poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Dario Argento - Trylogia Trzech Matek (Suspiria/Inferno/La Terza Madre)

   
Jeden z najlepszych włoskich horrorów, Suspiria, to dziecko wielu ojców i matek. Dario Argento oparł scenariusz na historii, jaką opowiedziała mu jego ówczesna partnerka życiowa, Daria Nicolodi, która z kolei usłyszała ją w dzieciństwie od babci. Do opowieści o tajemniczej szkole, którą rządzą wiedźmy, Argento dołożył co nieco z twórczości angielskiego romantyka Thomasa De Quinceya, opisującego w Levana and Our Ladies of Sorrow trzy mitologiczne matki ludzkości; w trylogii Argento to fikcyjny architekt Varelli, opisuje je, rządzące światem ze swych pałaców  - odpowiednio we Fryburgu (Mater Suspiriorum - Matka Westchnień), Nowym Jorku  (Mater Tenebrarum - Matka Ciemności) i Rzymie (Mater Lacrymarum - Matka Łez).

ODGŁOSY

Suspirię reżyser nakręcił w 1977 roku, niedługo po sukcesie "najlepszego giallo w historii", jakim okazało się być w opinii wielu Deep Red. Odchodząc pierwszy raz w swojej twórczości tak mocno od wątków realistycznych, Argento zaprezentował nam mroczną, super kolorową baśń o wiedźmach i ich ofiarach. Amerykanka Suzy Bannion (Jessica Harper) przybywa do akademii tańca we Fryburgu, aby studiować w jednej z najlepszych szkół baletu w Europie. Jej przybyciu towarzyszą niesamowite okoliczności - prócz deszczu, wiatru, burzy, spotyka na swojej drodze dziwne postacie, w tym jedną z uczennic szkoły, Pat, uciekającą z niej w pełną tajemniczych odgłosów noc. Dziewczyna tej nocy zginie, rozpoczynając krwawy pochód śmierci, która dosięga osoby nieposłuszne rządzącym w szkole kobietom. Surowe nauczycielki i podwładni im mężczyźni (!) w twardy i bezwzględny sposób sprawują rządy, bowiem nie mogą dopuścić do tego, by tajemnice wyciekły poza jej mury.  Suzy wraz z koleżanką Sarą (Stefania Casini) rozpoczyna prywatne śledztwo, dowiadując się coraz bardziej niesamowitych informacji o szkole i jej fundatorce, "czarnej wiedźmie" Helenie Markos.


Jeden z najpiękniejszych wizualnie horrorów, oferujący istną feerię kolorów: przemieszanych zieleni, błękitów, żółci. I czerwieni. To najważniejszy kolor kina Argento. Obrazu, który w zasadzie jest ciągiem niesamowicie dopracowanych pod każdym względem ujęć, ponurą baśnią, opowiadającą klasyczną historię dziewczynki zagubionej w lesie pełnym niebezpieczeństw. Wilki czają się w jego zakamarkach, zaś niby pomocne dłonie wróżek okazują się zakamuflowanymi, zwierzęcymi łapami wiedźm. Finał odbędzie się przy wydatnym udziale nadprzyrodzonych sił, jednak główna bohaterka sama będzie musiała pokonać złego wilka. Doskonała w roli młodej baletnicy Suzy, Jessica Harper, mimo swych 27 lat (!) umiejętnie porusza się między niewinną dziewczęcością a powoli budzącą się do życia kobiecością, udanie przekazuje zamierzenia reżysera, który początkowo planował zatrudnić do swego obrazu nieletnie dziewczynki. Tak, jak w konwencji kina giallo, tak i w tym obrazie większość ofiar to kobiety, ginące w krwawy, ale i wyrafinowany sposób. Każda ze zbrodni ukazana w dziele Włocha to majstersztyk realizacyjny - czy będzie to przepełniona wszystkimi kolorami tęczy jazda kamery z "deszczowego" prologu filmu, utrzymana w czarno białej tonacji scena morderstwa na opustoszałym rynku, czy cyanowa, okrutna śmierć jednej z bohaterek w zapadni wypełnionej kolczastym drutem - każda z nich jest maleńkim arcydziełem, skutecznie zapadającym w pamięć widza. Argento opowiada obrazem, ale i muzyką - ta jest idealnie skomponowana z kolejnymi ujęciami. Hipnotyzujący Suzy gadzi syk "witch" wraz z pojedynczymi nutami pianina wprowadza do obrazu transowość, uwypuklając ją ciągłymi repetycjami. Niesamowita scenografia wnętrz i architektura budynków to zasługa Giuseppe Bassana, współpracownika Argento już za czasów The Last Days of Milan, współtworzącego scenografię również do Deep Red, czy Tenebrae. Sposób w jaki wykreowano pomieszczenia, ich ściany, kolory, sprawiają, iż widz czuje się jak w gigantycznym domku dla lalek, pełnym tajemniczych rekwizytów i sekretnych przejść.

Przy tak wielkim zdominowaniu obrazu przez barwy, muzykę, scenografię i wszelkie krwawe efekty specjalne, fabuła potraktowana zostaje "po macoszemu". Zniknięcia kolejnych uczennic, tajemnicze śmierci, mroczne podejrzenia, nie zostają w satysfakcjonujący sposób rozwiązane - w finale Argento, niczym nieskrępowany kreator, ucina wątki dźgnięciem noża, symbolicznie zamykając całość oczyszczającym pożarem. Widz, który domagał się wyjaśnień, musi sam dopisać sobie zakończenia wątków - czy zło umiera całkowicie, czy wiedźmy będą nadal szukać kontroli i władzy nad światem, czy bohaterka po całej swojej podróży jest w stanie normalnie funkcjonować - na te i inne pytania nie znajdziemy w obrazie odpowiedzi. Łatwo jednak odeprzeć powyższe zarzuty - jak wspomniałem wcześniej, Suspiria to mroczna baśń, której nie obowiązują prawa linearnej fabuły, która stara się być jak najbardziej uniwersalna, gotowa do odczytania przez każdego w każdym czasie, nie przywiązana uwarunkowaniami czasowo - przestrzennymi. Rozpoczynając projekcję obrazu mamy poczuć się jak we śnie, którym nie zawsze rządzi logika, a kolejne wydarzenia nie mają ciągu przyczynowo - skutkowego.




Suspiria to zestaw genialnych ujęć, mocno zakorzeniający się w umyśle widza: otwierająca film scena, w której Suzy opuszcza lotnisko, kierując się na postój taksówek, kontynuując podróż pośród gwałtownej burzy to prawdziwe trzęsienie ziemi - natłok barw przemieszany z oszałamiającą muzyką może spowodować lekkie oszołomienie. Niedługo później, gdy dochodzi do pierwszego, "szkatułkowego" morderstwa, widz czuje się już zupełnie skołowany. Po chwili następuje uspokojenie klimatu obrazu, poprzez wprowadzenie zarysu fabularnego, który jednak jest przerywany kolejnym szarpiącym nerwy ujęciem - gdy osłabiona Suzy przemieszcza się przez korytarze szkoły, trafiając na kucharkę czyszczącą srebra, doznaje czegoś w rodzaju olśnienia - moją ulubiona w całej twórczości Argento, czy wspaniałą, nocną sekwencją morderstwa na opustoszałym placu.


PIEKŁO

Ogromny sukces filmu spowodował, że gwiazda reżysera zalśniła w całej okazałości. Minęły trzy lata i na ekrany kin weszła druga część trylogii - Inferno, tym razem rozgrywająca się w Nowym Jorku (amerykańskie miasto imitowały makiety) i w Rzymie. Tym razem Argento zainteresował się światem alchemii, nauk tajemnych, starych ksiąg wypełnionych zaklęciami. Skierował się w stronę horroru totalnego, nieskrępowanego fabułą, czy jakimikolwiek treściami. Przygotował ponad półtoragodzinną wizualną ucztę, momentami dorównującą Suspirii. Już jedna z pierwszych scen, nurkowanie w piwnicach pałacu to operatorski i dźwiękowy majstersztyk, stworzony przez zaproszonego na plan wielkiego Mario Bavę (był również autorem finałowej sceny z lustrem, oraz makiety imitującej Nowy Jork po zmroku), będący jego ostatnim filmowym dokonaniem. Wspaniałe połączenie wizjonerstwa dwóch największych postaci włoskiego horroru.

Spróbujmy zarysować fabułę - oto mieszkająca w Nowym Jorku Rose Elliot (Irene Miracle) przegląda zakupioną u starego antykwariusza Kazaniana (Sacha Pitoeff) księgę pod tytułem The Three Mothers, z której dowiaduje się o istnieniu tytułowych Trzech Matek, rządzących ze swych siedzib w trzech miastach całym światem. Ich rządy opierają się na strachu, trwodze i mroku. Klucze do ich domostw są ukryte w trzech miejscach, jeden z nich znajduje się w domu, w którym Rose mieszka. Bohaterka na własną rękę stara się odnaleźć klucz, jednocześnie informuje o tym listownie swojego brata, Marka (Leigh McCloskey), studiującego w Rzymie muzykologię. Mark przybywa do mieszkania siostry, lecz na miejscu zastaje tylko jej koleżankę Elise (Daria Nicolodi), opowiadającą mu o fascynacji Rose tajemniczą księgą o Trzech Matkach. Mark rozpoczyna poszukiwania zaginionej siostry w podziemnych zakamarkach domu.


Wielobarwna fantazja reżysera tym razem odbywa się właściwie bez specjalnego zarysu fabularnego - kolejność scen nie jest ważna, są one raczej ciągiem koszmarnych zdarzeń, jakie spotykają mieszkańców tajemniczego domu: napaść i dekapitacja za pomocą  gilotyny, atak oszalałych kotów, czy równie przejmująca śmierć po zagryzieniu przez szczury - ta ostatnia zresztą to małe arcydzieło - oto kaleki antykwariusz nienawidzący kotów łapie je, umieszcza w worku, a następnie ma zamiar utopić - gdy dociera do rzeczułki, jego kule odmawiają posłuszeństwa, kaleka wywraca się. Z zewsząd zaczynają nadciągać gromady wygłodzonych szczurów, spragnione ludzkiego mięsa. Kazanian woła o pomoc, z pobliskiej rzeźni wybiega człowiek z toporem; po dotarciu na miejsce, miast pomóc umierającemu człowiekowi masakruje go jeszcze bardziej. Ta scena to kwintesencja Inferno - wizualnego majstersztyku, horroru pełną gębą, dalekiego od bajkowości Suspirii, bliższemu włoskiemu kinu gore ówczesnych lat. Nie przeszkadza to jednak reżyserowi w komponowaniu wspaniałych, równie wielobarwnych jak w poprzednim obrazie kadrów, których kolorystyka przywodzi na myśl najlepsze dokonania Mario Bavy. Zainteresowanie Argento przekłada się także w tym obrazie na architekturę, co skutkuje znakomitymi ujęciami starych budynków, ich niecodziennej geometrii, koncentrowaniu się na detalach, wypełnionych przepychem wnętrz. Pikanterii całości dodaje kongenialna ścieżka dźwiękowa, tym razem w wykonaniu Keitha Emersona, pianisty progresywnego tria Emerson, Lake & Palmer - momentami oparta na Va pensiero Verdiego z jego opery Nabucco, innym zaś razem bliższa muzyce progresywnej, przepełniona chórami, dużo bardziej dynamiczna niż goblinowskie, mocno psychodeliczne kompozycje do poprzedniego obrazu Włocha. Towarzyszące podróży Marka po labiryntach posiadłości Matki Ciemności Mater Tenebrarum to chóralne arcydzieło porównywalne z tytułowym motywem Suspirii. Kończący całość pożar jest oczywistym nawiązaniem do finału pierwszej części trylogii - lecz nie tylko on, w Inferno można doszukać się wielu odniesień do słynnej poprzedniczki - scena jazdy rzymską taksówką to właściwie odtworzenie podróży Suzy we Freiburgu, o podobnym zestawie ujęć, kolorach, a nawet tym samym taksówkarzem (Fulvio Mingozzi); w obydwu obrazach pojawia się Alida Valli (jako nauczycielka tańca, pani Tanner oraz jako Carol, dozorczyni domu). Ręce mordercy także są takie same - to zakończone szponami owłosione ręce nieziemskiej istoty (w obu obrazach są to ręce samego Argento - jak mówił: "ja wiem najlepiej jak powinny układać się dłonie przy morderstwach w moich filmach").



Prócz Mario Bavy, na planie Inferno, jako asystent reżysera, pojawił się jego syn Lamberto, który miał duży wkład w mocno zapamiętane sceny z  wykorzystaniem zwierząt - kotów, rzucanych wprost na ciało Irene Miracle, czy szczurów oblegających Sachę Pitoeffa; sceny, kręcone z wielkim poświęceniem przez aktorów, którym groziły różne komplikacje zdrowotne. Bava jr do dziś wspomina iż na widok kotów i szczurów dostaje szału, na co Argento swobodnie replikuje : "lubię wszystkie zwierzęta" (ten i poprzedni cytat z Argento pochodzi z wywiadu, jakiego udzielił z okazji wydania filmu na DVD). Dzięki tym scenom, film dystrybuowany przez 20th Century Fox w USA doczekał się tylko wydania na rynku kasetowym, zaś w kinach tylko w Europie i Azji, co potwornie zezłościło reżysera, który traktował go bardzo osobiście (ówczesna szefowa FOX, Sherry Lansing uznała film za zbyt krwawy i pełen przemocy, by mógł wejść do amerykańskich kin; co wydaje się zastanawiające, gdyż np. ówcześni szefowie Warner Bros nie widzieli nic złego we wprowadzeniu na ekrany kin Friday the 13th, który na poziomie efektów gore był równie krwawy - oba filmy miały swą premierę w 1980 roku). W wywiadach podkreślał, iż zainteresowanie alchemią przekształciło się w małą obsesję, podróżował po francuskich katedrach celem odczucia ich tajemniczego, zagadkowego klimatu, który później mógłby przekształcić się w gotowy obraz (Daria Nicolodi twierdzi, że to ona zainteresowała męża światem nadnaturalnym, zmieniając jego spojrzenie na horror, przez co odszedł od stylistyki thrillera w kierunku historii nadnaturalnych). Dlatego też fabuła Inferno pełna jest zagadek, niedopowiedzeń, ledwie zarysowanych wątków, które nie zostają domknięte, wyjaśnione. Po zakończeniu zdjęć do obrazu, Argento odłożył na bok niedokończoną trylogię którą czuł się zmęczony, pragnąc zmiany nakręcił Tenebrae. Późniejsze obrazy również były bliższe regułom klasycznych gialli, stanowiąc mieszaninę typowo włoskiej poetyki z ich amerykańskimi odpowiednikami - slasherami. W 1989 roku Luigi Cozzi planował dokończyć po swojemu całą trylogię, jednak jego Il Gatto Nero, znane na zagranicznych rynkach także jako Demons 6: De Profundis, było raczej fanowskim hołdem dla dzieł Argento, niż właściwym zakończeniem trylogii. Na to musieliśmy poczekać aż do XXI wieku i obrazu La Terza Madre (a.k.a.The Mother of Tears), którym reżyser powrócił do wątków swoich poprzednich filmów.

MATKA ŁEZ

W 2007 roku na ekrany kin weszła La Terza Madre, finałowa część trylogii, dziejąca się w Rzymie, dotyczyła historii ostatniej z matek, Matki Łez. Nakręcona w 30 lat po Suspirii, nie ma już niestety w sobie tego niesamowitego klimatu poprzednich części - odarcie z tajemnicy i niedopowiedzenia, czyni go raczej brutalną odpowiedzią reżysera na współczesne kino gore niż kontynuacją stylowych obrazów. Główna bohaterka to Sara (w tej roli córka reżysera, Asia Argento), studentka konserwacji zabytków w Rzymie, która wraz z koleżanką Giselle otwiera świeżo wykopaną w ruinach starego kościoła trumnę ze szczątkami wiedźmy. Po odpieczętowaniu urny, Giselle ginie w okropnych cierpieniach, zaś Sarze udaje się uciec; cały Rzym zostaje opanowany przez grupy wandali, dokonujące brutalnych aktów przemocy i morderstw. Do miasta zlatują się na sabat wiedźmy z całego świata, zaś życie Sary jest w poważnym niebezpieczeństwie.




Brak wizualnej spójności z poprzednimi częściami sagi to największy mankament La Terza Madre - brak charakterystycznej kolorystyki, architektury i filmowania pod różnymi kątami powoduje iż obraz nie może być uznany za dokończenie trylogii. Sama intryga także nie zachwyca, odchodząc od alchemiczno-czarodziejskich inspiracji w kierunku motywów znanych z mitologii chrześcijańskiej, zahaczając o egzorcyzmy, opętania i motywy apokaliptyczne. To, co było największym plusem poprzednich obrazów Argento, czyli niebanalny klimat wszechobecnej tajemnicy, w ostatniej części trylogii jest schowane, a cała historia zostaje podana widzowi "na talerzu", bez zbędnych  niedopowiedzeń, w dosyć prosty i mało wyrafinowany sposób. Nie jest to obraz całkowicie nieudany - niektóre kadry są świetnie rozplanowane, momentami można zauważyć ciekawe jazdy kamery, czy stylowe zbliżenia; krew leje się strumieniami, efekty gore są świetnie wykonane (ich autorem jest niezawodny Sergio Stivaletti), czego niestety nie można powiedzieć o efektach specjalnych (w tym pojawienia się matki głównej bohaterki, graną przez Darię Nicolodi), które wykonane przez komputer stają się niezamierzenie śmiesznymi. Do plusów należy zaliczyć ścieżkę dźwiękową lidera Goblin, Claudio Simonettiego (choć brakuje jej równie wyrazistego tematu jak w poprzednich obrazach Argento), mieszającą chóralne orkiestracje z szeptami, sykami i tym podobnymi efektami. Kolejnym minusem obrazu jest wręcz fatalna Asia Argento w głównej roli; choć w całej trylogii aktorstwo nie stało na specjalnie wysokim poziomie, zaś Asia nigdy nie była specjalnie dobrą aktorką, to w La Terza Madre córka reżysera miota się pomiędzy kolejnymi scenami na granicy całkowitego amatorstwa. I jeszcze jedno - w polskiej ścieżce dialogowej filmu, wiedźma z Suspirii - Mater Suspiriorum  to Matka Ogromu (zapewne tłumaczone ze słuchu angielskie mother of sighs, które brzmi podobnie do mother of size); do poziomu obrazu niestety dopasował się także polski tłumacz; spuśćmy jednak na niego zasłonę milczenia.

Prawdziwa Trzecia Matka nie umarła, jej historia jeszcze nie została opowiedziana - odgraża się Daria Nicolodi. Patrząc na dzisiejszą formę reżyserską Dario Argento, może lepiej by ta historia nie powracała już nigdy.

haku









5 komentarzy :

  1. Uzupełniając i prostując pewne rzeczy na temat wkładu Bavy w "Inferno" : na planie "Inferno" Bava był odpowiedzialny za efekty specjalne i zdjęcia trickowe. Jego dziełem jest iluzja Nowego Jorku: drapacze chmur zrobiono z kartonów po mleku, pokrytych fotografiami wykonanymi przez Francesco Bellomo. Użyto ich także w scenie w Central Parku. Dom na Riverside Drive został odtworzony przez Bavę w De Paolis Studio jako makieta. W ostatnim ujęciu płomienie wydobywające się z okien tejże makiety to nic innego, jak kolejny trick optyczny. Przewijający się przez cały film księżyc w pełni na czarnym niebie to jeden z rysunków na szkle Bavy. Ponadto Bava kilkakrotnie pełnił rolę głównego operatora: zwłaszcza w scenie, gdy Rose Elliot schodzi do piwnicy (jakkolwiek zdjęcia podwodne kręcił Lorenzo Battaglia i nie było tu żadnych efektów specjalnych) i w scenie ostatniej, rozgrywającej się w płonącym budynku, gdy Veronica Lazarr zamienia się w śmierć (trick z tzw. "water glass", wynalazkiem ojca Bavy, Eugenia, które pojawia się już wcześniej, gdy Mark odzyskuje przytomność po ataku serca). W czasie, gdy Dario Argento leczył się na hemofilię, Bava zastępował go na stołku reżyserskim, kręcąc tak zwane "pick-up shots": krótkie, kilkusekundowe ujęcia bez aktorów (księżyc wyłaniający się zza kotary, koty siedzące na katafalku, szczury biegające po rurze nawadniającej, kocie oczy w ciemnościach, trujący gaz wydobywający się z wywietrznika, etc.), którymi film jest gęsto poprzetykany.
    Pozdrawiam i wielkie dzięki za tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fachowa sprawa! :)
      Wielki dzięki za uzupełnienie, informacje na temat uczestnictwa Bavy w zdjęciach wziąłem z wywiadów z Dario Argento i Darią Nicolodi, oraz synem Mario, Lamberto.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Co za pierdoły o trzeciej matce. Czuje sie jakbym był na filmwebie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu moje odczucia na temat obrazu. A że dla Ciebie pierdoły, to cóż, nie da się zadowolić każdego. Powyższy zwrot mocny, nie ma śmiechu. :D

    OdpowiedzUsuń