąc wprost - głupio.
Ale sprawa mediów to nie jedyny błąd w konstrukcji fabularnej, jest ich, niestety, więcej. Chociażby pomysł romansu Fishera z Punchy (Kathy Baker), dziwką o złotym sercu pracującą dla Fast Blacka, w wyniku, którego odchodzi od niego jego dziewczyna, Alison (Mimi Rogers) razi sztucznością i naiwnością, podobnie rzecz ma się ze sceną, gdzie alfons zostaje wprowadzony na salony, mając służyć za coś w rodzaju sezonowego celebryty, z którym śmietanka nowojorska, demonstrując swoje postępowość i brak uprzedzeń rasowych, bardzo chce się bliżej poznać. Obudowanie takimi epizodami ciągną film w dół, marnują jego potencjał, wyhamowują akcję, osłabiają tempo i napięcie, co nie dopuszczalne jest w przypadku thrillera, za jakiego dzieło Schatzberga chce uchodzić. To o tyle dziwne, że reżyser w przeszłości całkiem dobrze poradził sobie z ukazaniem miejskiego koszmaru w "The Panic in Needle Park". Nie wypada nie wspomnieć o nadmiernym korzystaniu z masy schematów. Mocno cierpi na tym oryginalność. Właściwie można odnieść wrażenie, że w dużej mierze ma się do czynienia z pełnym błędów zlepkiem wykorzystywanych w przeszłości z dużo lepszym skutkiem rozwiązań oraz nielogicznych zachowań postaci. Montreal imitujący Nowy Jork wypada banalnie. Na tym tle w miarę dobrze wypada finał tej filmowej opowieści. Osobiście uważam go za całkiem dobry, mimo towarzyszącej mu moralnej naganności.
Rodzi się pytanie, czy skoro jest tak źle, to czy warto obejrzeć "Street Smart"? Moim zdaniem warto. Choć jest to film daleki od doskonałości. Jest kilka naprawdę mocnych, soczystych scen. Zupełnym zbiegiem okoliczności we wszystkich występuje Morgan Freeman. Tak się złożyło, że największą wartością tego filmu są aktorzy. Głównie zaś Morgan Freeman, który skradł show Reeve'owi. Właśnie rola alfonsa przyśpieszyła rozwój kariery tego aktora, otwierając przed nim szanse na wejście do pierwszej ligi Hollywood, z której to szansy, jak wiemy, skorzystał z nawiązką. To właśnie po "Street Smart" rozgorzała dyskusja czy aby Freeman nie jest najwybitniejszym czarnoskórym aktorem w Ameryce. Jakby nie było nominacje do Oscara i Złotego Globu dostał zasłużenie.
Żeby jednak nie było nieporozumień. Christopher Reeve nie wypada źle, zagrał bardzo poprawnie. Ze względu na warunki zewnętrzne, można powiedzieć, że był stworzony do roli adepta sztuki dziennikarskiej, który pewnych kwestiach zachowywał naiwność charakterystyczną dla kogoś, kto wychował się nie na ulicach, a w cieplarnianych warunkach, mając za sobą studia w ekskluzywnej uczelni, która nie uczy niczego poza teorią. A wiadomo co sobie można zrobić z teorią w życiu, gdy nie jest poparta doświadczeniem i obyciem. Kogoś, kto życia i typowego cwaniactwa dla dziennikarzy musi się dopiero nauczyć i że w w toku nauki bez "dostania po dupie" się nie obejdzie.
Choć może rola alfonsa nazbyt stereotypowo ukazała murzyna w społeczeństwie amerykańskim, to jednak Freeman wydaje się tym zupełnie nie przejmować. Gra ostro, błyskotliwie konstruując postać na zasadzie kontrastu. Zachowanie Fast Blacka zależy od humoru i okoliczności w jakich w danej chwili się znajduje. Jest postacią bardzo zwodniczą. Jeśli tylko chce, potrafi być równym gościem, przyjacielem, bratem-łatą, pełnym uroku osobistego. Niestety, chwile takie są dość rzadkie, przeważnie dominuje ciemna strona jego natury. Fast Black jest brutalnym maniakiem, specjalizującym się w zastraszaniu ludzi. Bardzo dobrze oddają to dwie sceny. Pierwsza - gdy nożyczkami terroryzuje Punchy, podejrzewając ją o zdradę, druga - kiedy Fisher w bardzo głupi sposób przerywa mu rozliczanie z inną z jego dziewczyn, ściągając na siebie gniew i psychopatyczne spojrzenie alfonsa, który jednocześnie rozbitą butelkę ciągle trzyma przy gardle dziewczyny. Prymityw w bezwzględny sposób narzucający otoczeniu własne zdanie, człowiek wulgarny, zdeprawowany, bez zasad, z wielką chęcią uniknięcia więzienia. Osobliwe połączenie paternalizmu z nagle okazywanym sadyzmem. Niewiele mu trzeba, aby w oka mgnieniu radykalnie zmienił swoje zachowanie. Wystarczy mina, gest, nieopatrznie rzucone słowo, a drzemiący w nim potwór wychodzi na zewnątrz. Film można było zrobić lepiej, ale dla roli Freemana po prostu trzeba obejrzeć.
vindom
Widziałem tylko jeden film Schatzberga: "Scarecrow" z Hackmanem i Pacino. Bardzo szybko wypadł mi z pamięci, chyba oprócz świetnego aktorskiego duetu niewiele miał do zaoferowania.
OdpowiedzUsuńA ja widziałem dwa. A "Scarecrow" jakoś nigdy nie udało mi się skończyć. Po części dlatego, że kino drogi to nie bardzo mój gatunek. Polecam za to "Panic in Needle Park". Mocne, antynarkotykowe brzmienie.
Usuń