piątek, 19 lipca 2013

John Mackenzie - The Long Good Friday


Film mocno osadzony w realiach przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy Wielka Brytania przechodziła transformacje na wielu płaszczyznach. Podejmuje kilka bardzo istotnych zagadnień i problemów charakterystycznych dla tych czasów, między innymi kryzys polityczny, powszechnie panoszącą się korupcję, zagrożenie ze strony IRA, nielegalny handel bronią, zamachy terrorystyczne, kwestie integracji w ramach EEC (późniejsze UE), zmiany gospodarczo-ekonomiczne, odejście od tradycyjnego przemysłu na rzecz rozwoju budownictwa.

Główny bohater, Harold Shand (Bob Hoskins) jest niekwestionowanym przywódcą londyńskiego świata przestępczego, chełpiącym się swoimi zasługami we wprowadzeniu w nim względnego spokoju w minionej dekadzie. Teraz jednak w obliczu zachodzących zmian jego aspiracje sięgają znacznie wyżej, Harold chce zalegalizować swój majątek i zostać szanowanym biznesmenem. Będąc u szczytu powodzenia, uwagę skupia na przebudowaniu londyńskiego nabrzeża, unowocześnieniu tych zapuszczonych terenów, przy dyskretnym finansowym wsparciu amerykańskiej mafii. W wielkanocny weekend zjawiają się goście z drugiej strony Oceanu, o pomoc których Shand tak zabiega, a którzy jeszcze ciągle się wahają, czy zaakceptować jego warunki. Liczy, że uda mu się ich przekonać, przełamać opory i z sukcesem sfinalizować umowę współpracy.

Jednakże w tym samym czasie tak mozolnie budowane przez niego imperium zaczyna się rozpadać, co ma związek z serią morderstw, zamachów i wybuchów, w których ofiarami padają ludzie z jego otoczenia. Lecz nikt nie ma wątpliwości, że tak naprawdę chodzi o wyeliminowanie samego Shanda, który stara się oczarować bardzo płochliwych Amerykanów, nie zamierzających mieć żadnych kłopotów, w czym pomocą służy mu jego elegancka i przebiegła kochanka, Victoria (Hellen Mirren). Ale równocześnie czując, że grunt coraz bardziej zaczyna palić mu się pod nogami, próbuje poznać tożsamość oraz motywację sprawców. Niestety, wkrótce odkrywa, że wróg jest o wiele bardziej potężny, bezwzględny i brutalny niż mógł przypuszczać. Nie może uwierzyć, że w jeden weekend jego świat może się rozpaść, że on, herszt środowiska przestępczego, jest bezsilny, by skutecznie przeciwstawić się nieznanemu agresorowi. Stopniowo popada w panikę, czuje się niepewnie na własnym podwórku, gdzie sam przecież ustalał zasady. Reaguje silnym wzburzeniem, agresją wobec podwładnych, ale wszystko to do niczego nie prowadzi.


Mogłoby się wydawać, że Harold Shand to nieokrzesany prostak w typie Tony'ego Montany, który umiejętnie wykorzystał nadarzające się okazje i zaszedł na sam szczyt przestępczej hierarchii. Nic bardziej mylnego. To postać o wiele bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Shand to człowiek kontrastów, jakby dwojga natur w nim tkwiących i nieustannie prowadzących ze sobą wojnę. Przysadzisty wzrost, baryłkowata postura, mocny zarys szczęk, sposób wysławiania, zwłaszcza do podkomendnych, przypominający krótkie warknięcia pitbulla, sugeruje, że jest to natura nieskomplikowana, silnie ulegająca pierwotnym instynktom. To tylko jedna strona medalu. Druga niezbicie dowodzi, że Shand jest człowiekiem mającym dużo szersze aspiracje, z zamiłowaniem do otaczania się luksusem, czego dowodzi drogi apartament oraz związek z inteligentną, zmysłową, silną, dobrze ustosunkowaną w towarzystwie kobietą. Nienawidzi anarchii i stara się używać przemocy tylko jako narzędzia, gdy jest to absolutnie niezbędne, a inne rozwiązania z przekupstwem na czele zawiodą. Poza tym w ciągu dekady względnego spokoju gangsterzy londyńscy nieco odzwyczaili się od "chamskiej naparzanki". Niemniej Harold pozostaje pazerny na władzę, jest ona jego fetyszem. Lubi mieć wszystko pod kontrolą, nie znosi sprzeciwu, a większe wpływy, większy majątek i większa organizacja, to większa władza w jego rękach. Stąd też wynika niekorzystna sytuacja w jakiej tkwi - znalazł się na świeczniku. Zbyt mocno wyeksponował swoją osobę.



Ale nie tylko Bob Hoskins daje popis gry aktorskiej, pozostali aktorzy dotrzymują mu kroku. Specjalnie dla Hellen Mirren jej postać, Victoria, została bardziej pogłębiona, pierwotnie miała być stereotypową, głupiutką narzeczoną gangstera. Tymczasem stała się równorzędną partnerką Hoskinsa - inteligentną, przebiegłą, nowoczesną, sprawnie poruszającą się po salonach. W rolach drugoplanowych występowali aktorzy, robiący w późniejszych latach prawdziwe kariery - Pierce Brosnan w "The Long Good Friday" miał epizod, zaś w następnych latach jego kariera nabrała rozpędu do tego stopnia, że stał się międzynarodową gwiazdą, z kolei na przykład P. H. Moriarty i Alan Ford z powodzeniem grali w filmach Guya Ritchiego - "Lock, Stock and Two Smoking Barrels" (1998) i "Snatch" (2000).

Właściwie "The Long Good Friday" to filmowy portret gangstera, znajdującego się w skrajnej, kryzysowej sytuacji, wynikającej z zagrożenia ze strony nieznanego przeciwnika. Pozostaje jednak w tym samym stopniu filmem gangsterskim, co kryminalnym, bowiem Shand, ścigany i atakowany, stara się rozwiązać zagadkę tajemniczych zamachów. Tym samym urasta do rangi typowego bohatera kina noir. Intryga zaś zawiła i skomplikowana, niepozbawiona specyficznego czarnego humoru, z następującymi po sobie w ekspresowym tempie wydarzeniami - opowieść dotyczy trzydziestu sześciu godzin z życia Shanda - dodatkowo podbudowana jest licznymi nihilistycznymi podtekstami zwiastującymi nieszczęścia będące udziałem głównego bohatera oraz jego załamanie psychiczne w finale - ostatnia scena w filmie rozegrana w absolutnej ciszy, gdy przez twarz głównego bohatera w mgnieniu oka przelatuje cała paleta odczuć - najpierw zdziwienie, potem gniew i wreszcie akceptacja mającej nastąpić śmierci - zyskała sobie status legendarnej, podobnie jak bardzo sugestywna, zapadająca w ucho ścieżka dźwiękowa.

John Mackenzie wskrzesił brytyjski film gangsterski pogrążony w stagnacji od czasu "Get Carter" i "Performance". Choć w międzyczasie tworzono coś w tym nurcie, to żaden obraz nie był tak energetyczny, tak dobrze zagrany, ani tak wciągający oraz dobrze oddający niepokoje okresu, którego dotyczył.

vindom

1 komentarz :

  1. Super film, tam w finale niezłe było jeszcze, jak Hoskins tym jankesom patriotycznie pocisnął o brytyjskiej wyższości :D
    W ogóle wyspiarskie gangsta = moc niezapomnianych wrażeń: rodowód w linii prostej z 'angry cinema'
    widac, jak na dłoni - rootsowe typy, naturalne, obleśne miejscówki, doki, puby, smog i czarny humor najwyższej próby.
    Wydawało sie, że Guy Ritchie odpali nową 'crimevave made in GB', ale pary starczyło mu w sumie na 2 filmy ( bo 'Revolver' to to był jedynie formalny eksperyment, a 'Rocka Rolla' to już klasyczne gonienie w piętkę )
    Szkoda, że mało takich filmów powstaje, ale jak już się raz na jakiś czas coś objawi, to z reguły urywa dupę na całego - vide ' Sexy Beast' Glasera, czy irlandzki 'Generał' Boormana.
    Moim niedoścignionym numero uno w tym temacie pozostaje 'Sitting Target' Hickoxa - bo genialny'Performance' mimo ważnego gangsta wątku, to jednak inna bajka.
    Jeszcze nie widzialem 'Rise of the Footsoldier', a ze staroci ostrzę sobie zęby na 'Villiana' z Richardem Burtonem i Ianem McShane.



    OdpowiedzUsuń