sobota, 14 czerwca 2014

Sam Peckinpah - Don Siegel i ja.


Poniższy tekst jest fragmentem słowa wstępnego, jakie Peckinpah zamieścił w wydanej w 1974 roku książce Stuarta Kaminsky'ego Don Siegel: Director


Lata temu, siedząc w biurze Waltera Wangera w jednym z trzech nędznych budynków Allied Artists, wytrwale oczekiwałem przez trzy dni, aż dostanę możliwość przeprowadzenia z nim wywiadu. Mając w pamięci to, że jest honorowym obywatelem Dartmouth, w oczekiwaniu na niego czytałem The Disenchanted Budda Schulberga. Wtedy właśnie poznałem Dona Siegela, pracującego jako goniec (podaj, przynieś, pozamiataj), co zaowocowało naszym pierwszym obrazem, Riot in a Cell Block 11, a skończyło się na nauce, jak mało wiem o filmach, ludzkiej naturze i woli przetrwania. 

Z Siegelem zrobiłem sześć filmów jako reżyser dialogowy (osoba, która pomaga szkolić dykcję aktora, korzystać z odpowiedniego tonu głosu, zależnego od sytuacji - przyp.haku), i dzięki temu oraz jego cierpliwości (oraz tego, że nie mógł znaleźć nikogo za mniejszą stawkę), tak wiele się nauczyłem.

Brutalnie szczery, zwykle ciągał mnie po biurach kierowników produkcji, gdzie ja musiałem lizać ich tyłki, walcząc o nasze pomysły. Don to wielki złośnik, kpiarz, ale z dużym poczuciem humoru (ta pierwszą cechę znam, o pozostałych słyszałem). Ale muszę powiedzieć, że zazwyczaj był na tyle miły, żeby nie śmiać się głośno, widząc mnie biegającego od lewa prawa, załatwiającego wszelkie formalności (a to łatwe nie było).

W czasach Riot in a Cell Block 11, był cały czas kłębkiem nerwów, w każdym aspekcie - przy produkcji, w życiu osobistym, wobec współpracowników. Ratował się humorem, którym zarażał nasz wszystkich, no i, przede wszystkim, tworzył świetne obrazy. Kiedyś przyłapał mnie na tym, że siedziałem na planie (przy okazji Private Hell 36). Dowiedziałem się wtedy, że reżyserów dialogowych jest bez liku, a gdy chcę sobie usiąść, mogę to zrobić w domu, pisząc dla niego dobry scenariusz; następnie zawlókł mnie do domu Waltera, kłócąc się z nim o moje uczestnictwo w kolejnych projektach. 
Don Siegel



Oddany swej pracy, skrupulatny rzemieślnik, Don maniakalnie walczy z wszechobecną głupotą przełożonych. Był i jest stale zdumiony idiotyzmem przemysłu filmowego, będąc jednocześnie zachwyconym jego kompetencjami i profesjonalizmem. Nie wiem w której części byłem, gdyż kiedyś powiedział mi, widząc mnie w jednym z moich programów telewizyjnych: "Nie jesteś wcale taki dobry!"

Gdy podczas jednego z pożarów w Malibu, spłonął mój dom, odesłałem dzieci do Fresno, zaś sam wprowadziłem się do Dona i jego matki. Przez trzy tygodnie, całkowicie spłukany, miałem wikt i opierunek, dach nad głową i zawsze ciepłe słowo. Lata później, kiedy podobna tragedia przydarzyła się jemu, nie mogłem tego zaakceptować, mocno wierząc, że to nie stało się naprawdę. Nadal w to nie wierzę. On także. 

Być może brzmi to jak laurka dla utalentowanego filmowca, ale i bliskiego przyjaciela - tak jest i nie jest. Był moim opiekunem i pracodawcą; doprowadzał mnie do wściekłości, ale nauczył myśleć. W końcu gdy zapytał mnie o to, jakim projektem powinien się zająć, ten pierwszy raz byłem gotowy na odpowiedź. Myślę, że to był początek mojej kariery.

Byłem szczęściarzem.

tłum. haku

8 komentarzy :

  1. Mógłby robic za sobowtóra Eli Wallacha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może robił za jego dublera w "Dobry, Zły i Brzydki" ;-)

      Usuń
  2. Faktycznie, wypisz wymaluj Eli Wallach.
    Nie oglądałem jeszcze filmów Siegela z lat 50., nawet słynnej "Inwazji porywaczy ciał", gdzie Sam Peckinpah zagrał u boku swojej żony, Marie Selland.

    OdpowiedzUsuń
  3. Epizodzik malutki zagrał i pracował przy scenariuszu ( adaptacja powieści ). Wielki mały film.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do tekstu wdarła się fotograficznie pewna nieścisłość - poprawione.
    Oczywiście na zdjeciu był Tuco - teraz już prawdziwy Don.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lustrzane podobieństwo :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Taa, stary telemicki patent ; zamieścic czyjąś podobiznę z podpisem nieboszczyka , a kostucha nie da na siebie długo czekac. Będąc na którymś z niższych stopni wtajemniczenia,najlepiej przetrenowac na kimś kto już jest jedną nogą w grobie .

    OdpowiedzUsuń
  7. Członkowie Ordo Templi Orientis są wśród nas...

    OdpowiedzUsuń